Wywaliłam moją mamę z serca

04.09.2014 10:06 GOSC.PL

publikacja 04.09.2014 10:06

To wydarzyło się tego lata, w trakcie rekolekcji uzdrowienia wewnętrznego. Doświadczenie tak mocne, że nie mogę o nim nie pisać. I bardzo pragnę, by ono przyniosło owoce i uzdrowiło wszystkie poranione serca.

Wywaliłam moją mamę z serca

Co tu dużo mówić – od dłuższego czasu relacje w mojej rodzinie, szczególnie z mamą, przypominały piekło - dużo złych słów i oskarżeń bez podstawy, i te jej działania, które niemo krzyczały: ‘nic dla mnie nie znaczysz, twoje uczucia są nieważne, twoje prośby mam gdzieś’. Serce ludzkie – jak każdy pojemnik - ma określoną pojemność na otrzymywane zło. Po przekroczeniu stanu granicznego człowiek zaczyna albo nienawidzić tę drugą osobę, albo wierzyć w zło, które wmawia ta osoba. Obie ewentualności są dla serca zabójcze. Ale jest i trzecia opcja: człowiek – świadomie lub nieświadomie wyrzuca ze swego serca tę osobę, która go niszczy.

Ja wybrałam – zupełnie świadomie – opcję trzecią. Wtedy wydawało mi się, że robię to w obronie siebie i swojej psychiki, by nie zwariować z powodu tak tragicznych relacji z własną mamą, bo cierpienie z powodu braku porozumienia i ciągłego odrzucania przez mamę było nie do opisania. Po prostu mentalnie wywaliłam moją mamę z serca, tak, jak odrzuca się ciężar, który nie pozwala dalej iść albo jak wyrzuca się zatrute jedzenie, które stanowi zagrożenie dla życia.

Co dziwniejsze – to opróżnienie serca z własnej matki nie przyniosło oczekiwanych rezultatów. Wcale nie było mi lepiej. Wręcz odwrotnie – wszystko jeszcze bardziej się pogorszyło. Atmosfera w domu stała się nie do zniesienia.

Muszę dodać, że nie znam swego biologicznego ojca, nigdy o nim nie myślałam, nie mam go w sercu, więc moje serce zostało absolutnie osamotnione!

Tego lata Pan Jezus pokazał mi wyraźnie, jak wielki popełniłam błąd. Wyrzucając moją matkę z serca, zburzyłam zaplanowany przez Boga porządek, w którym ta a nie inna osoba ma pozycję matki i przez ten fakt – bez względu na to, jak się zachowuje względem mnie – ma zagwarantowane miejsce w moim sercu. Bo taki jest Boży plan. Jezus pokazał mi, że owo działanie – w moim pojęciu w obronie własnego serca i psychiki - zamiast je uratować, jeszcze bardziej je zniszczyło. To była po prostu logika złego ducha. Dałam się nabrać na zło owinięte w złoty papierek z napisem ‘dla swego dobra wyrzuć matkę z serca’.

- No dobrze, Panie Jezu, ale jak to wszystko naprawić? Moje serce jest tak poranione złymi słowami i złymi działaniami matki, że nie jestem zdolna, by ją na nowo do siebie przyjąć.

I wtedy Pan Jezus przypomniał mi, jak działa mechanizm przebaczenia: wystarczy decyzja woli, że chcę przebaczyć w Imię Jezusa - i wtedy sam Jezus przejmuje wszystko w swe ręce, aby mocą Bożą doprowadzić akt przebaczenia do końca.

Tu podobnie – miał wystarczyć sam akt wolnej woli, mimo bardzo zranionych uczuć, że chcę przyjąć mamę do serca. Po prostu decyzją woli miałam wprowadzić mamę do swego serca ponownie. I to nie tylko mamę! Jezus zwrócił mi uwagę, że ta wola przyjęcia ma dotyczyć także mojego biologicznego ojca!

- No dobrze, Panie Jezu, ale jak ja mam to zrobić? Tak trudno otworzyć drzwi i zaprosić do siebie kogoś, kto zrobił tyle krzywdy. A swego ojca nawet nie znam.

- A jak witasz upragnionych gości? – zapytał Jezus.

- No jak to jak? Zastawiam stół, piekę dobre ciasto, parzę herbatę i z radością witam miłe mi osoby.

- To zrób tak samo z mamą i tatą – powiedział Jezus.

Zdębiałam! Po prostu zdębiałam! I wcale nie było łatwo. I potrzeba było użyć bardzo dużo swojej woli, by mamę i ojca właśnie w ten sposób wprowadzić do serca. I cała się trzęsłam z bólu. I dłonie, zamiast do tulenia, odruchowo zaciskały się w pięści, jak do obrony przed złem. Ale udało się!!! A temu aktowi woli towarzyszyła modlitwa:

- Panie Jezu, Ty ze swoją Matką i Świętym Józefem jesteś w mym sercu. Decyzją woli, w Twoje święte Imię wprowadzam moją mamę i mojego ojca na nowo do swego serca. Sadzam mamę po Twojej prawej stronie, a ojca – po Twojej lewej stronie. Proszę, by obok mojej mamy usiadła Twoja Mama, a obok mego ojca usiadł Święty Józef, Twój ziemski ojciec. Proszę, by Wasza święta obecność przemieniała moich rodziców. Pragnę, by moja mama i ojciec na zawsze zostali w mym sercu – bez względu na to, co będą mówić, albo robić. Amen.

Tą decyzją woli wprowadziłam Bożą równowagę do swego serca. Oczywiście, konieczne było wyznanie grzechu odrzucenia mamy w sakramencie spowiedzi świętej. Wtedy przyszło wewnętrzne uwolnienie, a Pan Bóg dał Słowo Życia:

„Wówczas przyleciał do mnie jeden z serafinów, trzymając w ręce węgiel, który kleszczami wziął z ołtarza. Dotknął nim ust moich i rzekł:

- Oto dotknęło to twoich warg: twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech” (Iz 6,6-7) – z dużym naciskiem na słowa: „twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech”.

Nie byłam w stanie powstrzymać łez – przez długi czas same płynęły z oczu.

Wyrzucenie z serca osoby, z którą jestem związana więzami krwi, spowodowało rozłam, rozpad, dysharmonię, zachwiało Boży porządek rzeczy. Więcej: naraziło nas obie - mnie i mamę - na śmiertelne niebezpieczeństwo, bo część mego serca stała się pusta i zaczęła umierać, a moja mama została pozbawiona należnej jej miłości, która jest naturalną ochroną przed złem.

Zrozumiałam, że nie chodzi o to, co robi moja mama względem mnie, ale chodzi o moje nastawienie do mamy. Podobnie z nastawieniem do ojca – nawet jeśli go nie znam, to on na zawsze pozostanie moim ojcem.

Tylko przyjęcie na nowo – już na zawsze – obojga rodziców do serca gwarantuje rozpoczęcie procesu uzdrawiania mnie, mamy, ojca i całej rodziny. Dopiero wtedy wszelkie łaski Boże mają absolutnie wolną drogę, by działać w nas wszystkich.

Rzeczywiście po powrocie z rekolekcji coś się zmieniło. Nie ma tego napięcia w powietrzu, nie ma tej niechęci w sercu. Jestem spokojniejsza, mam ‘więcej serca’ dla mamy. To bardzo dobry początek. Wiem, że resztą zajmie się sam Jezus.

Jestem głęboko przekonana, że ta metoda uzdrawiania relacji w rodzinie działa też tam, gdzie są zachwiane relacje między mężem i żoną. To znaczy, jeśli jedno z małżonków wyrzuci duchowo, mentalnie ze swego serca współmałżonka – to zostaje zachwiana równowaga wynikająca z mocy sakramentu małżeństwa. Wyrzucony z serca współmałżonek zostaje pozbawiony swej pozycji jako mąż/żona oraz jako rodzic wspólnych dzieci.

Nie ma szans, by w tej sytuacji Boże błogosławieństwa i łaski mogły działać w tym małżeństwie i rodzinie, bo ustanowiona mocą przysięgi małżeńskiej wspólnota nie istnieje. Należy w sercu wrócić miejsce tym, którzy zostali z niego wyrzuceni.

Jestem pewna, że podobnie ma się sytuacja z rodzinami, gdzie rodzice z jakichś powodów wyrzucają z serca swoje dzieci – i nie ma znaczenia, czy to odrzucenie odbywa się poprzez brak akceptacji ciąży, myśli o aborcji poczętego życia, w wyniku problemów z wychowaniem i komunikacją z dziećmi czy dlatego, że dziecko dopuszcza się czynów karalnych. Akt woli rodzica jest aktem woli – bez względu na zachowanie dziecka. Tylko przyjęcie dziecka – na nowo i na zawsze do swego serca – uzdrowi serce rodzica i rozpocznie proces uzdrawiania dziecka i relacji w rodzinie.

Jestem także pewna, że w ten sposób należy postąpić ze wszystkimi osobami, które nas zraniły. Podobną procedurę przyjęcia do serca przeprowadziłam względem koleżanki, której zachowanie kosztowało mnie wiele zdrowia i bólu. Efekt? Jestem w stanie spokojnie o niej myśleć i za nią się modlić. Mam w sercu pokój względem niej – a to jest przecież zwycięstwo dobra nad złem!!!

Jestem wdzięczna, że mogę podzielić się swoim doświadczeniem w szerszym gronie.

Mam gorącą prośbę, by przekazać je dalej – do swoich rodzin i środowisk - i namawiać wszystkie poranione osoby, by przyjęły - na nowo i na zawsze - do swych serc tych, którzy są źródłem bólu, cierpienia i niepokoju. Bo inaczej nie ma szans na uzdrowienie – zarówno dla osób poranionych, jak i tych, które ranią.

Aneta

TAGI: