Wolontariusze wspólnej sprawy

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 14/2014

Własne, suwerenne i praworządne państwo jest wielkim dobrem wspólnym

Wolontariusze wspólnej sprawy

Pewien mało znany projektant mody zamieścił na swoim profilu na Facebooku zdjęcie sugerujące, że oddaje mocz na pomnik ofiar zamordowanych przez Niemców w czasie powstania warszawskiego, po czym tę szczególną sesję reklamową zakończył przeprosinami za „debilny wybryk” i przyznał, że zachował się jak „totalny kretyn”. Ponieważ najwyraźniej chciał zaistnieć w przestrzeni publicznej, niech pozostanie osobą anonimową. W grudniu 2013 r. dwóch innych panów wysłało do ambasadora Rosji list z prośbą o niekierowanie rosyjskich rakiet instalowanych na granicy Polski w kierunku Śląska. Prośbę motywowali swoimi zasługami, bowiem jako przedstawiciele (wciąż nielegalnego!) Związku Ludności Narodowości Śląskiej wielokrotnie bronili w Polsce rosyjskich interesów.

Protestowali w sprawie agresji Gruzji (!) na Osetię Płd., a także, gdy ich zdaniem „źle chroniono” rosyjskie interesy na terenie obozu koncentracyjnego w Oświęcimiu (nie w Auschwitz!). Proszą więc władze Rosji o szczególne traktowanie, bo „życie w zagrożeniu atomowym nie należy do przyjemności”, i dodają, że część Górnego Śląska trafiła do Polski wbrew woli jego mieszkańców. Czy w kontekście zaboru Krymu przez Rosję pod pretekstem nielegalnego referendum mamy oczekiwać kolejnego listu, w którym panowie poproszą W. Putina o pomoc i zorganizowanie podobnej operacji?

Jeśli można na Ukrainie, to może na polskim Śląsku też można? Na portalu Salon24.pl znana dziennikarka, J. Jankowska podała 30 marca informację (za jednym, ale jej zdaniem wiarygodnym źródłem), że Aleksandra Popow z Białegostoku, była dziennikarka TVP Info i Superstacji, a dzisiaj właścicielka firmy FilmStation, nakręciła dla programu Russia Today film z ukrytej kamery o szkoleniu w Polsce antyrosyjskich uczestników Majdanu. Janina Jankowska pisze: „W warunkach rynkowych nie ma przestępstwa. Liczy się produkt, za który płaci zamawiający – TV Russia Today”, a w kapitalizmie „rynek usprawiedliwia wszystko”, dodając, że w demokratycznym kraju Aleksandra Popow ma prawo do ideowego zaangażowania po stronie Rosji i pełnej identyfikacji z polityką W. Putina. Jednak dziennikarka kończy swój komentarz pytaniem: „Czy obywatel(ka) Polski może pracować na rzecz sił, które łamią wszelkie podstawowe prawa międzynarodowe, a także pośrednio skierowane przeciwko krajowi, w którym żyje?”.

Stawiam inne, znacznie ważniejsze pytanie: czy „ideowe zaangażowanie na rzecz Putina” usprawiedliwia produkowanie kłamliwych materiałów prasowych? W moim demokratycznym i praworządnym państwie wielu dziennikarzy trafiało przed oblicze sądu nie dlatego, że pisali nieprawdę, lecz z powodu podejrzenia, że gromadząc informacje „nie dochowali należytej staranności” lub dlatego, że formułowali krytyczne opinie o pewnym ważnym redaktorze pewnej ważnej gazety. Dlatego pytam, czy jeżeli Aleksandra Popow rzeczywiście przygotowała dla TV Russia Today materiał o szkoleniu w Polsce antyrosyjskich uczestników obrony Majdanu, któraś prokuratura prowadzi dzisiaj śledztwo w sprawie „niedochowania przez nią należytej staranności” lub w sprawie nielegalnego szkolenia w Polsce antyrosyjskich obrońców Euromajdanu? Przynajmniej jedno z tych postępowań powinno zostać natychmiast wszczęte i skrupulatnie prowadzone.

Socjologowie (a także ekonomiści) badający postawy społeczne odwołują się do określenia „pasażerowie na gapę”, czyli osób, „które korzystają z dobra publicznego lub innych dóbr istniejących dzięki wspólnym, kolektywnym środkom, ale unikają kosztów własnych lub własnego wkładu do zbiorowego systemu finansowania ich. (…) tak jak korzystanie z podwyżki płac, będącej wynikiem akcji strajkowej, w której nie brało się udziału” [Słownik socjologii, Oxford, PWN s. 230]. O „pasażerach na gapę” pisze się często w kontekście badań nad organizacjami społecznymi i motywacjami ich działaczy oraz wolontariuszy. Jedni są zaangażowani, połączeni poczuciem misji i odpowiedzialności za „sprawę”, inni korzystają z tej działalności jako „pasażerowie na gapę”. Ale organizacje istnieją i działają dzięki tym pierwszym. Własne, suwerenne, demokratyczne i praworządne państwo, niezależnie od jego wad i niedoskonałości, jest wielkim dobrem wspólnym Polaków i pozostanie nim pod warunkiem, że nasi „pasażerowie na gapę” będą nieliczni, a zorganizowane formy działania wymierzone w to dobro podlegać będą publicznemu piętnowaniu (tak!) oraz monitorowaniu przez służby specjalne.

Takiej bezwzględnej lekcji udzieliła nam dzisiejsza Rosja W. Putina i wydarzenia na Ukrainie. Polskie państwo istnieje dzięki wolontariuszom wielkiej, wspólnej sprawy Polaków, tradycyjnie zwanych patriotami. To oni w czasach zaborów, światowych wojen i sowieckiej dominacji, zagrożeni utratą życia, wolności, dochodów, prestiżu czy możliwości zrobienia kariery, wywalczyli dla nas prawo posiadania własnego, suwerennego i demokratycznego państwa. Nasi „pasażerowie na gapę jadą tym państwem”, ale nie chcą płacić za bilet. Co więcej, nie zamierzają także przestrzegać wspólnotowych reguł gry.

Dramatycznie poważny problem Ukrainy z zachowaniem integralności i suwerenności własnego państwa w sytuacji, gdy część jego mieszkańców wciąż tkwi w sowieckiej lub prorosyjskiej mentalności, przypomina o znaczeniu poczucia narodowej tożsamości i obywatelskiej lojalności wobec własnego, a nie sąsiedniego, silniejszego państwa. Przypomina nie tylko Ukraińcom, lecz także nam – Polakom i obywatelom III RP.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.