Lokal ze striptizem w centrum miasta? – To jest niedopuszczalne – mówi Jacek Karnowski, prezydent Sopotu.
Walka Jacka Karnowskiego z sopockim klubem go-go trwa już dwa lata
Jan Hlebowicz /Foto Gość
Wszystkie historie są podobne. Mężczyźni twierdzą, że wypili kilka drinków, zapłacili za striptiz, a nad ranem znajdowali w portfelach rachunki wystawione na kilkadziesiąt tysięcy złotych albo „oświadczenia o uznaniu długu”, ze swoimi szczegółowymi danymi i podpisem. W panice dzwonili do klubu i dowiadywali się, że zamówili szampany po 15 tys. zł za butelkę. Nocne lokale Cocomo, bo o nich mowa, mają swoje siedziby w reprezentacyjnych miejscach wielu polskich miast. Niedawno kontrowersyjna sieć klubów została pozwana przez władze Sopotu...
Striptiz przy Monciaku
Kancelaria Nowosielski, Gotkowicz i partnerzy, która reprezentuje Sopot, złożyła pozew w gdańskim Sądzie Okręgowym na początku września. Miasto, jako pierwsze w Polsce, pozwało właściciela Cocomo o naruszenie dóbr osobistych. Władze kurortu uważają, że klub ze striptizem psuje wizerunek nie tylko Sopotu, ale także całego państwa. – Turysta, który do nas przyjeżdża, z kraju bądź z zagranicy, wchodzi do lokalu i ma prawo czuć się w nim uczciwie obsłużony. A niestety wielu z nich ma poczucie, że zostali wręcz okradzeni. I to z dużych sum. Niemal co tydzień ktoś składa skargę na klub na sopockiej policji – wyjaśnia Jacek Karnowski. Oszukiwanie klientów to jedno. Prezydenta razi również to, że klub ze striptizem znajduje się w reprezentacyjnej części kurortu.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.