Alfabet Putina

Jacek Dziedzina

Co jeszcze można napisać o czekaniu na wojnę, która już trwa od dawna?

Alfabet Putina

Wojska rosyjskie 40 km od granicy z Ukrainą, 35 km od granicy, 15 km… dziś już 1 km. Separatyści organizują wiece, demonstracje, wreszcie zajmują budynki rządowe, w końcu strzelają, okupują miasto, wojska ukraińskie próbują je odbić. I tak dalej.

Słyszymy to od tygodni. A właściwie od miesięcy. Bo wojna została wypowiedziana Ukrainie już w zeszłym roku. Agresorem od początku była Rosja. Najpierw była to wojna „aksamitna”: rękami marionetki Janukowycza miała rozbić pokojowe demonstracje bardziej świadomych tego, kim są, Ukraińców. Otwarta wojna została wypowiedziana, gdy marionetka musiała uciekać „z pracy”. „Kolonia” wymknęła się spod kontroli, więc trzeba było przejść do planu B.

Dzisiaj trudno powiedzieć, czy realizowany jest plan C, czy już D, a może nawet i E. Pewne jest to, że rosyjski alfabet wojenny jest o wiele dłuższy. A jeśli będzie trzeba – to i alfabet się wydłuży. Z prostego powodu: nie ma już odwrotu od realizacji odbudowy ZSRR. Niech się nazywa nawet inaczej – ale cel jest ten sam, nieskrywany zresztą przez Putina. Trzeba się chyba nazywać Gerard Depardieu, by tego nie widzieć. A jeśli cel odbudowy imperium nie jest możliwy środkami „aksamitnymi”, pozostają środki „ołowiane”.

To nie tylko efekt „zdenerwowania” rodziny KGB, rządzącej na Kremlu. To część większego projektu, który wynika z przekonania, że Rosja jest odmienną od całej reszty świata cywilizacją. Nie bez powodu właśnie teraz powstaje dokument, przygotowywany na zlecenie Putina przez rosyjski resort kultury, który ma na celu ogłosić nowy dogmat: Rosja nie jest ani Europą, ani Wschodem. I przyznajmy – Władimir Władimirowicz w tym akurat ma rację.

Tyle, że nie jest to tylko intelektualna zabawka Putina. Dogmat o wyjątkowości Rosji – czy szerzej, świętej Rusi, jak wierzy Patriarchat Moskiewski – jest elementem doktryny, która nakazuje i usprawiedliwia podboje imperium: przynajmniej do granic dawnej „świetności”. Jest tu mieszanka i nacjonalizmu, i mesjanizmu, i teologii. Nie bez powodu Dostojewski mówił: „Wszystkie rosyjskie potworności są o tyle dobre, że są narodowe, a skoro są narodowe, to są również religijne, a tym samym są dobre w dwójnasób. Rosja jest pełna grzeszników, sama jednak – jak Kościół - jest święta i bezgrzeszna”.

W to ostatnie ponad 88 proc. Rosjan każe wierzyć rosyjska telewizja, która usprawiedliwi każde działanie na Ukrainie. Bo tyle – według nowych sondaży – Rosjan popiera działania Putina na Ukrainie i prawie dokładnie tyle samo jednocześnie swoją wiedzę o świecie i Rosji czerpie wyłącznie z państwowej telewizji. A zatem to, co dla nas jest czarnym humorem (Z kim graniczy Rosja? Z kim chce. A z kim chce? Z nikim), dla Rosjan jest najwyraźniej racją stanu.