Nie tylko duma

Stefan Sękowski

Plakat wyborczy sprzed 25 lat: śpiące dzieci i napis - „…Aby jutro były z nas dumne”. Jesteśmy?

Nie tylko duma

4 czerwca 1989 roku większość Polaków (ponad 70 proc. głosowało na kandydatów KO „S” i innych opozycyjnych komitetów do sejmu, 99 na 100 wybranych senatorów miało poparcie „S”) odrzuciła rządy PZPR i jej satelit. Listę błędów i zaniechań ekipy, która pod szyldem Komitetu Obywatelskiego „Solidarność”, weszła do sejmu, można oczywiście ciągnąć długo: od zgody na zmianę ordynacji wyborczej, dzięki której strona rządowa mogła wprowadzić do sejmu 33 posłów odrzuconych uprzednio przez wyborców, przez wybór Wojciecha Jaruzelskiego na prezydenta, pozostawienie komunistycznych ministrów w rządzie Tadeusza Mazowieckiego (zwłaszcza w resortach siłowych), po uchwalenie słabej ordynacji wyborczej do kolejnego sejmu. To wszystko utrudniało przeprowadzenie skutecznych przemian systemowych, staram się jednak stosować taryfę ulgową przy ocenie działaczy, którzy wówczas stawiali swoje pierwsze kroki w polityce państwowej. Inaczej kieruje się grupką kumpli-opozycjonistów lub klubem dyskusyjnym, a inaczej rządem. Radość z odzyskiwanej demokracji przeplatała się też wielokrotnie z obawą (jak wynika z badań historyków, np. prof. Antoniego Dudka - nieuzasadnioną) o to, że komuniści mogą, jak w 1981 roku, zakończyć i ten karnawał. Trzeba mieć to na uwadze, patrząc post factum na ówczesną rzeczywistość.

Inaczej już traktuję to, co działo się w latach 90-tych i co się dzieje teraz, na początku XXI wieku. Nie ulega dla mnie wątpliwości, że jest znacznie lepiej, niż w PRL – co nie zmienia faktu, że mogłoby być jeszcze lepiej. Niestety trafię u wielu osób ode mnie starszych, dla których 4 czerwca powinien być świętem narodowym, na mur niezrozumienia. Po prostu dla wielu z nich możliwość wydawania nieocenzurowanego dziennika była wówczas szczytem marzeń: dla mnie dziś, w epoce Internetu, wolność słowa jest standardem, którego czasem trzeba bronić, ale nie trzeba o niego walczyć. Dziś nadal problemem jest urzędnik, który jedną decyzją potrafi zniszczyć dobrze prosperującą firmę, ale pojawiły się także nowe patologie: rejony, w których nędza jest dziedziczna, czy rzesze absolwentów sztucznie pompowanych kierunków, którzy ze swoją bezużyteczną wiedzą nie potrafią odnaleźć się na rynku pracy - a jeśli ją znajdą, to za psie pieniądze i bez perspektyw na poprawę tego stanu rzeczy. Coraz częściej można spotkać młodych ludzi oderwanych od polskiej kultury i bezrefleksyjnych - stan ten pogłębia polska edukacja nastawiona głównie na naukę rozwiązywania testów. Winę za ten stan rzeczy ponoszą solidarnie wszystkie pokolenia mające wpływ na rzeczywistość po upadku komunizmu.

Przed lubelskim ratuszem „Solidarność” prezentuje okolicznościową wystawę. Na jednej z plansz widać plakat wyborczy KO „S” sprzed 25 lat. Dwoje śpiących dzieci i napis: „…Aby jutro były z nas dumne”. Pod spodem, dopisane „solidarycą”: „Czy są jeszcze w kraju?”. To paradoks: nasi rodzice chcieli, byśmy mogli wyjechać z Polski, my chcemy nie musieć stąd wyjeżdżać. Moja odpowiedź na pytanie o to, czy jestem dumny z pokolenia moich rodziców, nie jest jednoznaczna. Z pewnością dla tych, którzy przez ostatnie ćwierćwiecze tworzyli wolną Polskę, 4 czerwca może być dniem radości (bo jest z czego), ale powinien być także okazją do rachunku sumienia.

Nie tylko duma   Lublin, fragment wystawy z okazji 25-lecia wyborów kontraktowych Stefan Sękowski /GN