Wszyscy są nawiedzeni, ale, niestety, nie wszyscy przez Boga.
rysunek franciszek kucharczak /gn
Nawiedzony to w powszechnym mniemaniu oszołom, najczęściej religijny, taki pomyleniec, który nie chodzi po ziemi. Nawiedzonemu zależy na czymś, czego większość z reguły nie rozumie i co uznaje za bezsens.
A jednak w ostatnim dniu maja Kościół świętuje nawiedzenie. Elżbieta została nawiedzona przez Maryję, a Maryję wcześniej nawiedził anioł. Więc obie panie były ewidentnie nawiedzone – i też stosownie do tego się zachowywały. No bo kto to widział przyjść do kogoś z daleka, jeszcze w ciąży, i prosto z marszu wyśpiewywać jakieś hymny?
Niedawno osoba, której Jezus poprzestawiał życie (teraz wszystko jest na właściwym miejscu), powiedziała mi, że jej otoczenie uznało ją za nawiedzoną. Bo gdy była smutna i przybita, i żyła pełna pretensji do ludzi i Boga – wtedy za nawiedzoną nie uchodziła. Ale to normalne. Inaczej się nie da, bo gdy się postawi Jezusa w centrum, to dokładnie wszystko kręci się wokół Niego. Nawet kawę robi się z myślą o Nim. Jeśli środowisko ma inne priorytety, to musi dojść do wniosku, że ma do czynienia z wariatem. Ponieważ jednak z Jezusem człowiek funkcjonuje wyraźnie lepiej niż wcześniej, gdy Jezusa nie uwzględniał, to teza o wariactwie nie daje się długo bronić. Więc co? No tak, proste – jesteś nawiedzony.
Wielu ludzi kuli się w sobie na samą myśl, że mogliby zostać tak nazwani. Niejeden ogranicza swoją aktywność, lekceważy natchnienia, gada z ludźmi o pogodzie, gdy mógłby o tym, co przynosi zbawienie – bo nie chce robić za nawiedzonego. Czas więc, ludzie Jezusa Chrystusa, powiedzieć to jasno i otwarcie: Tak! Jesteśmy nawiedzeni! Nawiedził nas Bóg. Cała Trójca Święta! I czas zrobić z tego użytek. Co mamy do stracenia?
Przed tygodniem w moim mieście odbywała się ewangelizacja. Każdego dnia w różnych miejscach głoszona była Dobra Nowina. Ostatniego dnia – na rynku. Ze sceny płynęły słowa wiary i pieśni uwielbienia, a po okolicy krążyły osoby świadome, że Ewangelię trzeba głosić „w porę i nie w porę”, i rozmawiały z napotkanymi ludźmi. Często kończyło się modlitwą. Jeden człowiek, który znalazł się tam „przypadkiem”, mówił potem poruszony: „Teraz wiem, czemu przyjechałem z tak daleka”. Do takich rzeczy Jezus używa swoich nawiedzonych. Tym jednak, którzy wolą zatrzymać status nienawiedzonych, trzeba również jasno powiedzieć: to niemożliwe. Wszyscy są nawiedzeni.
Jesteśmy zanurzeni w życiu duchowym i nie możemy zachować neutralności. Taki facet, który porzuca żonę i dzieci, i niszczy swoje życie dla jakiejś miłostki – czy nie jest nawiedzony? A nałogowcy wszelkiego sortu – czy nie są nawiedzeni? A ideolodzy obłędu – rozmaici genderyści, deprawatorzy dzieci, zakręcone feministki, homopropagandyści – czy to nie są ludzie nawiedzeni? Człowiek sam by się tak nie opętał. I co z tego, że tacy ludzie uchodzą za „normalnych”? Certyfikat normalności w tym wypadku wręczają siły duchowe, które zawsze kłamią. A że „normalni” w to nie wierzą? No właśnie – bo są nawiedzeni.
Jasełkowe piekło?
Członkowie satanistycznego zespołu „Behemoth” zostali zatrzymani w Rosji pod zarzutem posiadania niewłaściwych wiz. W konsekwencji wrócili do Polski. Wcześniej spędzili noc w areszcie. Po niej szef zespołu, Nergal, powiedział: „To było Guantanamo i Armageddon, tak mogę opisać naszą noc w areszcie. Ściany były wysmarowane ekskrementami, chyba świeżymi. Nie mogliśmy wyjść do toalety. Usiłujemy wrócić do Polski po tym koszmarze, jaki nas spotkał w rosyjskim areszcie. Czujemy się moralnie zgwałceni, takie wydarzenia zostają w człowieku i nie znikają po kilku godzinach”. Ks. Parfianowicz zauważył na gosc.pl, że Armageddon to walka sił niebieskich z piekielnymi, i że „na członków zespołu przyszedł na chwilę, jak głosi tytuł jednej z ich piosenek, »Dark Triumph«, czyli taki chwilowy »Triumf ciemności«”. „Behemoth” doświadczył więc muśnięcia tego, co mu się tak podoba. Ciekawie brzmi też stwierdzenie Nergala o „moralnym zgwałceniu”. Jak na faceta, który drze Biblię, nazywając ją „g…”, to jednak zastanawiająca wrażliwość.
Lewi słabują
W eurowyborach polska lewica wypadła słabo – SLD pozostał tylko z twardym elektoratem, a „Palikoty” przepadły z kretesem. Oznacza to, że straszenie Polaków Kościołem nie przynosi skutku. W tej sytuacji należy się spodziewać na lewicy pewnej „zmiany poglądów”.
Śmierć już nie karą
Polska wyrzekła się wymierzania kary śmierci w jakichkolwiek okolicznościach, również w czasie wojny i stanu nadzwyczajnego. Teraz więc ludzi w Polsce nie będzie się karać śmiercią. A tych kilkaset dzieci zabijanych rocznie w ramach legalnej aborcji? Ależ to nie kara! To prawo!
To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.