Konkrety symboliczne

Jacek Dziedzina

Nie ma nic bardziej konkretnego niż dobry symbol. O ile symbol nie zastępuje konkretów. Yes, Mr. Obama.

Konkrety symboliczne

Nie ma nic bardziej praktycznego niż dobra teoria, uważał słusznie Karl Popper. Najlepszy teoretyk nauki XX wieku nie ma wprawdzie poważania wśród dzisiejszych urzędników, kastrujących programy nauczania z „niepraktycznych” przedmiotów, ale.. zostawmy urzędników.

Można powiedzieć, że analogicznie do teorii działają symbole – w razie potrzeby zamieniają się w konkrety. I z taką nadzieją niektórzy śledzą z wypiekami na twarzy kolejną symboliczną wizytę prezydenta USA w Polsce. Czas i okoliczności (kryzys na Ukrainie) sprawiają, że obecność Baracka Obamy w Warszawie ma rzeczywiście znaczenie symboliczne dla nas i tej części Europy.

Niemniej ważne jest pytanie, czy właśnie czas i okoliczności nie są już takie, że należałoby symboliczne partnerstwo z „najtańszym sojusznikiem USA” zamienić wreszcie na kilka konkretów. Że niby $ 1 mld (słownie: jeden miliard dolarów amerykańskich) dla Europy Środkowo-Wschodniej, o które Obama poprosi Kongres, to jest ten konkret? Toż to mniej więcej koszty 8 godzin intensywnej operacji w Afganistanie w najgorętszym czasie tamtej wojny.

A nie, przepraszam, konkrety jednak są. Wszak przemysł zbrojeniowy w USA starannie pilnuje, by takie wizyty prezydenta, jak ta w Polsce, owocowały później dobrymi kontraktami. Właśnie rozstrzyga się kilka ważnych zakupów dla polskiej armii, w których Amerykanie prowadzą intensywne działania marketingowe. Cóż, oni przynajmniej wiedzą, jak symboliczny uścisk prezydenta USA z „najtańszym sojusznikiem” przekuć w konkret. Własnego budżetu.

Czy można mieć o to pretensję do Amerykanów? Nie. Dobra firma dba o własny interes. Ale też nazywajmy to właśnie firmą, która w relacjach handlowych znakomicie posługuje się symboliką. Dla jednej strony to symbolika bardzo praktyczna, dla drugiej – raczej tylko symboliczna.