Ciszo, trwaj

Jacek Dziedzina

Ustawowy zakaz agitacji dzień przed wyborami może i śmieszy. Wiele bym jednak dał, by cisza trwała dłużej – i to bez przymusu śmiesznej ustawy.

Ciszo, trwaj

Co tu dużo mówić: jaka ustawa, taka cisza, możemy więc spodziewać się hałaśliwej „ciszy przedwyborczej” polegającej na gorączkowych serwisach informacyjnych: a to o tym, że cisza wyborcza tu i tam zostaje zachowana, a to o tym, że tam i siam została naruszona, teraz jeszcze dojdą gorączkowe dyskusje internautów o „zagłuszających” ciszę „lajkach” na Facebooku (PKW orzekła, że „lajkowanie” na FB profili kandydatów narusza tę ciszę…) itd., itp. naszego ustawowego absurdu. Generalnie: podkręcanie temperatury wokół niczego, wokół świata wirtualnego, absorbującego wyłącznie samych kandydatów, ich zaplecza i żyjące w matriksie media.

A ja wiele bym dał, by zamiast śmiesznych zakazów wykształciła się kultura przeżywania kampanii wyborczej, w której nie będziemy molestowani kiepskimi wideoklipami i żenującymi pyskówkami, zwanymi popularnie programami publicystycznymi (szczęśliwie sam uniknąłem większości takich obrazków, bo telewizję włączam albo gdy Majdan płonie, albo gdy papieża wybierają). Wiem, naiwne to życzenia, bo jak świat światem, kampania wyborcza jest częścią popkultury i toczy się także według popkulturowych wzorców. Ale może jest szansa, że z czasem staniemy się społeczeństwem normalnym w tym sensie, że będziemy chodzić licznie na wybory, ale nie będziemy dyskutować o głupich i głupszych wypowiedziach kandydatów. W normalnym społeczeństwie polityka rozumiana tak, jak, niestety w Polsce – jako nieustanny festiwal słowotoku – nie ma prawa istnienia. W normalnym społeczeństwie politycy są urzędnikami, których jednym zadaniem jest nie przeszkadzanie ludziom w realizacji ich marzeń i celów, a nie zawracanie gitary własnymi emocjami, kompleksami i prywatnymi konfliktami z kontrkandydatami.

Ech, pomarzyć można, prawda? Cisza przedwyborcza – a co dopiero taaaka poważna USTAWOWA – sprzyja różnym fantazjom. No więc, ciszo, trwaj.