Boże Miłosierdzie i Nowenna Pompejańska

publikacja 25.09.2014 12:20

Kilka lat temu, przeżywałem trudny czas.

Boże Miłosierdzie i Nowenna Pompejańska

Generalnie waliło mi się wszystko i w życiu osobistym i zawodowym. Nie udało mi się zrealizować pewnych, ważnych dla mnie planów zawodowych, nie zdałem ważnego egzaminu, zostawiła mnie dziewczyna po prawie półtorarocznym związku, który dla mnie zmierzał już do bycia na zawsze razem.

Byłem wówczas dość daleko od Boga, choć regularnie praktykowałem, to był On dla mnie Kimś dalekim, nieosiągalnym, abstrakcyjnym. Tak naprawdę nie wierzyłem w Jego osobową obecność w świecie. Byłem też wówczas ogarnięty różnymi wadami mojego charakteru, umoczony w różnych grzechach, m.in nieczystości, aż po uszy. Wtedy w tym czasie, totalnego dołka coraz częściej w mojej głowie pojawiała się myśl, że jedyne co mi zostaje, to zwrócenie się do Boga o pomoc. Być może działo się to w myśl zasady: gdy trwoga to do Boga. Nie wiem.

Coraz częściej zacząłem się jednak wtedy zastanawiać nad tym, co mówiła mi moja była dziewczyna. Zacząłem zazdrościć jej wiary, zastanawiać się, że może jednak w kwestiach wiary ma rację. Ona wielokrotnie, gdy byliśmy razem, opowiadała mi o Bogu, w sposób inny niż słyszałem o nim do tej pory. Opowiadała właśnie o Jego osobowym działaniu w świecie, o tym, że jeśli zechcemy, to może się nami zatroszczyć i zniszczyć nawet najgorsze wady naszego charakteru. Czytała „Dzienniczek” siostry Faustyny, który dostała od jakiegoś księdza. Do tej pory o nim nie słyszałem, ale tekst był dla mnie zbyt nawiedzony. Zresztą całe podejście do wiary tej dziewczyny było dla mnie dziwne, zastanawiałem się, czy nie jest trochę nawiedzona, czy ksiądz (ten od „Dzienniczka”) z jakiejś wspólnoty, do której należała, nie robi jej wody z mózgu. Buntowałem się przeciwko temu. Wiara tej dziewczyny była dla mnie dziwna i przypominała mi wiarę dewotek, m in. dlatego, że jej postępowanie np. w sferze czystości nie było, tak jak i moje, przykładne. Zdawałem sobie oczywiście sprawę, że wiele nieczystych jej czynów wynikało z mojego postępowania, wiele złego robiliśmy razem, ale wiedziałem też, że ona skąpana była w nieczystości już zanim mnie poznała, że nieobca jej pornografia, że lubiła flirtować z innymi, że sama wielokrotnie dążyła do tej nieczystości, także między nami. To kłóciło się z tym, co mówiła o Bogu. Twierdziłem, że jej myślenie jest jakieś chore, sekciarskie, że wszystko przez tą wspólnotę do której należy i księdza, że - jak tak dalej pójdzie - to nie da się z tą dziewczyną żyć, zrujnuje się nasz związek.

Związek się rozpadł. Zaraz potem rozpadały się inne kawałki mojego życia, także te zawodowe. Po czasie, gdy coraz bardziej sięgałem dna w moich nałogach, grzechach, wadach, w nieczystości, w imprezowaniu i innych niezbyt pochlebnych zachowaniach, zaczęło pojawiać się pragnienie zbliżenia się do Boga, udania po pomoc do Niego i poznania Go bardziej. Wtedy zaczęły przypominać mi się moje rozmowy z byłą dziewczyną o Bogu, jej podejście do wiary. Zacząłem jej takiej wiary zazdrościć. Rzecz dziwna, w tym czasie u moich dalszych i bliższych znajomych pojawiał się „Dzienniczek”. A to zauważyłem go na półce u koleżanki, a to znajomy, którego nie podejrzewałem o zbytnie zaangażowanie w Kościele, ni stąd, ni zowąd, zaczął o nim opowiadać. Tym bardziej więc wracały w mojej głowie myśli o wierze mojej byłej dziewczyny i o potrzebie zwrócenie się do Boga. Tyle, że nie starczało mi siły, by walczyć z różnymi wadami mojego charakteru, z uzależnieniami. W moim życiu działo się coraz gorzej. Chęć nawrócenie i poznania Boga takiego, jakiego znała ta moja była dziewczyna, pozostało więc w sferze chęci.

Tak było do czasu, gdy dostawać zacząłem sygnały, że moja była dziewczyna popadła w złe towarzystwo. Nie wiem, czy tak było naprawdę, bo zupełnie straciłem z nią kontakt, ale to, co o niej do mnie docierało, było bardzo niepokojące. Tym bardziej, że dostawałem od życzliwych osób różne jej zdjęcia, na których wyglądała podle. Jak nie ona. Raczej jak osoba dość lekkich obyczajów.

Realnie nie mogłem nic zrobić. Postanowiłem wtedy, że jedyne, co mi zostaje, to prosić Boga o łaskę dla niej i o to, że jeśli faktycznie to, co się u niej dzieje, jest złe (bo tak to wyglądało), to żeby Bóg nie dopuścił, żeby zepsuła sobie życie. Postanowiłem, że w tej intencji zamówię Msze Świętą - bo w końcu jest to najwspanialsza z wszystkich modlitwa. Tak też zrobiłem. Mimo to, ciągle coś nie dawało mi spokoju i mówiło, że powinienem jeszcze coś zrobić. Pewnego dnia wałęsałem się po mieście, w myślach prosiłem Boga, by jakoś tą całą sytuacje rozstrzygnął Wtedy też „przypadkiem” wszedłem do pewnego kościoła na krótką modlitwę. W gablocie zobaczyłem informacje o Nowennie Pompejańskiej i sposobie jej odmawiania. Jakoś poczułem, że warto by było, gdybym jeszcze tą modlitwą pomodlił się na moją byłą dziewczynę, ale i za mnie.

Tyle, że bardzo wymagająca jest ta modlitwa. Trzy części różańca przez 54 dni, codziennie i dodatkowe modlitwy. Pomyślałem, że ja to bym nie dał rady. Na marginesie napiszę, że nigdy nie lubiłem różańca. To była długa i nudna modlitwa. Jednak rodzice wpoili mi przekonanie o dużej jej mocy, więc chwytałem się jej, w ramach hasła: „jak trwoga to do Boga”, wtedy gdy naprawdę potrzebowałem łaski od Boga, np. przed egzaminami na studiach itp.

Gdy wróciłem do domu, przewertowałem Internet szukając informacji o Nowennie Pompejańskiej. Było w to w czasie, gdy zbyt wielu informacji nie można było uzyskać. Ale dowiedziałem się o objawieniach NMP, o obietnicach, o tym, że modlitwa ta jest nazywaną „nowenną nie do odparcia”. Ostatecznym impulsem do rozpoczęcia tej modlitwy była kolejna porcja życzliwych znajomych, dotycząca obecnego życia mojej byłej dziewczyny. Nie wiem skąd, ale zaczynając ją, ufałem że Matka Boża pomoże.

W trakcie odmawiania miałem różne chwile. Czasem wątpiłem, czasem wydawało mi się, że moja modlitwa jest taka marna, a ten różaniec to tylko takie klepanie zdrowasiek, zupełnie niczym dewotki w kościele. Mimo wszystko, jednak dotrwałem do końca. Nowenna pompejańska dzieli się na dwie części, błagalną: 27 dni i dziękczynną - też 27 dni. W dniu, w którym zaczynałem część dziękczynną, po kilku miesiącach odezwała się do mnie moja była dziewczyna, z pytaniem co u mnie, bo ona potrzebuje zmiany, oczyszczenia. Dziwne, bo to był tylko jeden sms, nie odpisała już na mój. Jednak ufałem, że może to znak, że moja modlitwa przynosi owoce. Po skończeniu Nowenny ufałem że zostałem wysłuchany, ale zacząłem też gorąco prosić, by Bóg dał mi jakiś znak, że faktycznie wszystko u niej dobrze.

W jakiś czas po skończeniu całej Nowenny, przypadkowo się spotkaliśmy. W czasie rozmowy, po pytaniu co u niej słychać, opowiedziała, że ostatnio wiele przemyślała i zmieniła. Rzecz dziwna, w jej zdaniach pojawiały się zwroty takie, jakie ja używałem, formułując intencję modlitewną, każdego dnia odmawiając Nowennę. To bardzo mnie zaskoczyło. Jeszcze bardziej zaskoczyło mnie to, jak w kilka godzin po tej rozmowie sprawdziłem datę w kalendarzu. Okazało się wtedy, że w tym dniu było Święto MB Różańcowej. Wiem, że Matka Boża mnie wysłuchała. Może to tylko przypadek, a ja dorabiam do tego ideologie, ale może nie. Dla mnie to takie osobiste przeżycie, spotkanie z Bogiem działającym tu i teraz.

Jeszcze jak dziś wspomnę ten moment, gdy zobaczyłem tę datę w kalendarzu, to czuje ciary na plecach. Jestem strasznie wdzięczny Matce Boskiej i wiem, że ta nowenna, nowenna nie do odparcia i sama modlitwa różańcowa ma wielką moc. Jest bardzo skuteczna. Od tamtego czasu jeszcze kilkakrotnie odmawiałem tą Nowennę. Zawsze zostałem wysłuchany, choć czasem nie od razu i czasem w sposób zaskakujący czy nawet zadziwiający.

Chcę także powiedzieć, że w tej nowennie jest jeszcze coś. Gdy się Ją odmawia, człowiek otrzymuje wiele łask. Zupełnie niezależnych od intencji, w jakiej się tę modlitwę odmawia. Człowiek dostaje takiego duchowego kopa. Dla mnie te okresy, gdy odmawiałem nowennę, to takie osobiste rekolekcje. Za każdym razem, gdy zaczynam tę nowennę, w jej trakcie Bóg zsyłał mi łaski, o jakie nawet nie śmiałem prosić, ba, nawet nie wiedziałem, że są mi potrzebne. Nawet powiem więcej, Bóg za przyczyną Matki Bożej pomaga walczyć ze słabościami. Pomógł mi z grzechem nieczystości, pomógł poukładać wszelkie sprawy zawodowe i osobiste. Moje plany i marzenia stały się realne. Zdobyłem upragniony zawód, mam wspaniałą kochaną osobę. Wiem, że to wielka łaska od Matki Bożej. Wiem też, że moja była dziewczyna ułożyła sobie życie i jest szczęśliwa.

W czasie odmawiania nowenny postanowiłem poznać też bliżej tak niezrozumiały wcześniej przeze mnie „Dzienniczek”. Z każdą przeczytana kartą otwierałem oczy ze zdumienia nad tym, co Bóg objawiał Św. Faustynie. Prawie 4 lata potrzebowałem, by przeczytać tę książkę, ale było warto. Przesłanie Bożego Miłosierdzia zawarte w „Dzienniczku”, bardzo zbliżyło mnie do Boga. Wiele prawd, jakie głosi Kościół, jest dla mnie teraz bardziej zrozumiałych. Wiedząc o tajemnicy Bożego Miłosierdzia, prościej jest kroczyć przez życie, podejmować decyzje, podnosić się ze swoich wad czy wreszcie znosić porażki.

Jeśli przetrwaliście do końca tego mojego długiego świadectwa, to mam nadzieje że udało mi się Was zachęcić i do poznania Bożego Miłosierdzia i do wzięcia do ręki różańca i ufnej nim modlitwy do Matki Bożej. Warto. Na moim przykładzie mogę potwierdzić że prawdą jest, iż zaufanie Jezusowi i modlitwa różańcowa do Maki Bożej spowoduje w Waszym życiu takie skutki, które wprost wprowadzą was w zdumienie.

Czytelnik

TAGI: