Trzy siostry

Agata Puścikowska

|

GN 37/2014

publikacja 11.09.2014 00:15

Ann, Mary i Jasinta w dalekiej Kenii przyjmują na świat dzieci, wspierają kobiety. We wrześniu odwiedziły Polskę.

– Jedynym lekarzem z Polski, który do nas przyjeżdża regularnie, jest prof. Bogdan Chazan – mówią siostry Ann, Jasinta i Mary ze szpitala w Kenii – Jedynym lekarzem z Polski, który do nas przyjeżdża regularnie, jest prof. Bogdan Chazan – mówią siostry Ann, Jasinta i Mary ze szpitala w Kenii
jakub szymczuk /foto gość

Siostra Ann jest nauczycielką, pochodzi z plemienia Embu. Siostra Mary, z plemienia Kikuyu, to przełożona domu zakonnego, kieruje pracą sióstr. Siostra Jasinta, z plemienia Meru, jest położną i pielęgniarką. W szpitalu ginekologiczno-położniczym w Isiolo w Kenii codziennie przyjmuje na świat kilkoro dzieci. Wszystkie siostry należą do (nieobecnego w Polsce) Zakonu św. Józefa z Tarbs. Początek września spędziły w Polsce, zaproszone przez przyjaciół z fundacji MaterCare Polska. Oglądały m.in. polski Szpital Ginekologiczno-Położniczy im Świętej Rodziny, poznawały pracę polskich położnych. I opowiadały o swojej posłudze w Kenii. Pięknej i trudnej.

Ratować matki i ich dzieci

Szpital w Isiolo działa od dwóch lat. Został założony i wyposażony przez organizację katolickich ginekologów i położnych MaterCare. Pracuje w nim m.in. s. Jasinta, a także polska wolontariuszka świecka, położna Celina. Prócz nich, w szpitalu jest tylko jeden ginekolog zatrudniony przez kenijski rząd. Przyjmuje raz w tygodniu...

– Kiedy kilka lat temu nasz biskup zaprosił organizację MaterCare International, by stworzyła w diecezji szpital, w ludzi wstąpiła nadzieja, że w końcu będą mogli otrzymać pomoc medyczną na dobrym poziomie. Wszyscy się cieszyli, że matki nie będą masowo umierać przy porodach – opowiada s. Jasinta. – Przecież większość naszych kobiet rodzi w domu. A śmiertelność okołoporodowa, zarówno wśród matek, jak i dzieci, jest wysoka. Obecnie nawet, mimo że szpital działa, co miesiąc w okolicy umiera podczas porodów domowych kilkoro noworodków, a często również ich matki. Pozostawiają po sobie sieroty, starsze dzieci...

Świadomość kenijskich kobiet dotycząca zdrowia jest bardzo niska. Dostępność usług medycznych bardzo niewielka. Dlatego tak ważne jest, by nasz szpital wciąż się rozwijał i mógł przyjmować coraz więcej pacjentek. Miesięcznie w szpitalu w Isiolo rodzi się od kilkunastu do blisko trzydziestu dzieci. Rodzące mogą w warunkach szpitalnych przebywać dwie doby. Jednak większość z nich, głównie muzułmanki, już kilka godzin po porodzie chce wracać do domów. – Spory problem mamy z cesarskimi cięciami. Nie zawsze jest u nas lekarz ginekolog, gdy zachodzi nagła potrzeba operacyjnego rozwiązania porodu, próbujemy szybko sprowadzić lekarza. Czasem jednak musimy wieźć rodzącą do oddalonego o 60 km szpitala rządowego – opowiada s. Jasinta. – Nasz szpital jeszcze nie ma podpisanej umowy z kenijskim funduszem zdrowia. Nie stać nas na zatrudnienie lekarza na stałe... – dodaje. Dlatego tak ważna jest pomoc wolontariuszy, lekarzy ginekologów z Europy czy Ameryki, na których Isiolo czeka.

Pomoc jednak dociera rzadko. – Jedynym lekarzem ginekologiem z Polski, który do nas przyjeżdża regularnie, jest prof. Bogdan Chazan z Warszawy (szef MaterCare Polska) – mówi s. Mary. – To on najpierw zorganizował całą pracę w szpitalu i w miarę możliwości jej dogląda. A jeśli trzeba, gdy jest w Isiolo, konsultuje pacjentki czy asystuje przy trudniejszych porodach. Z Polski przyjeżdżali do nas też wolontariusze bez wykształcenia medycznego, którzy zajmowali się organizacją pracy szpitala. Wspaniali ludzie... – zachwyca się zakonnica.

Siostry dodają, że gdy pracują u nich wolontariusze „medyczni”, znający nowoczesne standardy postępowania okołoporodowego, kenijskie położne wiele się od nich uczą. Ale jednocześnie... – Wolontariusze uczą się od nas! Praca w Afryce daje im nie tylko satysfakcję, ale i konkretne umiejętności, których nie opanują być może w nowoczesnych szpitalach. Wyjeżdżają choćby z umiejętnością badania pacjentek przez powłoki brzuszne, bez użycia skomplikowanej aparatury – mówi s. Jasinta.

Przychodnia za górami

Fundacja MaterCare opiekuje się też przychodnią położniczą, oddaloną od Isiolo o 250 km. Na miejscu pracuje położna Chocolisa, prawa ręka fundacji. Zna miejscowych ludzi, dba o kobiety i ich dzieci. Gdy jest potrzebna natychmiastowa pomoc albo sama przyjmuje porody, albo też (w skomplikowanych przypadkach) organizuje transport ciężarnej do Isiolo.

Dzięki wsparciu MaterCare szpital posiada samochód terenowy, który dość szybko i bezpiecznie (mimo fatalnych dróg poprzecinanych w wielu miejscach rzekami i pagórkami) dowozi pacjentkę do Isiolo. Siostry organizują też grupy wsparcia dla kobiet, szkolą akuszerki, które nie mają wykształcenia medycznego, a od lat przyjmują porody kobiet z plemion pasterskich. Edukują również matki w zakresie karmienia piersią czy higieny. – Staramy się uczyć matki gospodarności, radzenia sobie w trudnych warunkach. Większość z nich nie potrafi gotować zdrowych posiłków, więc i one, i ich dzieci są niedożywione. Wiele z nich umiera w okresie poporodowym na anemię. Uczymy kenijskie kobiety, że można kupować taniej, że można dzielić się pracą. Pokazujemy, jak ważne jest zbilansowane żywienie – opowiadają siostry.

Problemem kenijskich kobiet jest przemoc. Są bite przez mężów, na każdym kroku traktowane gorzej niż mężczyźni. Zwykle nie potrafią czytać i pisać. Nadal realnym zagrożeniem wśród kenijskich kobiet jest obrzezanie. I to zarówno wśród biedoty, jak i bardziej zamożnych rodzin. – Najlepszą chyba sytuację mają chrześcijanki, kobiety, które skupiają się wokół kościoła. Kościół katolicki walczy z przemocą wobec kobiet afrykańskich, stara się wpłynąć na mężczyzn, by szanowali żony. Uczy młode kobiety, jak uniknąć obrzezania... – opowiada s. Ann. – W gorszej sytuacji są muzułmanki i kobiety innych wyznań.

Na krańcu świata

– Jak wygląda nasz dzień zakonny w Afryce? Tak naprawdę podobnie jak dzień wszystkich sióstr zakonnych na świecie – mówi s. Ann. – Żyjemy pracą i modlitwą. Modlimy się, by mieć siłę do codziennej pracy. By Pan Bóg nam błogosławił. Po całym dniu w szpitalu czy szkole, po trudnej bieganinie i rozwiązywaniu wielu problemów przychodzi wieczór... Ważny czas. – Wtedy mamy możliwość rozmowy, dzielenia się doświadczeniami całego dnia. Bez tych chwil razem, wspierania się wzajemnie pewnie byłoby nam dużo trudniej – opowiadają. – Wy, w Europie, macie piękne szpitale, wszystkie oddziały są dobrze wyposażone. Macie lekarzy i położne. Wasze kobiety są bezpieczne... Doceńcie to – mówią siostry i dodają: – Zapraszamy polskich lekarzy i położne do Isiolo. Wasza praca uratuje niejedno życie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.