Orban rozbiorca

Jacek Dziedzina

Nie sądziłem, że przyjdzie mi kiedykolwiek napisać te słowa: Victor Orban staje się niebezpiecznym szkodnikiem.

Orban rozbiorca

Wielkie rozczarowanie konserwatywnej Europy: facet, który imponował swoją zdroworozsądkową postawą wobec poprawnych politycznie pięknoduchów, przywódca, który wziął się realnie za rządzenie państwem, nie zważając na naciski międzynarodowej finansjery i unijnego betonu, teraz konsekwentnie niszczy swój mit, który dla pewnej części klasy politycznej w Europie był nadzieją na NOWE.

I nie chodzi już nawet o niedawną umowę z Putinem. Choć jak widać ruskie dolary psują i uzależniają nie tylko symbolicznie, ale całkiem realnie. Chodzi bowiem przede wszystkim o roszczeniowy komunikat o „jasnych oczekiwaniach wobec nowej Ukrainy, która właśnie powstaje” (słowa Orbana) ws. zapewnienia m.in. autonomii dla 200 tys. Węgrów, żyjących w granicach Ukrainy.

To prawdziwy nóż w plecy dogorywającego państwa, które od paru miesięcy jest poddawane procesowi realnego rozbioru przez sowieckiego pułkownika. I cóż z tego, że każda mniejszość musi mieć zapewnione poszanowanie praw. W sytuacji, gdy Ukraina traci kolejne fragmenty terytorium, wysuwanie nawet nie propozycji, a żądania o autonomię dla Węgrów na Ukrainie jest przejawem albo głupoty, albo złej woli, albo działaniem na zlecenie pułkownika.

Wyobraźmy sobie, że to Polska jest obecnie rozrywana na kawałki przez Rosję (chyba nie trzeba bardzo wysilać wyobraźni?), a w tym samym czasie Niemcy żądają od Polski zapewnienia autonomii dla mniejszości niemieckiej na Opolszczyźnie. Chyba czujemy, co oznaczałoby to w praktyce.

Niektórym słowa Orbana nasuwają też skojarzenia z zajęciem przez Polskę Zaolzia w 1938 roku. To też był nóż w plecy wbity akurat przez nas naszym południowym sąsiadom. Praktycznie najbardziej haniebna karta historii II RP – jak dotąd chyba tylko śp. Lech Kaczyński miał odwagę powiedzieć to bardzo jednoznacznie.

I nie ma sensu roztrząsanie w tym miejscu kwestii: a że Zaolzie wcześniej podstępem zajęli Czesi, a że Zakarpacie też nie było ukraińskie itd. W sytuacji, gdy państwo walczy o przetrwanie, wysuwanie roszczeń terytorialnych czy „tylko” autonomicznych dla swoich, jest tym czym jest: nożem w plecy.

Przy wszystkich różnicach – żądania Orbana przywołują niestety te najgorsze skojarzenia. Rozbiór Ukrainy przez Rosję jest dziś faktem. Nie sądziłem, że w tym projekcie będzie chciał uczestniczyć przywódca wolnego kraju, który w ostatnich latach imponował swoim zdrowym rozsądkiem.