Redakcja jak sanktuarium

Piotr Legutko

|

GN 26/2014

publikacja 26.06.2014 00:15

Nie wiadomo, co bardziej bulwersuje: zawartość nagrań czy działania, jakie państwo podjęło już po ich publikacji wobec dziennikarzy.

Redakcja jak sanktuarium Tłum dziennikarzy w redakcji „Wprost” 18 czerwca br. obserwował próbę odebrania nagrań przez prokuratora Jakub Szymczuk /gn

W środę 18 czerwca w redakcji „Wprost” dwa razy pojawili się oficerowie ABW. Najpierw na zlecenie Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga zażądali wydania nośników z nagraniami rozmów polityków i szefa NBP, opublikowanych przez tygodnik. Gdy spotkali się z odmową, wrócili z dwoma prokuratorami i w asyście policji, by przeprowadzić formalne przeszukanie. Nie udało im się to, bo dziennikarze też wezwali posiłki. Trwająca wiele godzin próba zdobycia „dowodów przestępstwa” transmitowana była na żywo w telewizjach informacyjnych i relacjonowana w sieci. W jej finale, ok. 23.00, gdy na polecenie prokuratora Józefa Gacka dwaj funkcjonariusze ABW chcieli siłą wyrwać redaktorowi naczelnemu laptop, pospolite ruszenie wyważyło drzwi. W tej sytuacji goście musieli opuścili redakcję z pustymi rękami, porzucając… teczkę z materiałami operacyjnymi.

„Nie wierzę własnym uszom”

Choć na miejscu było aż gęsto od kamer i mikrofonów, relacje na temat tego, co się wydarzyło, znacznie się różnią, w zależności od źródła. Rzecznicy prokuratury i ABW zapewniają, że chcieli jedynie uzyskać nośniki oraz kopie nagrań uzyskanych drogą przestępstwa, nie zamierzali paraliżować pracy redakcji i nie stosowali przemocy. Dziennikarze twierdzą zaś, że funkcjonariusze chcieli zabrać wszystkie twarde dyski i zachowywali się jak w „dziupli z kradzionymi fantami”, zaś Sylwestrowi Latkowskiemu próbowano odebrać laptop siłą.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.