publikacja 19.06.2014 00:15
O jedynce za katechezę przy stole pingpongowym i uczniach, których modlitwa zawstydza dorosłych, z ks. Michałem Misiakiem rozmawia Marcin Jakimowicz
Ks. Michał Misiak, kapłan diecezji łódzkiej, animator wielu ewangelizacji na ulicach miast czy w dyskotekach
henryk przondziono /gn
Marcin Jakimowicz: Znajomi katecheci niecierpliwie odliczają dni do wakacji, a Ty wyjeżdżasz z pełnym tęsknoty wpisem: „Koniec pięknego roku szkolnego”...
Ks. Michał Misiak: Bo to był naprawdę piękny, niezwykle owocny rok.
Żałujesz, że zaczynają się wakacje?
Nie. (śmiech) Niczego nie żałuję. Lubię i rok szkolny, i wakacje. Uczę w szkole już czwarty rok i widzę, że zbudowaliśmy z uczniami naprawdę dobre relacje. Żal się rozstawać na dwa miesiące… I w gimnazjum, i w liceum mieliśmy po lekcjach formację w małych grupach. Prowadzimy duszpasterstwo na całego, prawie jak w parafii. Bardzo wielu uczniów pojechało na Lednicę, co chwila słyszę świadectwa wiary. Ostatnio jeden chłopak podszedł do mnie na korytarzu, by podziękować za katechezę o miłości małżeńskiej. Bardzo go dotknęła. Pozwolił, by Bóg zaleczył jego rany i naprawił jego związek z dziewczyną. Słysząc takie opowieści, jestem bardzo szczęśliwy.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.