Taśmy bratanków

Jacek Dziedzina

|

GN 26/2014

publikacja 26.06.2014 00:15

Wszystkim cieszącym się z powtórki Budapesztu w Warszawie warto przypomnieć drobny szczegół: po ujawnieniu kompromitujących nagrań socjalistyczny premier Ferenc Gyurcsány rządził jeszcze Węgrami przez… blisko trzy lata.

Były już premier Węgier jako Pinokio – po ujawnieniu „taśm prawdy” Węgrzy masowo wyszli na ulice Były już premier Węgier jako Pinokio – po ujawnieniu „taśm prawdy” Węgrzy masowo wyszli na ulice
ATTILA KOVACS /EPA/pap

Oczywiście, ta analogia była bardziej aktualna po pierwszej od ujawnienia nagrań konferencji prasowej premiera Tuska. Po akcji ABW w redakcji „Wprost” wszystko wygląda już inaczej. I jeśli dojdzie szybciej do zmiany rządu, to już nie tylko z powodu samych nagrań. Niemniej warto przypomnieć historię z węgierskimi „taśmami prawdy” sprzed paru lat. Bo również tam rząd nie od razu chciał oddać władzę.
 

Nic się nie stało

To było węgierskie trzęsienie ziemi. W niedzielę 17 września 2006 roku radio publiczne ujawniło nagrania z zamkniętego spotkania rządzących krajem socjalistów, jakie miało miejsce 26 maja, krótko po kolejnych wygranych wyborach. Węgrzy nagle usłyszeli, jak urzędujący premier Ferenc Gyurcsány, nie przebierając w słowach, przyznaje się do kłamstw, które on i jego ludzie produkowali masowo tylko w jednym oczywistym celu: zdobycia władzy w państwie. A teraz przyszedł czas na niepopularne reformy, o których przed wyborami nie powiedzieli ludziom ani słowa. „Kłamaliśmy rano, nocą i wieczorem” – ten fragment odtajnionej narady stał się niemal tytułem węgierskich „taśm prawdy”. Ale również inne zdania wprawiły w osłupienie słuchających tego Węgrów: „Nic nie robiliśmy w ciągu czterech lat. Nic. Nie możecie mi podać ani jednego poważnego środka rządowego, z którego moglibyśmy być dumni, poza tym, że na końcu odzyskaliśmy władzę z gówna. Nic. Kiedy trzeba będzie rozliczyć się  z krajem, powiedzą,  co robiliśmy w ciągu czterech lat, co mówimy? (…). Nie ma wielu opcji. Nie ma, dlatego, że spieprzyliśmy. Nie tylko trochę, ale bardzo”.

Węgrów zabolało jednak również to, w jaki sposób premier mówi o ich ojczyźnie: „Ten ku…ski kraj”. Trzeba przyznać, że poetyka nieco zbliżona do określeń z niesławnej rozmowy ministra Sienkiewicza z prezesem Belką. Tym chętniej nad Wisłą zaczęto powtarzać, że tak jak „taśmy prawdy” doprowadziły do upadku socjalistów na Węgrzech, tak „taśmy prawdy” w Polsce pogrążą ostatecznie Platformę Obywatelską. Tyle tylko, że mimo gwałtownych protestów i zamieszek, jakie wywołały nagrania nad Dunajem, premier Gyurcsány nie oddał szybko władzy. Przekonywał – tłumacząc na tuskowe – Węgrzy, nic się nie stało. I zapewniał, że nie poda się do dymisji pod wpływem nacisków wywołanych nielegalnymi nagraniami. To też coś nam przypomina.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.