Sanitariuszka „Zośka” na 70. rocznicę polskiego zrywu nie miała już sił pojechać, ale sercem jest z powstańcami.
„A kiedy wybiła 17.00, zerwała się Warszawa, a wszystkie marzenia uleciały pod niebo razem z gołębiami” – napisała w swoich notatkach pani Zofia
Krzysztof Król /Foto Gość
A każdy chłopak chce być ranny, sanitariuszki – morowe panny. A gdy cię kulka trafi jaka, poprosisz pannę – da ci buziaka – śpiewali powstańcy warszawscy. Bohaterkami tamtych czasów były sanitariuszki. Jedna z nich mieszka dziś w Dobiegniewie i co roku w rocznicę wybuchu powstania warszawskiego modli się za żyjących i tych, którzy już odeszli do wieczności. – Ja to wszystko mam w głowie. Byłam i jestem na posterunku. To jest w mojej pamięci na zawsze – powiedziała Zofia Krzywińska z Dobiegniewa. Urodzona w 1914 roku warszawianka nie wahała się stanąć do walki w godzinę „W”. – Odśpiewaliśmy rotę. Zapału było bardzo dużo – opowiada pani Zofia.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.