Dżihad 2

Jacek Dziedzina

|

GN 26/2014

publikacja 26.06.2014 00:15

Pokojową Nagrodę Nobla powinni dostać... iraccy terroryści. Dokonali rzeczy niemożliwej: w walce przeciwko nim nawet Iran i USA gotowe są zawrzeć sojusz.

Przy nich Al-Kaida to aniołki. Radykałowie z Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie zagrażają całemu Bliskiemu Wschodowi Przy nich Al-Kaida to aniołki. Radykałowie z Islamskiego Państwa w Iraku i Lewancie zagrażają całemu Bliskiemu Wschodowi
KHIDER ABBAS /epa/pap

Przy nich Al-Kaida to aniołki. Choć z Al-Kaidy się wywodzą, to nawet rodzina uznała, że są zbyt radykalni. Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie (ang. skrót ISIL) to nowa siła, która jest w stanie rozsadzić cały Bliski Wschód. Celem jest stworzenie wielkiego kalifatu na wschód od Morza Śródziemnego, rządzonego w oparciu o najbardziej brutalną interpretację prawa koranicznego. Abu Bakr al-Baghdadi, lider organizacji, już został okrzyknięty nowym Osamą bin Ladenem. Jeden z jego bliskich współpracowników powiedział niedawno: „Jeśli świat nie boi się al-Baghdadiego, to jest głupi i nie ma pojęcia, co przyniesie przyszłość”.
 

Okres dojrzewania

Data i miejsce urodzenia: rok 2003, Irak, początek inwazji Stanów Zjednoczonych na ten kraj. Początkowo był to po prostu iracki odłam Al-Kaidy, utworzony do walki z okupantem. Z czasem jednak al-Zawahiri, następca bin Ladena, odcina się od działalności „dziecka”, które idzie zdecydowanie własną, dużo bardziej radykalną drogą. Bezpośrednim powodem rozejścia się Al-Kaidy oraz ISIL było połączenie się tej drugiej z inną islamską organizacją, walczącą w Syrii. Bo to wojna w Syrii właśnie stała się poligonem, na którym ISIL urosło w siłę. Spośród wielu zagranicznych bojówek terrorystycznych, walczących z syryjskim wojskiem rządowym, to właśnie Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie wykazuje się tam największym okrucieństwem. Wiadomo, że od dawna nie jest to już żadne powstanie uciskanego narodu z brutalnym reżimem. Wojnę zdominowali terroryści, m.in. z Al-Kaidy, Al-Nusry i właśnie z ISIL pod wodzą al-Baghdadiego. Nawet ci z Syryjczyków, którzy chcieliby obalenia prezydenta Assada, nie mieli zamiaru robić tego przy pomocy bandyckich bojówek z zagranicy. Tym bardziej że akurat Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie wykazało się w Syrii bestialstwem, które dotknęło również przeciwników Assada, „nie dość radykalnych” w islamskiej gorliwości. Na koncie terrorystów z ISIL znalazły się krwawe zamachy bombowe, tortury, publiczne egzekucje, branie na cel nie tylko sił rządowych, ale również innych rebeliantów. Na przykład w kwietniu tego roku ukrzyżowali dwóch mężczyzn, należących do konkurencyjnej bojówki islamskiej.

USA, Iran – dwa bratanki?

W ostatnich miesiącach Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie ponownie przypomniało o sobie we własnej ojczyźnie. Irak, który de facto jest państwem w rozsypce, teraz stacza się w tempie przyspieszonym. Błyskawiczna ofensywa ISIL sprawiła, że w rękach terrorystów znalazły się Mosul, Tikrit i roponośne Bajdżi, kilka miesięcy wcześniej opanowali już Falludżę. Coraz częściej dochodzi do masowych ucieczek mieszkańców, egzekucji i porwań, m.in. tureckich dyplomatów z konsulatu w Mosulu, drugim największym mieście w kraju. Także rządowa armia zaczęła uciekać.

To rozsadzanie Iraku postawiło na nogi sąsiadów, głównie irańskich ajatollahów, a także Waszyngton, rozważający możliwość wysłania ponownie wojsk do tego kraju. Prawdziwą sensacją były słowa prezydenta Iranu Hasana Rowhaniego, który oświadczył, że nie wyklucza stanąć u boku USA w walce z islamskimi ekstremistami. Biały Dom nie powiedział takiemu sojuszowi „nie”, co jest jeszcze bardziej sensacyjne. Także Wielka Brytania, ustami szefa dyplomacji, zapowiedziała, że otworzy w Teheranie swoją ambasadę, zamkniętą kilka lat temu. „Iran jest ważnym krajem w niestabilnym regionie świata. Utrzymywanie przedstawicielstw dyplomatycznych nawet w niesprzyjających warunkach jest głównym filarem globalnego brytyjskiego podejścia dyplomatycznego”, powiedział William Hague, choć jeszcze niedawno i Wielka Brytania, i USA traktowały Iran jako część „osi zła”. Wielka Brytania ma zresztą powody do bezpośrednich obaw: kilkuset bojówkarzy walczących w ISIL to obywatele brytyjscy. Ponadto sam premier Cameron przyznał, że z informacji służb wynika, że ISIL planuje zamachy również na terenie Wysp.

Komentując ten nagły zwrot w stosunku do Iranu, warto przypomnieć pewien szczegół. Jeszcze nie tak dawno Zachód rozważał atak na siły rządowe w Syrii (sojusznika Iranu), przeciwko którym – jak wspomnieliśmy wyżej – walczy m.in. Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie. Obalenie Assada oznaczałoby więc de facto oddanie Syrii właśnie w ręce takich radykałów islamskich jak bojówkarze z ISIL. Teraz zaś ta sama organizacja, która opanowuje Irak, staje się tak wielkim zagrożeniem dla Waszyngtonu, że gotów jest zakopać topór wojenny z Teheranem. To tylko namiastka zawiłości, na jakich oparte są zmienne sojusze na Bliskim Wschodzie.
 

Jest kasa, jest dżihad

Dla szyickiego Iranu obrona szyickich władz w Iraku jest sprawą życia i śmierci. Islamskie Państwo w Iraku i Lewancie to sunnici, czyli nurt dominujący w świecie islamu. Sunnicka jest także Arabia Saudyjska, która „od zawsze” konkuruje z szyickim Iranem o status mocarstwa w regionie. W praktyce zatem prawdopodobne jest również to, że Arabia Saudyjska będzie blokowała zaangażowanie Iranu w Iraku. Właśnie z obawy, że Iran przejmie pałeczkę w regionie. Iran z kolei chce nie tylko obronić szyickich braci, ale również ochronić święte miejsca islamu szyickiego, jakie znajdują się w Iraku.

Zwycięstwo ISIL nie jest jednak wykluczone. Nie tylko z powodu możliwej blokady Iranu ze strony Arabii Saudyjskiej. Sukcesy bojówek al-Baghdadiego w Iraku były możliwe także dzięki poparciu miejscowej ludności sunnickiej. To umożliwiło im dojście kilkadziesiąt kilometrów pod Bagdad. Iracka armia w wielu miejscach uchyliła się od walki, porzucając posterunki. Co więcej, terroryści z ISIL mają od niedawna naprawdę dużo pieniędzy. Telewizja Al-Dżazira podała, że bojówkarze zrabowali już z irackich banków równowartość ponad 400 mln dolarów! W ich ręce wpadły też broń i sprzęt porzucony przez iracką armię. Prowadzą również prężną „działalność gospodarczą”: po syryjskiej stronie granicy sprzedają na czarnym rynku... ropę z zajętych w Iraku złóż. Dzięki temu al-Baghdadi, którego uwielbiają ekstremiści z całego Bliskiego Wschodu i innych części świata, nie narzeka na brak nowych rekrutów. Jego legenda jest tym większa, że mimo ostatnich licznych sukcesów ciągle pozostaje w ukryciu. W internecie krążą tylko dwa jego zdjęcia. Nie nagrywa, jak wcześniej bin Laden, swoich przesłań na wideo, w których grozi kolejnymi atakami. Stąd zyskał już przydomek „niewidzialnego szejka”.

Ze swoją działalnością nie kryją się natomiast jego bojówkarze. Regularnie wrzucają do sieci filmiki, na których rejestrują własne bestialstwo: a to masowe egzekucje związanych żołnierzy i cywilów, a to nagrane z samochodu polowanie na pasażerów przejeżdżających obok przypadkowych pojazdów. I niewiele wskazuje na to, by ten triumfalny pochód dżihadystów miał się zatrzymać. Przeciwnie, terroryści działają tak, jakby chcieli powiedzieć całemu światu: wy jeszcze prawdziwego dżihadu nie widzieliście.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.