Coś zgrzyta, to chyba zęby

Franciszek Kucharczak

Bardzo się ludzie poirytowali moim komentarzem o śpiewającym księdzu. Cóż, nie wiedziałem, że tym występem wolno się tylko zachwycać.

Coś zgrzyta, to chyba zęby

Nie przypuszczałem, że mój komentarz o śpiewającym księdzu wzbudzi wielkie zainteresowanie i emocje. Dla mnie była to sprawa incydentalna, co podkreśliłem w tekście, pisząc wyraźnie, że nie ma co nad tym drzeć szat. Jeśli zabrałem na ten temat głos, to dlatego, że - choć i mnie podoba się taki śpiew - brakowało mi wśród powszechnych zachwytów istotnej uwagi, jaką powinni wnieść świadomi swojej wiary katolicy: na Mszy nie ma gwiazdorzenia.

W pełni podtrzymuję wszystko, co napisałem w tekście, ale wobec histerii, jaka się rozpętała w komentarzach za sprawą jego nagłośnienia na Onecie, w "Wyborczej” i w kilku innych miejscach, chcę to jeszcze mocniej powiedzieć: Centrum Mszy św. jest Chrystus, a nie nawet najpiękniej śpiewający ksiądz.

Oburzeni czytelnicy przysyłali mi jakieś filmiki, na których widać, jak różni księża w różny sposób naginali przepisy liturgiczne, z adnotacjami w stylu: "A to panu nie przeszkadza? Tu pan nie protestował?”.

Ależ przeszkadza mi, ale naprawdę nie jestem w stanie skrytykować wszystkiego, co krytyki się domaga, ani nawet nie mam takich ambicji. Ksiądz z Irlandii stał się głośny, więc napisałem o nim, ale to chyba jasne, że skoro nawet tak piękne wykonanie takiego utworu przez kapłana w czasie Mszy jest niewłaściwe, to tym bardziej niewłaściwe jest każde inne podobne działanie.

Gdy sprawa trafiła na Onet, poziom agresji i absurdu wzrósł. Pojawiły się teksty w rodzaju: "Słysząc tego księdza, już chciałem wrócić do Kościoła, ale po przeczytaniu tego zgreda [czyli mnie - F.K.] jednak nie będę chodził do kościoła”.

Jeśli ktoś myśli, że tym sposobem wzbudzi moje wyrzuty sumienia, niech się nie trudzi. Zbłąkana owieczka, urzeczona pięknym śpiewem, już chciała powrócić na łono Kościoła, a tu wstrętny katol, zazdrosny o talent kapłana, stoi w progu i wejść nie pozwala. Nie no, darujcie sobie. Jeśli czyjeś "chodzenie do kościoła” miałoby zależeć od stosunku Kucharczaka do liturgii, to raczej ten ktoś długo by do kościoła nie pochodził. Bo i tak zaraz trafi na nudnych księży, słabe kazania i smutnych wiernych. A może i - wiem, straszna to wizja - na Kucharczaka.

Ale tacy właśnie jesteśmy - słabi, grzeszni, niedoskonali. Księża do końca świata będą mówili nędzne kazania, choć niektórzy będą mówili znakomite. I do końca świata w większości będą słabo śpiewali - choć niektórzy pięknie. Ale co innego słabość, a co innego świadome łamanie przepisów liturgicznych. One nie po to zostały wprowadzone, żeby przeszkadzać ludziom przeżywać Boga, tylko ze względu na znajomość ludzkiej natury. Gdyby pozwolono na popisy w czasie Mszy, wkrótce Najświętsza Ofiara stałaby się targowiskiem próżności i cyrkiem, w którym każdy by się realizował, i wszystko by było - z wyjątkiem chwały Bożej.

Na tym polega cud nawrócenia, że ludzie trwają w ułomnym Kościele POMIMO nędzy jego członków i mimo tych wszystkich rzeczy, które ich ograniczają. Bo w Kościele spotkali Chrystusa - i tylko On jest przyczyną i gwarantem wytrwania.