Biskup na linii frontu

GN 41/2014

publikacja 09.10.2014 00:15

Większa część mojej diecezji jest kontrolowana przez islamistów. Z niektórych parafii musieli uciekać księża i siostry, bo islamscy rebelianci grozili im śmiercią. Tam naprawdę jest bardzo niebezpiecznie – mówi bp Tadeusz Kusy w rozmowie z Beatą Zajączkowską.

Bp Tadeusz Kusy Pochodzi z Cieszyna, ma 62 lata. W Afryce pracuje od 1979 r., obecnie w Republice Środkowoafrykańskiej. Papież Franciszek mianował go biskupem koadiutorem diecezji Kaga-Bandoro. Zamieszkuje ją ok. 300 tys. osób, z czego 1/3 stanowią katolicy. Większa część terenu diecezji jest obecnie kontrolowana przez islamskie bojówki. Bp Tadeusz Kusy Pochodzi z Cieszyna, ma 62 lata. W Afryce pracuje od 1979 r., obecnie w Republice Środkowoafrykańskiej. Papież Franciszek mianował go biskupem koadiutorem diecezji Kaga-Bandoro. Zamieszkuje ją ok. 300 tys. osób, z czego 1/3 stanowią katolicy. Większa część terenu diecezji jest obecnie kontrolowana przez islamskie bojówki.
archiwum prywatne Bp Tadeusza Kusego

Beata Zajączkowska: Niedawno został Ojciec biskupem, ale święcenia biskupie nie mogły odbyć się na terenie diecezji, w której Ojciec pracuje…

Bp Tadeusz Kusy: Odbyły się w stołecznym Bangi ze względu na bardzo napiętą sytuację na terenie diecezji Kaga-Bandoro, gdzie zostałem biskupem. Nie było mowy, by w uroczystości mogli uczestniczyć moi najbliżsi i przyjaciele, misjonarze z innych części kraju czy nawet wierni diecezji. Zebranie w jednym miejscu dużej liczby katolików mogłoby mieć tragiczne konsekwencje. W najlepszym ze scenariuszy zostalibyśmy napadnięci w celach rabunkowych, same samochody stanowią już dla islamistów ważny łup. Moja diecezja znajduje się niejako na linii frontu – podziału między siłami rebeliantów muzułmańskich z grupy Seleka i innymi miejscowymi grupami zbrojnymi samoobrony, tzw. Antybalaka.

To nie będzie łatwa posługa biskupia…

Nie będzie łatwo. Ale kiedy 26 lat temu przyjechaliśmy do Republiki Środkowoafrykańskiej na zaproszenie holenderskiego biskupa, też nie było łatwo. Mieliśmy iść tam, gdzie inni nie chcieli jechać. Na rubieże diecezji, na tereny odległe i zapomniane. Pięć dni samochodem do stolicy. Wielu się dziwiło, że na to się zgodziliśmy. A my, franciszkanie, chcieliśmy odbudować tu Kościół, przynieść mu siłę przez nasz charyzmat braterstwa. Teraz w RŚA braterstwo jest najważniejsze. Obecna wojna sprawiła, że pękła wielowiekowa jedność między ludźmi w dzielnicach, wioskach. I konsekwencje tego są straszne. Nasz kraj przeżywał wiele przewrotów, ale jeszcze nigdy nie był tak mocno podzielony, nigdy tak głęboko nie upadł jak teraz.

Jak siać „pokój i dobro”, gdy w sercach ludzi dominuje chęć zemsty?

Musimy zacząć od odbudowania dobra w nas samych, żeby nie dać się ponieść złu. Nie będzie to łatwe, ale chcę umacniać poszczególne wspólnoty. Trzy parafie na terenie mojej diecezji są opuszczone. Księża tam pracujący i siostry musieli wyjechać z powodu gróźb ze strony islamskich rebeliantów. Księża docierają do wiernych co jakiś czas, ale jest tam naprawdę bardzo niebezpiecznie. Do tego, co było wcześniej, po tym, co przeszliśmy w ciągu ostatnich miesięcy, nie da się już wrócić. Ludzie na terenie mojej diecezji to w zdecydowanej większości nie członkowie grup zbrojnych, tylko spokojni wieśniacy, którzy chcą pracować, by zapewnić rodzinom w miarę godny byt i żyć w spokoju. W tych dniach będziemy przeżywać rekolekcje i czas przygotowania nowego programu duszpasterskiego. Będę mówił o pojednaniu, sprawiedliwości i pokoju, a potem o radości głoszenia Ewangelii. Jest to moja propozycja szukania ścieżek do drugiego człowieka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.