Polityka i wartości

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 26/2014

publikacja 26.06.2014 00:15

Okazuje się, że w świecie polityki mało jest miejsca dla wartości i konfliktów sumienia.

Polityka i wartości

Niezwykłym zbiegiem okoliczności polską opinię publiczną poruszyły w tym samym czasie wydarzenia przypominające związki (lub ich brak) świata polityki ze światem wartości. Najpierw duże wrażenie na dziennikarzach o lewicowych poglądach zrobiła „Deklaracja wiary”, podpisana przez 3 tys. lekarzy i studentów medycyny. Zaczyna się zdaniem: „Nam – lekarzom – powierzono strzec ludzkie życie od jego początku”, a kończy słowami: „lekarze katoliccy mają prawo (…) wymagać szacunku dla swoich poglądów i wolności w wykonywaniu czynności zawodowych zgodnie ze swoim sumieniem”. Wiceminister zdrowia S. Neuman zareagował zapowiedzią: „…będziemy wyciągać konsekwencje i jeśli komuś wiara nie pozwala być lekarzem, to nim nie będzie…”. Między „Deklaracją wiary” a kodeksem etyki lekarskiej nie ma sprzeczności, o czym poinformował opinię publiczną przewodniczący Naczelnej Rady Lekarskiej, a obowiązujące w Polsce prawo pozwala lekarzom korzystać z tzw. klauzuli sumienia. Jedyna wątpliwość dotyczy sposobu informowania pacjentów o możliwości przeprowadzenia legalnej aborcji przez innych lekarzy.

Swoje osobiste poglądy ujawnili także politycy, chociaż ich coming out został wymuszony podsłuchami. Treść opublikowanych przez tygodnik „Wprost” rozmów zrobiła na opinii publicznej tak wielkie wrażenie, że wielu wyborców i sympatyzujących z władzą komentatorów zastygło w niemym oburzeniu… Omówienie stylu i treści wypowiedzi byłych i aktualnych ministrów oraz prezesa NBP przekracza możliwości felietonu, ale warto zauważyć wspólny dla wszystkich cel: strzec władzy i zniszczyć PiS. Dla jego osiągnięcia politycy skłonni są obchodzić zapisy Konstytucji RP, naginać prawo i wywierać niezgodne z prawem naciski na pracę instytucji publicznych (np. izb skarbowych). Tylko sumienie zdaje się nieużywane w tych skomplikowanych zabiegach.

Dobrowolne ujawnienie osobistych poglądów lekarzy na kwestię ochrony życia ludzkiego jest w czasach nie zawsze uczciwie prowadzonej dyskusji o aborcji, procedurach in vitro czy eutanazji aktem sporej odwagi. Co więcej, daje znacznej części polskich pacjentów gwarancję, że szukając lekarskiej pomocy, znajdą miejsce, szpital lub przychodnię, w których nikt – jak w czasach PRL – nie zapyta ich: czy ma Pani zamiar utrzymać tę ciążę?

Politycy swoich prawdziwych poglądów i opinii w ważnych dla kraju sprawach ujawniać nie chcieli. Ale w poczuciu bezkarności dali się podsłuchać, stwarzając wyborcom szansę porównania pięknych, oficjalnych deklaracji z brzydką praktyką rządzenia Polską. I tak obywatele odkryli, że w świecie polityki mało jest miejsca dla wartości i konfliktów sumienia. A przecież zawód polityka – piszę to śmiertelnie poważnie – podobnie jak zawód lekarza jest służbą na rzecz innych. Profesjonalizm polityka mierzy się skutecznością realizacji deklarowanych celów i przestrzegania takich wartości jak dobro wspólne, racja stanu, praworządność czy demokratyczne standardy.

Porównajmy sytuację bohaterów opisywanych wydarzeń „po ujawnieniu”. Do sygnatariuszy „Deklaracji wiary”, którzy pełnią funkcje np. dyrektora szpitala, jak prof. B. Chazan, wysłano w trybie natychmiastowym liczne kontrole oraz sygnał, że mogą zostać odwołani ze stanowiska. Ponieważ już raz wyrzucono prof. Chazana z Instytutu Matki i Dziecka za podobną postawę, niebezpieczeństwo utraty stanowiska zdaje się realne. Tym bardziej że warszawski Szpital im. Świętej Rodziny to łakomy kąsek: wyremontowany, świetnie wyposażony i ceniony przez pacjentów.

Podsłuchiwani ministrowie są w nieporównanie lepszej sytuacji. I chociaż sami bardzo krytycznie oceniają efekty swojej pracy, np. „sojusz z Amerykanami nic nie warty” (minister spraw zagranicznych) czy „polskie państwo nie istnieje” (minister spraw wewnętrznych), samopoczucie zdają się mieć znakomite. Nonszalancko „bawili się” wulgarnymi dowcipami, wtrącając w „negocjacje” żarty o charakterze kompromitujących uprzedzeń. Ale nie ma to – podobno – większego znaczenia; „sorry, takich mamy ludzi”. Rząd i premier trwają u władzy, bo „wymaga tego racja stanu”. Liczni komentatorzy, eksperci i dziennikarze zdają się bronić rządu jak swego czasu generał Jaruzelski socjalizmu…

A przecież redakcja tygodnika „Wprost” zapowiada kolejne nagrania i zapewne – kolejne kompromitacje. Rząd premiera D. Tuska stracił, z winy własnych ministrów, zdolność podejmowania autonomicznych decyzji oraz prowadzenia wiarygodnej polityki wewnętrznej i zagranicznej. I nie zmieni tego żadna konferencja prasowa premiera i żadne sprostowanie rzecznika. Trudno uwierzyć, że obecny rząd może stawić czoła niejawnej presji wywieranej na jego ministrów przez właściciela nagrań. Obywatele mają prawo obawiać się decyzji podejmowanych w takich okolicznościach. Tu tkwi odpowiedź na kluczowe pytanie; dlaczego w demokratycznym systemie tak ważne są wartości (!) i zasady (!) oraz kontrola rządzących przez parlamentarną opozycję, niezależne media i opinię publiczną.

Mam świadomość, że źródło nacisków może znajdować się za naszą wschodnią granicą. Jednak wyrwanie się z pułapki zastawionej na polski rząd (przez kogokolwiek) wymaga jego niezwłocznej dymisji. Jeżeli swoista klauzula sumienia w sferze wartości ma obejmować nie tylko lekarzy i zwykłych obywateli, lecz także rządzących Rzecząpospolitą Polską polityków.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.