Wiara do niczego

Franciszek Kucharczak

|

GN 32/2014

publikacja 07.08.2014 00:15

Neutralność światopoglądowa jest możliwa tam, gdzie nie ma poglądów. Na przykład na Marsie.

Wiara do niczego rysunek franciszek kucharczak /gn

Minister Kluzik-Rostkowska przeraziła się, gdy usłyszała o pomyśle „Deklaracji wiary” nauczycieli. „Szkoła publiczna powinna być neutralna światopoglądowo, także nauczyciel uczący w szkole publicznej powinien w swojej pracy tę neutralność zachować, inaczej łamie prawo” – oświadczyła. Wyraziła też nadzieję, że „Deklaracja wiary” nauczycieli nie powstanie i „że nie stanie się przyczynkiem do rozpętania jakiejś wojny religijnej w polskiej szkole”. Pani minister rozpętała za to prewencyjną histerię, w której natychmiast wsparły ją usłużne media.

Nieco spóźniona ta histeria. O jakieś dwa tysiące lat. Bo od czasu, gdy Jezus Chrystus założył Kościół, jego członkowie składają publiczną deklarację wiary. Nauczyciele też. I lekarze. Dekarze, kolejarze i piłkarze, kelnerzy i fryzjerzy, naukowcy i sportowcy. I niektórzy ministrowie (może i minister Kluzik-Rostkowskiej się to zdarzyło?). Każdy normalny katolik składa deklarację wiary przynajmniej raz w tygodniu. Nazywa się to wyznaniem wiary.

I oznacza to, że – weźcie głęboki oddech, neutraliści – wola Boża jest dla nich rozstrzygająca w każdej sprawie. Bo skoro zaświadczam, że wierzę w jednego Boga, Ojca Wszechmogącego, Stworzyciela nieba i ziemi, wszystkich rzeczy widzialnych i niewidzialnych, to tym samym deklaruję, że jestem Jego dziełem. A zatem On ma do mnie wszystkie prawa.

I skoro wierzę w jednego Pana Jezusa Chrystusa, Syna Bożego Jednorodzonego, to znaczy, że to Jego nauka jest dla mnie podstawowa i wiążąca.

I skoro wierzę w Ducha Świętego, Pana i Ożywiciela, który od Ojca i Syna pochodzi, to znaczy, że wiążące są dla mnie Jego wskazania, a nie sprzeczne z nimi oferty tego świata.

Skoro składam deklarację wiary w jeden, święty, powszechny i apostolski Kościół, to uznaję, że właśnie Kościół jest środowiskiem mojego dojrzewania i że w jego nauce wyraża się wola Boża.

Skąd więc ten cały jazgot z powodu „Deklaracji wiary”, która jest zaledwie przypomnieniem tego, co stało się w chwili chrztu? Co to za sensacja, że nauczyciel kieruje się wartościami chrześcijańskimi? Czy to znaczy, że każe dzieciom wyznawać wiarę wbrew woli rodziców? Przeciwnie! Taki nauczyciel broni dzieci przed zamachem na ich sumienia. Gdyby nie wierni Chrystusowi nauczyciele, dawno byśmy przyjęli wiarę w jedynie słuszny ustrój „demokracji ludowej”. To za komuny szkoła miała być pozbawiona wszelkich odniesień do chrześcijaństwa. Dziś dąży się do tego samego, tyle że z użyciem innej retoryki. To, co szefowa MEN nazywa „neutralnością światopoglądową”, to kolejna odsłona ateizacji. To wciskanie ludziom fanatycznej religii nihilizmu.

Czy pani Kluzik-Rostkowska uważa, że dzieci mają lekceważyć rodziców? Że mają zabijać, kłamać, kraść? Zakaz tych rzeczy wynika przecież z wartości chrześcijańskich. Jeśli mamy być neutralni, to niech małolaty robią, co chcą! Anarchia to też opcja!

Chrześcijaństwo przeorało ten świat tak mocno, że nawet wojujący ateiści wciąż żyją jego wartościami i tylko z niektórymi zrywają. I zawsze na tym zerwaniu fatalnie wychodzą. Dlaczego mamy przyjąć ich wiarę?

Równanie Polaków

Nowa pełnomocnik rządu ds. równego traktowania min. Małgorzata Fuszara gorliwie kontynuuje ideologiczną linię swej poprzedniczki, Agnieszki Kozłowskiej-Rajewicz. W końcu szyld specjalistki od gender zobowiązuje. W wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” zapewniła o dążeniu do ratyfikacji przez parlament „konwencji przemocowej” (niebezpieczny dokument, forsujący kłamstwo „płci kulturowej”). Chciałaby „odczarować termin »gender«”, bo jej zdaniem zrobiono wokół niego „panikę moralną”, a stało się to „z powodów czysto politycznych”. Min. Fuszara rozważa powrót do sprawy związków partnerskich, a także atakuje klauzulę sumienia lekarzy. Jak widać, ciągle problemy z tymi Polakami. Ale jest na to prosty sposób: zlikwidować urząd pełnomocnika rządu ds. równego traktowania.

Logika na urlop

Dr Tadeusz Wasilewski jest jednym z pionierów metody in vitro w Polsce. Pracował od 1993 do 2007 roku w pierwszej w Polsce klinice zajmującej się tą procedurą. Gdy uświadomił sobie, w czym naprawdę uczestniczy, powiedział: Nigdy więcej nie wykonam programu in vitro. Dwa lata później założył pierwszą w Polsce klinikę leczenia niepłodności małżeńskiej metodą naprotechnologii. Niedawno powiedział KAI, że ustawa bioetyczna powinna być uchwalona, ale jej treść powinna zawrzeć się w jednym zdaniu: „Zakazuje się całkowicie wykonywania na terenie Polski metody zapłodnienia pozaustrojowego i inseminacji”. W obszernej wypowiedzi stwierdził m.in.: „Jeżeli legalizujemy metodę, która nie daje gwarancji życia każdemu istnieniu ludzkiemu, do poczęcia którego w obrębie tej metody dochodzi, to ta metoda nie powinna funkcjonować”. To logiczne. Ale in vitro to wielki biznes, więc logika nie ma tu zastosowania.
 

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.