Bohater niespełniony

Piotr Legutko

|

GN 20/2014

publikacja 15.05.2014 00:15

25 lat temu prof. Witold Kieżun odebrał telefon, który mógł zmienić zarówno jego życie, jak i losy Polski.

Prof. Witold Kieżun jest najstarszym aktywnym wykładowcą w Polsce. Pracuje w warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego Prof. Witold Kieżun jest najstarszym aktywnym wykładowcą w Polsce. Pracuje w warszawskiej Akademii Leona Koźmińskiego
jakub szymczuk /gn

To jemu 10 maja br. Uniwersytet Jagielloński przyznał doktorat honoris causa na 650-lecie najstarszej polskiej uczelni. To on trzy dni wcześniej na scenie Teatru Wielkiego podczas uroczystej premiery filmu „Powstanie Warszawskie” zabrał głos w imieniu żyjących bohaterów wydarzeń sprzed 70 lat. Witold Kieżun ma dziś 92 lata, krzyż Virtuti Militari, międzynarodową pozycję naukową w dziedzinie zarządzania, niezwykłą biografię i poczucie wielkiego niespełnienia. Kraj, za który walczył i cierpiał w sowieckich łagrach, nie chciał korzystać z jego rad, choć robiło to wiele państw na świecie. „Smutno mi, że umieram nie w tej Polsce, o którą walczyłem. To jest bardzo bolesne, jak patrzę na to, kogo wybieramy, jak stajemy się krajem całkowicie uzależnionym od innych” – mówił przed rokiem w dramatycznym wywiadzie telewizyjnym udzielonym Janowi Pospieszalskiemu.

Przeżyć egzekucję

W powstaniu Witold Kieżun nosił nietypowy pseudonim „Wypad”. 2 sierpnia 1944 roku 22-letni podchorąży wsławił się niebywałym wyczynem. Podczas ataku na Pocztę Główną sam wziął do niewoli 14 niemieckich żołnierzy i zdobył spory arsenał broni. Dziś żartuje, że po prostu zrobił na nich tak mocne wrażenie swoim wejściem do wartowni, że nawet nie zauważyli, iż zaciął mu się gotowy do strzału pistolet maszynowy. Za ten wypad dostał pseudonim i Krzyż Walecznych. Potem były jeszcze dwie inne brawurowe akcje, za które pod koniec powstania otrzymał Virtuti Militari od samego gen. Bora Komorowskiego. Kieżun walczył w elitarnym, 17-osobowym oddziale specjalnym „Gustaw”, wyjątkowo dobrze jak na powstańców uzbrojonym. Po kapitulacji od razu udało mu się uciec z niemieckiego transportu. Gdyby trafił do niewoli, znalazłby się zapewne na Zachodzie. A tak trafił do Krakowa, gdzie na skutek donosu już w marcu 1945 roku został aresztowany przez NKWD. W więzieniu przy ul. Montelupich przeżył… własną śmierć. Sowieci wykonali na nim pozorowaną egzekucję, zatrzymaną w ostatniej chwili. Doświadczył wtedy całego arsenału metod NKWD. Śledczy na zmianę straszyli Kieżuna śmiercią lub kusili wyjazdem na Zachód. A on szedł w zaparte, twierdząc, iż nie jest tym, za kogo go biorą. I tej wersji trzymał się aż do powrotu z zesłania latem 1946 roku. – Mam taką naturę, że w sytuacjach zagrożenia rodzi się we mnie chęć walki, a nie biernego podporządkowania się. Ta cecha leżała u źródła moich trzech ucieczek: w czasie kampanii wrześniowej, podczas jednej z łapanek i z niemieckiego transportu – wspomina „Wypad”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.