Matki mego powołania

ks. Roman Tomaszczuk

|

Gość Świdnicki 29/2014

publikacja 17.07.2014 00:00

Pielgrzymka do Rokitna. Nie chciał być ministrantem, więc przygarnęły go elżbietanki.

 Radek wśród pielgrzymów  – tym razem na przyczepie, ale tylko dlatego, że przeprawa przez  zalaną drogę jest zbyt ryzykowna Radek wśród pielgrzymów – tym razem na przyczepie, ale tylko dlatego, że przeprawa przez  zalaną drogę jest zbyt ryzykowna
zDJĘCIA Ks. Roman Tomaszczuk /Foto GOŚĆ

Gdy dzisiaj Radek Mielczarek wraca do Rokitna, to nie dlatego, żeby wspominać swój pobyt na koloniach (miał wtedy 11 lat). Wraca, żeby dziękować za elżbietanki. A wraca pieszo i pielgrzymkowo. Z daleka od mikrofonu Siostry z medalionem św. Elżbiety na szyi znał od dziecka. Zawsze były zakrystiankami w bazylice strzegomskiej. Poznał je trochę bliżej dzięki temu, że zgłosił się do scholki. Nie umiał śpiewać, ale chciał być bliżej ołtarza. Prowadząca scholę s. Dobrawa poznała się na Radku i przygarnęła go do zespołu, choć – dla dobra wszystkich – ustawiła go z dala od mikrofonów. To jednak wystarczyło. – Nie chciałem być ministrantem, bo nie podobało mi się chodzenie w kolorowych spódnicach – wspomina po latach. – Dopiero kiedy kolejny opiekun ministrantów zaproponował, że ze względu na wiek i staż w kościelnej scholce dostanę od razu prawo do noszenia alby, zgodziłem się. Zanim jednak do tego doszło, serce chłopaka podbiły siostry św. Elżbiety – i to już nie tylko z powodu siostry zakrystianki.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.