Początek sporu o Europę Wschodnią

Andrzej Nowak

|

GN 20/2014

Patrzymy na Ukrainę, niepokoi nas ofensywa Rosji.

Początek sporu  o Europę Wschodnią

To już kolejna odsłona historycznego dramatu, jaki rozgrywa się w tym wschodnioeuropejskim trójkącie: Polska, Rosja, Ukraina. Kiedy się on zaczyna? Jego prapoczątkiem jest wybór chrześcijaństwa, a wraz z nim ścieżki cywilizacyjnego rozwoju, z dwóch różnych źródeł. Mieszko wybrał w roku 966 Rzym. Włodzimierz, książę Kijowa, wybrał 22 lata później Bizancjum. Nie było jeszcze Ukrainy ani Rosji – była obejmująca całą wschodnią Słowiańszczyznę Ruś. Nie było jeszcze wielkiego konfliktu między ową Rusią a tworzącą się Polską – ot, zwyczajne spory sąsiedzkie o miedzę, o Przemyśl, o Grody Czerwieńskie. Ale dwie ścieżki chrześcijaństwa i cywilizacji rozwidlały się coraz bardziej. I oto przychodzi rok 1147 – mało kto chyba pamięta w Polsce tę datę. A jest jedną w naszej (i całej Europy Wschodniej) historii z najważniejszych.

Dlaczego? – szerzej próbuję to uzasadnić w 1 tomie „Dziejów Polski”, jaki właśnie się ukazuje. Tu chcę zwrócić uwagę tylko na dwa fakty. Oto w roku 1147 napisany został pierwszy list, pierwszy intelektualny tekst stworzony przez autora Polaka, pierwszy dowód zaawansowania naszej wspólnoty na owej ścieżce zachodniej, łacińskiej cywilizacji. To list biskupa krakowskiego Mateusza do Bernarda z Clairvaux, późniejszego świętego. Sprawujący rządy w swej diecezji w latach 1143–1166 Mateusz pisze do „doktora miodopłynnego”, jak nazywano Bernarda z Clairvaux, jak równy do równego. Ale ważne, co pisze. Odpowiada na apel o udział polskiego rycerstwa w II krucjacie. I stwierdza, że Polska ma bliżej wielką misję do spełnienia: to jest misja duchowa, związana z surową oceną stanu duchowego ruskich sąsiadów. „Naród ów ruski, swą niepoliczalną liczbą gwiazdom podobny […] nie dochowuje przepisów wiary prawdziwej. […] Ruś jest jak inny świat (Ruthenia quasi est alter orbis)”. Posłannictwem Polski jest ten świat zmieniać. W liście Mateusza brak przekonania, że moglibyśmy sami prowadzić wielką misję wobec owego ruskiego „innego świata”. Żeby coś zrobić na Wschodzie, za naszą wschodnią granicą, musimy być dobrze oparci o łaciński południowy Zachód, o Rzym, o Monte Cassino, o Clairvaux. Wtedy będziemy mogli ruski inny świat zbliżać do naszego. Wtym samym momencie, kiedy powstaje pierwszy polski list – list o misji na Wschodzie – dzieje się coś jeszcze: pojawia się Moskwa. Ruś była już rozbita wewnętrznymi podziałami na kilkadziesiąt księstw i księstewek.

Kijów pozostawał ich symbolicznym zwornikiem. Na dalekiej północnej peryferii siedział szósty dopiero w kolejności syn księcia kijowskiego, Jurij Dołgoruki. Jak zapisała pod rokiem 1147 ruska kronika, kniaź Jurij zaprosił wtedy jednego ze swych sojuszników na ucztę: „Przyjdź do mnie, bracie, do Moskwy”. To pierwsza historyczna wzmianka tej nazwy. Jurij wyrwał z rąk kupca Kuczki założoną przez niego stację handlową nad rzeką Moskwą, samego Kuczkę stracił, ale ożenił z jego córką swego syna – Andrzeja Bogolubskiego (na pamiątkę nieszczęsnego Kuczki Moskwa nazywana była przez pewien czas Kuczkowem, a przez wieki jedna z centralnych części miasta, między placem na Łubiance a wrotami Kremla, nosiła nazwę Kuczkowo Pole). Zabić pierwotnego właściciela ziemi, zająć jego gospodarstwo i ożenić syna z jego córką: taki był początek miasta Moskwa, państwa o tej samej nazwie i całego systemu. Dwa lata później polscy książęta, Bolesław Kędzierzawy i Henryk Sandomierski, w sojuszu z księciem kijowskim Izjasławem, starli się już militarnie na terenie Wołynia z synem Dołgorukiego, Andrzejem Bogolubskim. Pod rokiem 1149 Latopis kijowski odnotował: „I w tymże czasie przyszli do Izjasława […] Bolesław [Kędzierzawy], lacki kniaź z bratem swoim Henrykiem [Sandomierskim], z mnogą siłą. Izjasław zaś wezwał ich ku sobie na obiad i tak, obiadując, byli weseli; wielką czcią uczcił ich i darami mnogimi obdarował ich. I tak pojechali, każdy w swoje tabory. Nazajutrz zaś wystąpił Izjasław z Włodzimierzem i stąd poszedł ku Łucku, i tu przebywał trzy dni, i tu pasował Bolesław synów bojarskich mieczem mnogich”. To jest wspaniała informacja, zwłaszcza w połączeniu z rozważaniami z listu Mateusza, dwa lata wcześniejszego. Widać, że na linii Kraków–Kijów o żadnej wielkiej obcości mowy nawet nie ma.

Książę kijowski ucztuje radośnie z polskimi, czci i obdarowuje. Ale, co najciekawsze, Bolesław Kędzierzawy pasuje ruskich bojarów na rycerzy – wedle zachodniego, „łacińskiego” wzoru. Rzecz bez precedensu! Widocznie podobało się to bojarskim synom. Na tym polegała podjęta pod Łuckiem misja „cywilizacyjna”, symboliczny początek poszerzania przez Polskę Europy na wschodzie. Ale to nie koniec tej historii. Syn Jurija Dołgorukiego (zwanego tak ze względu na swą wyjątkową zdolność sięgania po cudze) Andrzej Bogolubski nie tylko umocnił Moskwę, zbudował w niej drewniany kreml, ale postanowił wyeliminować całkowicie Kijów jako konkurenta. I zrobił to: w roku 1169 zorganizował ogromną wyprawę, która zdobyła i całkowicie spustoszyła naddnieprzańską stolicę Rusi. Kijów już się nigdy nie podźwignął. Nie najazd mongolski, ale wcześniejsza agresja znad Moskwy to sprawiła. Bogolubski urządził swoje władztwo inaczej niż wcześniejsi kniaziowie ruscy: na zasadzie samodzierżawia, całkowitego wykluczenia głosu poddanych – wiecu i bojarów. Udało mu się przesunąć środek ciężkości Rusi na północny wschód, zniszczył Kijów, ale największego celu, zdominowania całej Rusi przez nowy, samodzierżawny system ulokowany nad Moskwą – jeszcze nie osiągnął. To potrwa jeszcze kilka wieków. I ciągle nie całkiem się udaje. Może to także jakiś efekt tej misji (i tej rywalizacji o kształt duchowy Rusi), która zaczyna się w roku 1147. Zabić pierwotnego właściciela ziemi, zająć jego gospodarstwo i ożenić syna z jego córką: taki był początek miasta Moskwa, państwa o tej samej nazwie i całego systemu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.