Terror obciachu

Franciszek Kucharczak


|

GN 20/2014

publikacja 15.05.2014 00:15

Nieważne, czy się z nas śmieją, 
ważne, czy mają powód, żeby się śmiać.

Terror obciachu rysunek franciszek kucharczak /gn

Kielce stały się kolejnym miastem, którego radni sprzeciwili się promocji szaleństwa. Rada miasta przyjęła stanowisko, w którym zaapelowała o nieuleganie naciskom środowisk, które „pod pozorem walki o równouprawnienie kobiet i mężczyzn, tworzą nową ideologię gender”. Nie wszyscy byli, oczywiście, za. Na przykład trzy radne PO na znak protestu wyszły z sali, a radna z SLD wyraziła swój sprzeciw argumentem: „Będą się z nas śmiać”.


Trzy dni później konkurs Eurowizji wygrał facet z brodą, udający kobietę z brodą. Generalnie – żałosny obciach i monstrualna głupota. I co – ktoś się z tego oficjalnie śmiał? Ależ skąd! Radość, łzy szczęścia, euforia, uściski na antenie – wszystko na poważnie. Publicznie nikt się z tego śmiać nie odważy. Owszem, po kątach to się z tego kpi, a pewnie nawet członkowie jury, którzy nagrodzili tę żenadę, rechotali z tego po godzinach. Ale to nie ma znaczenia – macherzy od wywracania świata na diabelską stronę wiedzą, że ważne jest to, co ludzie mówią publicznie. To, co mówią głośno, co wyrażają na zewnątrz – to ostatecznie wejdzie w powszechne myślenie, i zostanie uznane za rzeczywistość i oczywistość. 


Kielecka radna SLD, która straszyła koleżanki i kolegów, że będą się z nich śmiać, mogła mieć rację – jeśli nie będziemy PUBLICZNIE bronić normalności, jeśli nie będziemy ODWAŻNIE mówić, że takie rzeczy, jak pomieszanie płci i ról społecznych to szaleństwo, to owszem: będą się z normalności śmiać. 


Przed chwilą, gdy to pisałem, kolega powiedział mi: „Ogol się, bo wyglądasz jak baba”. No właśnie – teraz jeszcze bawi nas ta błazenada, jeszcze niby nie dajemy się ogarnąć obłędowi, ale na przykład o pośle, który jest mężczyzną, powszechnie już mówimy „ona”. I coraz poważniej. Bo – choć jego kodu genetycznego nie da się oszukać, choć się kiedyś ożenił i został ojcem, i choć widać, że to facet w spódnicy – to przecież jesteśmy „tolerancyjni”. A to znaczy, że mamy zgodzić się z każdym nonsensem. Ten pan życzy sobie, żeby go uważać za kobietę, więc mamy mówić, że to pani. A Tomasz Terlikowski, który dyktatowi nie uległ, ma o to proces. 


Nie trzeba wiele czasu, żeby chłop w roli „baby z brodą” przestał śmieszyć nawet prywatnie. Nie trzeba też wiele czasu, aby żarty z takich rzeczy stały się karalne.
Tym cenniejsze są więc publiczne przebłyski normalności – takie jak stanowisko radnych z Kielc. Ale to pokazuje, w jakim miejscu jesteśmy: cieszymy się z tego, że ktoś powiedział, że trawa jest zielona, a nie różowa. 


Wobec naporu szaleństwa nie na długo starczy zdrowego rozsądku. Na dalszą metę nikt nie zechce robić za pośmiewisko, jeśli nie będzie miał mocnej motywacji. A jedyną taką motywację daje Chrystus. Gdy się Go postawi w centrum swojego życia, dociera do człowieka, że ci, co rechoczą, to w istocie ofiary rozpaczy, które wyją o odrobinę sensu istnienia. Zgodzić się z ich propagandą, to wskoczyć do bagna, aby razem z nimi tonąć. Ale oni potrzebują ratunku, a nie solidarności w pogrążaniu się.

Poddanie się wyśmianiu dla czyjegoś ocalenia to nie jest wysoka cena. 


Premier pokoju


Działacze Polskiej Federacji Ruchów Obrony Życia napisali do premiera list, w którym wyrazili żal, że w sprawie konwencji przemocowej (chodzi o tę genderową wrzutkę, ukrytą pod pozorami zwalczania przemocy wobec kobiet) rozmawia tylko z feministkami z Kongresu Kobiet przed ratyfikacją konwencji. „Jako przedstawiciele ponad stu organizacji prorodzinnych wystąpiliśmy do Pana Premiera z prośbą o spotkanie przed podpisaniem przez rząd tej Konwencji, a następnie ponownie przed decyzją o skierowaniu jej do ratyfikacji. Niestety, nasze prośby o spotkanie z Panem Premierem nie zyskały pozytywnej odpowiedzi” – napisał prezes PFROŻ Paweł Wosicki. Ale premier dla nas to robi. Spokój jest nam potrzebny, a nie kłótnie. Już zdecydował, że konwencja ma być ratyfikowana, więc po co ma zadrażniać i marnować czas swój i cudzy? 


Dostosować standardy


Rząd Chile rozważa legalizację aborcji. Lewicowa prezydent tego kraju Michelle Bachelet chce, żeby zabijanie dzieci było możliwe w pewnych przypadkach. Obecnie bowiem obowiązuje tam całkowity zakaz aborcji, a śmiertelność wśród matek jest – taka ciekawostka – najniższa w całej Ameryce Łacińskiej. Ponieważ jednak rzeczywistość z zasady nie przekonuje ludzi o lewicowych poglądach, rząd chce dostosować się do „standardów międzynarodowych”. Ta chęć jest mocno wspomagana przez biznes aborcyjny (tam też mają swoich ludzi, którzy są na listach płac przemysłu aborcyjnego). Na potrzeby tegoż biznesu zmajstrowali sobie sondaż, wedle którego 67 proc. Chilijczyków popiera „aborcję terapeutyczną”. Co prawda niedawny sondaż przeprowadzony przez inną instytucję wykazał, że 64 proc. obywateli Chile wyklucza aborcję, ale to był przecież sondaż niesłuszny.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.