Grzechy założycielskie III RP

Bogumił Łoziński

|

GN 22/2014

publikacja 29.05.2014 00:15

III Rzeczpospolita została ufundowana na odrzuceniu prawdy.

Grzechy założycielskie III RP Najbardziej znany plakat „Solidarności” przed wyborami 4 czerwca 1989 r. Jacek Domiński /REPORTER/east news

Przypadająca w tym roku 25. rocznica odzyskania wolności skłania do refleksji nad początkami III Rzeczypospolitej i prowadzi do krytycznej oceny tego okresu. Demokratyczna legitymacja dla komunistów, skrajnego liberalizmu w gospodarce, wreszcie nierozliczenie PRL – to „grzechy założycielskie” III RP, których negatywne skutki odczuwamy do dziś.

Grzech polityczny

Błędem u progu III RP nie było porozumienie przy okrągłym stole, lecz zastopowanie pokojowej rewolucji, która bez rozlewu krwi doprowadziła do upadku PRL. Warunki dopuszczenia do władzy opozycji zostały ustalone w czasie rozmów przy okrągłym stole. Ceną kompromisu było podzielenie się władzą – opozycja w wyborach parlamentarnych mogła ubiegać się o 35 proc. miejsc w Sejmie, reszta była zarezerwowana dla PZPR i jej satelickich partii. Na takie rozwiązanie gotowa była przystać tylko część opozycji, której twarzą był Lech Wałęsa. W rzeczywistości największy wpływ miało tu środowisko laickiej lewicy, na czele z Bronisławem Geremkiem, Jackiem Kuroniem czy Adamem Michnikiem. Inne frakcje opozycyjne, np. „Solidarność Walcząca” Kornela Morawieckiego, krytycznie odniosły się do okrągłego stołu i nie wzięły udziału w wyborach 4 czerwca, uznając je za niedemokratyczne.

Jest faktem, że przy okrągłym stole nie znaleźli się przedstawiciele wszystkich nurtów opozycji, a ci, którzy brali w nim udział, arbitralnie przypisali sobie prawo do reprezentowania całości. Jednak takie działanie można usprawiedliwić dążeniem do pokojowego przejęcia władzy, zwłaszcza że świeża była pamięć o terrorze i ofiarach stanu wojennego. Nie było też świadomości, jak słaba jest władza pod koniec lat 80. ub. wieku. Jednak wynik wyborów i fiasko próby stworzenia rządu przez Czesława Kiszczaka pokazały, że komuniści nie mają poparcia społeczeństwa. Szybko okazało się też, że oddanie władzy wynikało z kryzysu ekonomicznego Polski. Zmieniła się również sytuacja geopolityczna – sowiecka Rosja za rządów Gorbaczowa przeżywała kryzys i nie stanowiła dla Polski zagrożenia. Na przełomie lat 1989 i 1990 należało odejść od ustaleń zawartych przy okrągłym stole, odsunąć od władzy komunistów, odciąć się od PRL, przeprowadzić wolne wybory, a wyłoniony w nich parlament zdecydowałby o kształcie Polski, uchwalając konstytucję i sposób reformowania gospodarki. Jednak ówczesny rząd na czele z Tadeuszem Mazowieckim takich działań nie podjął, przez co zastopował polską bezkrwawą rewolucję. Dlaczego? Wbrew oskarżeniom o spisek z komunistami najbardziej prawdopodobne wydają się względy ideowe. Ze strony solidarnościowej decydujący wpływ na kierunek przemian miał obóz lewicy (wśród której byli działacze z przeszłością PZPR-owską jak Kuroń czy Geremek), której bliżej było do komunistów niż do prawicowej opozycji. Michnik otwarcie wskazywał, że największym zagrożeniem dla demokratycznej Polski jest opozycja nawiązująca do idei niepodległościowych i narodowych. Nie przypadkiem już po wyborach 4 czerwca prawicowa partia Konfederacja Polski Niepodległej była inwigilowana przez SB. Jest jeszcze jeden czynnik, który ujawnił się w późniejszym okresie w działaniach polityków Unii Demokratycznej i jej kolejnych wcieleń – pycha polityków, przekonanych o swojej nieomylności i pogardzających innymi. Zastopowanie bezkrwawej rewolucji przez rząd T. Mazowieckiego jest politycznym „grzechem założycielskim” III RP. Doprowadziło to do osłabienia środowisk prawicowych, a jednocześnie pozwoliło komunistom na zdobycie demokratycznego mandatu, a przez to uzyskanie wpływu na kształt wolnej Polski nie tylko w wymiarze politycznym, ale przede wszystkim ekonomicznym, na czym najbardziej im zależało.

Grzech ekonomiczny

W końcu lat 80. komuniści uznali, że nie są w stanie wyprowadzić Polski z głębokiego kryzysu ekonomicznego. Próby reform podejmowanych w stanie wojennym i następnych latach przez ekipę Wojciecha Jaruzelskiego zakończyły się fiaskiem. W tej sytuacji w środowisku komunistów zrodził się plan uwłaszczenia nomenklatury, czyli przejmowania majątku publicznego przez działaczy partyjnych i państwowych PRL, co wraz z „planem Balcerowicza” jest kolejnym grzechem założycielskim III RP. Jeszcze w grudniu 1988 r. władza przyjęła tzw. ustawę Wilczka, która umożliwiła każdemu obywatelowi PRL podejmowanie i prowadzenie działalności gospodarczej na równych prawach. Dzisiejsi zwolennicy wolnego rynku stawiają tę ustawę za wzór, bowiem jej efektem była aktywizacja drobnych przedsiębiorców, którzy utworzyli wiele nowych miejsc pracy. Regulacja nie wprowadzała też biurokratycznych ograniczeń, które obecnie są zmorą przedsiębiorców. Jednak nie można zapominać, że ustawa Wilczka umożliwiła komunistom przejęcie państwowych przedsiębiorstw i to oni byli największymi beneficjentami nowego prawa. Postsolidarnościowe elity rządzące traktowały uwłaszczenie nomenklatury jako element pokojowego przebiegu transformacji. Adam Michnik w 1989 r. w wywiadzie dla jednego z belgradzkich tygodników tłumaczył, że jeśli ludzie nomenklatury staną się właścicielami spółek akcyjnych, to będą ich bronić, przez co zniszczą porządek stalinowski. Największym wyzwaniem ekonomicznym w 1989 r. było przekształcenie gospodarki socjalistycznej w wolnorynkową. Koncepcję transformacji opracowali amerykański profesor Jeffrey Sachs i miliarder George Soros. Radykalny program zyskał akceptację rządu T. Mazowieckiego, a jego realizacją zajął się minister finansów prof. Leszek Balcerowicz. Zwolennicy tej „terapii szokowej” podkreślają, że spowodowała ona m.in. znaczne obniżenie inflacji i deficytu budżetowego. Jednak jej negatywne skutki są odczuwalne do dziś. Polski rynek został otwarty dla zagranicznego obrotu, kraj zalały zagraniczne towary, rodzime firmy nie były w stanie z nimi konkurować. Prywatyzacja objęła najlepsze przedsiębiorstwa kupowane przez zagraniczny kapitał, często po zaniżonej cenie, który zamiast w nie inwestować, ograniczał produkcję albo doprowadzał do upadku, aby pozbyć się konkurencji (tzw. wrogie przejęcie). Polskie firmy, nieprzygotowane na konkurencję z zachodnimi, niewspomagane przez państwo w imię dogmatycznie stosowanej zasady wolnego rynku, masowo upadały. W efekcie doszło do wielkiego spadku produkcji i bardzo wysokiego bezrobocia, które w 1993 r. wynosiło 16,4 proc. Są tereny, gdzie bezrobocie dotyka już drugiego pokolenia. Dalszą konsekwencją „planu Balcerowicza” jest zubożenie licznych grup społecznych. W ubiegłym roku poniżej poziomu ubóstwa żyło 6,7 proc. społeczeństwa. Prywatyzacji i uwłaszczeniu nomenklatury towarzyszyła olbrzymia korupcja, która do dziś jest jedną z trwałych patologii naszego życia publicznego.

Grzech relatywizmu

III Rzeczypospolita została ufundowana na odrzuceniu prawdy. Konsekwencją transformacji, która nie rozliczyła PRL i pozwoliła dawnym komunistom przejąć majątek publiczny, jest relatywizm etyczny. Solidarnościowe elity, które w 1989 r. objęły władzę, aktywnie zaangażowały się przeciwko procesowi dekomunizacji i lustracji. Uznanie komunistycznych polityków za pełnoprawnych uczestników życia publicznego oznaczało odrzucenie prawdy, zrównanie zła z dobrem, kata z ofiarą. Symbolicznym wyrazem moralnego nihilizmu III RP jest stosunek do zbrodniarzy z okresu stanu wojennego. Adam Michnik nazywa gen. Kiszczaka „człowiekiem honoru”, gen. Jaruzelski jest traktowany przez lewicowe media jak patriota, a Jerzy Urban stał się ich autorytetem moralnym. Przeciwnicy dekomunizacji wypracowali nawet specjalną „ideologię miłosierdzia”, która ma nie tylko obronić zbrodniarzy PRL przed odpowiedzialnością, ale wykazać etyczną niższość ludzi, którzy domagają się ich rozliczenia. Według tej ideologii chrześcijańskie miłosierdzie nakazuje przebaczać, więc należy w akcie powszechnej absolucji wybaczyć funkcjonariuszom zbrodniczego systemu, a jeśli ktoś tego nie zrobi, jest złym chrześcijaninem i małym człowiekiem. Autorzy tych aksjologicznych aberracji nie tylko pokazują, że nie mają pojęcia o przebaczeniu, którego warunkiem jest m.in. uznanie winy i prośba o wybaczenie, ale są najlepszym przykładem, do jakiego zagubienia moralnego prowadzi relatywizacja dobra i zła, prawdy i kłamstwa. U progu wolności padały propozycje, aby stworzyć specjalny trybunał do rozliczenia zbrodni komunizmu, który sądziłby za łamanie praw człowieka. Propozycja ta została odrzucona i komunistycznych zbrodniarzy można ścigać jedynie za to, że złamali wówczas obowiązujące prawo. Przyjęcie takiej zasady w praktyce uniemożliwiło ich osądzenie, a wyroki zapadły w niewielu sprawach. Pomimo tak krytycznej oceny początków III RP odzyskanie wolności w roku 1989 r. uważam za jedno z najważniejszych wydarzeń w historii Polski, a ostatnie 25 lat za jedne z najlepszych w naszych dziejach. Wolność, demokracja, poczucie bezpieczeństwa, które daje nam obecność w NATO, członkostwo w UE (które przynosi Polsce olbrzymie profity ekonomiczne, niezależnie od tego, jak oceniamy sposób ich zagospodarowania), są osiągnięciami, których nie sposób zakwestionować. Problem nie dotyczy tego, czy warto było walczyć o wolność, lecz czy ją we właściwy sposób zagospodarowujemy. Dlatego ważna jest refleksja nad początkami III RP, aby nie tylko ustrzec się błędów, ale próbować je naprawić.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.