Na śmierć i życie

Marcin Jakimowicz


|

GN 12/2014

publikacja 18.03.2014 13:00

„Słyszałam, że Lucyfer ma być znowu wypuszczony na pewien czas, coś na 50 czy 60 lat przed rokiem dwutysięcznym po Chrystusie” – pisała. Choć żadne słowa nie oddadzą kaźni niewinnego Baranka i wyglądu „Tego, przed którym zasłania się twarz”, szczegółowe opisy Anny Katarzyny Emmerich od 200 lat wprowadzają czytelników w osłupienie. 


Niemiecka zakonnica i stygmatyczka 
Anna Katarzyna Emmerich z najdrobniejszymi szczegółami opisała mękę Jezusa Chrystusa. 
To opis wstrząsający, oddający ogrom cierpienia Syna Bożego. 
Na podstawie jej wizji
Mel Gibson nakręcił „Pasję” Niemiecka zakonnica i stygmatyczka 
Anna Katarzyna Emmerich z najdrobniejszymi szczegółami opisała mękę Jezusa Chrystusa. 
To opis wstrząsający, oddający ogrom cierpienia Syna Bożego. 
Na podstawie jej wizji
Mel Gibson nakręcił „Pasję”
Mary Evans Picture Library/east news

Diabeł tkwi w szczegółach, mawiamy. Tym razem powinniśmy jednak powiedzieć: „w szczegółach tkwi Pan Bóg”. Anna Katarzyna Emmerich, niemiecka mistyczka, w swych wizjach jest precyzyjna jak GPS. Opisuje szczegóły kartograficzne i geograficzne Ziemi Świętej z nieprawdopodobną dokładnością amerykańskiego satelity. Choć była zamknięta w klasztorze odległym od Jerozolimy o 5300 km, potrafiła odtworzyć z detalami topografię spalonego słońcem Miasta Pokoju.To rzeczywistość, wobec której współczesna nauka jest kompletnie bezradna. Nieruszająca się ze swojego łóżka błogosławiona stygmatyczka widziała nie tylko jakiego koloru był ołtarz na arce, na której Noe składał ofiarę Panu, i jaką barwę nosiła szata, którą wdziewał każdego dnia Abraham, ale nawet jak wyglądała weselna szata Najświętszej Maryi Panny (Jej zaślubiny z Józefem opisała zresztą ze szczegółami). Zdumiewające jest to, że Emmerich nigdy sama nie przeczytała Biblii.
Mel Gibson, pytany na konferencjach prasowych, skąd wiedział, że męka Chrystusa wyglądała tak drastycznie, odpowiadał: z lektury pism niemieckiej mistyczki. Film „Pasja”, który zobaczyły tłumy ludzi na całym świecie, sprawił, że zapiski z domu w Dülmen zaczęły przeżywać prawdziwy renesans.


Krwawe pieczęcie


Urodziła się 8 września 1774 roku w wiosce Flamske, w diecezji Münster, w Westfalii, w północno-wschodnich Niemczech. Była piątym z dziewięciorga dzieci ubogich rolników Bernarda i Anne Emmerichów. Choć jako dziecko często chorowała, od najmłodszych lat bez żadnej taryfy ulgowej pomagała w pracach w polu i przy domowym gospodarstwie. Uchodziła za osobę skrytą i cichą. Najbliżsi z niepokojem spoglądali na jej, niespotykaną u rówieśników, pobożność. Sprawy wiary traktowała niezwykle poważnie. Gdy jako 7-latka przygotowywała się do Pierwszej Komunii Świętej, w drodze do kościoła, gdzie miała odbyć swą pierwszą spowiedź, wzbudziła w sobie tak szczery żal za grzechy, że… straciła przytomność. Towarzyszące jej dzieci musiały zanieść ją na rękach do kościoła. 
W wieku 12 lat Anna Katarzyna zaczęła pracować jako służąca. Marzyła o tym, by zamknąć się za murami klasztoru. Rodzice nie chcieli słyszeć o jej wyborze. Dopiero jako 28-latka wstąpiła do klasztoru augustianek w Dülmen. Śluby złożyła po roku nowicjatu – 13 listopada 1803 roku. „Oddałam się zupełnie niebieskiemu Oblubieńcowi, a On czynił ze mną według swojej woli” – powiedziała wówczas. Gdy po 8 latach władze państwowe wprowadzające w życie program przymusowej laicyzacji zamknęły klasztor, Anna Katarzyna przeprowadziła się do prywatnego domu. Zaczęła chorować. Wkrótce nie była już w stanie wstawać z łóżka, a śmierć kilkakrotnie zaglądała jej w oczy. W czasie choroby miała ujrzeć Maryję, która szepnęła: „Jeszcze nie umrzesz, jeszcze wiele o tobie mówić będą, ale nie bój się! Jakkolwiek ci powodzić się będzie, zawsze doznasz pomocy”. Po wyzdrowieniu Anna Katarzyna wprowadziła się do domu wdowy Roters w Dülmen.
Niebawem w całej Westfalii zaczęto szeptać o stygmatach, które pojawiły się na jej ciele. Najpierw głowę Anny Katarzyny naznaczyło znamię korony cierniowej, po kilkunastu latach, 29 grudnia 1812 roku, na jej rękach i nogach pojawiły się wyraźne krwawe stygmaty, a w boku obficie krwawiąca rana. 
Sama mistyczka tak opisywała chwile bolesnego naznaczenia: „Było to trzy dni przed Nowym Rokiem, mniej więcej o godzinie trzeciej po południu. Rozważałam właśnie Mękę Pańską, prosząc Pana Jezusa, by mi pozwolił uczestniczyć w tych strasznych cierpieniach, a potem zmówiłam pięć »Ojcze nasz« na cześć pięciu świętych ran. Nagle ogarnęła mnie światłość. Widziałam Ciało Ukrzyżowanego, żywe, świetliste, z rozkrzyżowanymi ramionami, lecz bez krzyża. Rany jaśniały jeszcze silniejszym blaskiem niż reszta Ciała. W sercu czułam coraz większe pragnienie ran Jezusowych. Wtedy najpierw z Jego rąk, a potem z boku i nóg wyszły czerwone promienie, które niczym strzały przeszyły moje ręce, bok i nogi”.


Sensacja!


Takie rzeczy nie ukryją się na długo przed ciekawą gawiedzią. O mistyczce obdarowanej dodatkowo charyzmatem proroctwa zaczęło być głośno, a jej stygmaty poddawano wielokrotnym badaniom. Gdy o wizjach zakorzenionych głęboko w Biblii dowiedział się wybitny niemiecki poeta doby romantyzmu Clemens Brentano, spakował manatki i wyruszył na spotkanie wizjonerki. Po wielu rozmowach z charyzmatyczną zakonnicą poobijany przez życie, krążący między Wiedniem a Berlinem artysta powrócił ze skruchą do Kościoła. Aż 6 długich lat (1818–1824) spędził przy łożu stygmatyczki, spisując strona po stronie jej relacje. „Nie widziałem w jej twarzy czy spojrzeniu cienia wzburzenia, czy egzaltacji” – wspominał te spotkania.

– „Wszystko, co mówiła, było zwięzłe, proste i spójne, a zarazem pełne życia i miłości”. Przychodził do Anny Katarzyny dwa razy dziennie. Na bieżąco spisywał po niemiecku to, co mistyczka opowiadała w dialekcie westfalskim. Następnie czytał jej to, co spisał, a wszystkie proponowane zmiany dawał jej do zatwierdzenia. Scenami uzupełniającymi biblijne opowieści wypełnił aż… 40 opasłych tomów. 
Wizje Anny Katarzyny od początku budziły wiele kontrowersji i wątpliwości. Stygmatyczkę oskarżano o antysemityzm, a Klemensowi Brentano zarzucano, że zanadto upiększył i literacko ubarwił treść objawień, zniekształcając tym samym ich prostotę i autentyczność. Badający pisma Emmerich naukowcy nie potrafili orzec, gdzie kończą się opisy dyktowane przez samą mistyczkę, a gdzie zaczyna się „dorabianie do nich ideologii” przez jej sekretarza. By uniknąć wszelkich niedomówień, księga „Żywot i Bolesna Męka Pana Naszego Jezusa Chrystusa”, która tuż po wydaniu stała się prawdziwym bestsellerem, nie została wzięta pod uwagę podczas procesu beatyfikacyjnego zakonnicy. Proroctwa przełożone na język polski już w XIX wieku były wielokrotnie wznawiane. 
Słowa mistyczki przeszywają na wskroś. Jakże mocno i niezwykle aktualnie brzmią dzisiaj zapisane już w jednym z pierwszych rozdziałów proroctwa: „O ile bowiem w Jezusie żyjemy i z Nim jesteśmy ukrzyżowani, o tyle bramy łaski, pochodzące z ran Jego świętych, stoją nam otworem. Miałam też liczne wizje, odnoszące się do kładzenia rąk, do skuteczności błogosławieństwa i do działania ręki na rzeczy oddalone, a to wszystko objaśniono mi na przykładzie łaski Elizeusza, oznaczającej rękę. Dlaczego dzisiejsi kapłani tak rzadko leczą i błogosławią?”.
Proces beatyfikacyjny Anny Katarzyny Emmerich, rozpoczęty pod koniec XIX wieku, został podjęty na nowo w 1972 roku. Przed 13 laty Stolica Apostolska ogłosiła dekret uznający heroiczność jej cnót, a w lipcu 2003 roku – dekret o autentyczności cudu za jej wstawiennictwem. W niedzielę 3 października 2004 roku Jan Paweł II ogłosił mistyczkę błogosławioną. Tego dnia beatyfikowany został również Karol I Habsburg. Na watykańskim „dywaniku” wylądowali obok siebie cesarz i prosta wieśniaczka.


Domek z widokiem
na morze


Przez wieki wielu nie dowierzało spisanym w Westfalii rewelacjom, traktując mistyczne opisy jako głęboką metaforę. Co przekonało sceptyków? Pewna wyprawa poza mury położnego na terenach dzisiejszej Turcji Efezu. Pierwsze wzmianki o tym, że ostatnie lata życia Maryja spędziła w tym mieście, zostały spisane już w IV wieku. To właśnie w Efezie zebrał się w 431 roku sobór rozstrzygający burzliwie dyskutowaną materię bosko-ludzkiej natury Chrystusa oraz boskiego macierzyństwa Maryi. 
Gdy na początku XIX wieku 70 km na północ od Efezu zamieszkali katoliccy zakonnicy, nikt z nich nie szukał śladów pobytu Maryi w tym mieście. Sądzono, że to jedynie pobożna legenda, niemająca nic wspólnego z prawdą. W 1890 r. pracującym na terenie Turcji francuskim zakonnicom ze Zgromadzenia Sióstr Miłosierdzia św. Wincentego à Paulo wpadły w ręce dzieła niemieckiej mistyczki. Znalazły się w nich precyzyjnie spisane informacje o tym, że Maryja nie mieszkała w samym Efezie, lecz mniej więcej trzy i pół mili od miasta. Gdy Jan sprowadził tu Matkę Jezusa, zastała mieszkające w okolicy liczne rodziny chrześcijańskie. Zamieszkiwały jaskinie i inne miejsca, jakie podarowała im natura, więc ich domy przypominały zazwyczaj pustelnie. Kamienny domek Maryi miał być, wedle Anny Katarzyny Emmerich, położony w niewielkiej odległości od skalistej góry, z której można było zobaczyć Efez i morze z wyspami. 
Ojcowie lazaryści z Izmiru, którzy usłyszeli tę opowieść, nie uwierzyli początkowo w te wizjonerskie rewelacje. By wykazać jak na dłoni, że są one jedynie zwykłym „babskim gadaniem”, zorganizowali 29 czerwca 1891 roku wyprawę do miejsc opisanych przez mistyczkę. Jakież było ich zdumienie, gdy odkryli, że opis Emmerich pokrywa się z topograficzną rzeczywistością. Na zboczu góry rzeczywiście odnaleźli grecką wioskę. Ponieważ z nieba lał się żar, a słońce prażyło niemiłosiernie spaloną na wiór ziemię, członkowie wyprawy poprosili mieszkańców o wodę. Ci wskazali im źródło w miejscu, które nazywali „Panaya kapuli”, czyli… „Prześwięta Brama”. Przecież to jedno z imion, jakim Kościół wschodni określa Maryję! – zakrzyknął ktoś z członków wyprawy. Czy trzeba dodawać, że nieopodal źródła francuscy zakonnicy odkryli ruiny wczesnochrześcijańskiej kaplicy, zbudowanej w VI wieku na ruinach domku z pierwszego stulecia? Stały pod szczytem góry zwanej Wzgórzem Słowików, z której roztaczał się zapierający dech w piersiach widok na Morze Egejskie i wyspę Samos oraz tętniący życiem Efez. Ich sceptycyzm prysł jak mydlana bańka.
By upewnić się, że odkryte miejsce jest autentyczne, zorganizowano jeszcze kilka dodatkowych wypraw. 


Lucyfer i piece Auschwitz


Emmerich została beatyfikowana bardzo późno. Dopiero w 2004 roku Jan Paweł II wyniósł mistyczkę do chwały ołtarzy. Była dla Niemiec tym, kim później Marta Robin dla Francji. Ci wszyscy, którzy odrzucają z góry podobne objawienia i odsyłają je do „opowieści z mchu i paproci”, powinni przeczytać jeden króciutki akapit, w którym Anna Katarzyna opisuje zejście Jezusa do czeluści, odwiedziny Syna Bożego w Otchłani.

Prawdziwym trzęsieniem ziemi jest zwłaszcza zdanie: „Gdy aniołowie otworzyli bramy piekielne, ujrzałam jakiś zamęt ohydy przekleństw, łajań, wycia i jęków. Aniołowie wrzucili skrępowanego Lucyfera w będącą tam środkową otchłań, że aż się zakotłowało za nim w ciemnościach. Usłyszałam, jeśli się nie mylę, że Lucyfer ma być znowu wypuszczony na pewien czas coś na 50 czy 60 lat przed rokiem dwutysięcznym po Chrystusie”. Czytam to proroctwo zapisane w opasłym tomie wydanym przez Spółkę Wydawniczą Karola Miarki w Mikołowie w 1927 roku. Czy wydawcy i czytelnicy przejmowali się tą mającą wypełnić się niebawem profetyczną zapowiedzią? A może zareagowali na nią wzruszeniem ramion i potraktowali podobnie jak słowa Maryi z Fatimy, która w 1917 r. trojgu niepiśmiennym pastuszkom powiedziała, że „niebawem wybuchnie wojna jeszcze bardziej krwawa”, a „Rosja zaleje świat swymi błędnymi naukami”?
– Czym są objawienia prywatne? Objawienie publiczne zawiera się w Nowym Testamencie i podstawowej linii tradycji Kościoła – wyjaśnia ks. dr Grzegorz Strzelczyk. – Objawienia prywatne nie są oficjalnym kanałem, którym przychodzi objawienie. One mogą być pomocą w wierze, ale nie ma obowiązku pójścia drogą, którą proponują. To jedna z wielu ścieżek, których w historii Kościoła jest całe mnóstwo. Jasne, nie można odrzucić tego, że sam Bóg formułuje zdania i wkłada je w uszy i usta ludzi, ale należy pamiętać, że to, w jaki sposób doświadczenie jest opowiedziane przez mistyka, nosi do pewnego stopnia znamiona jego osobowości i czasów, w jakich zostało objawione. Trzeba patrzeć na istotę objawień. Pamiętajmy, że słyszymy w nich tak naprawdę wciąż to samo. Nie patrzmy na nie jak na jakieś alternatywne propozycje. Kolejne objawienia są powtórzeniem tego samego.
Jak ze świętym spokojem czytać konkretne do bólu proroctwa: „Mój przewodnik wskazał mi Europę. Pokazał mi następnie punkt najbardziej wysunięty na północ mówiąc: »Oto Moskwa niosąca ze sobą wiele zła«. Mieszkańcy odznaczali się niesłychaną pychą. Zobaczyłam, że zbrojono się i pracowano wszędzie. Wszystko było ciemne i zagrażające. Ujrzałam pałac o lśniących dachach. Na nim stał szatan na czatach”? 
Niezwykle przejmujące opisy Męki Pańskiej, skowytu Golgoty, wyrzuconego na wysypisko śmieci Skazańca sprawiły, że dzieło stygmatyczki znalazło się na półkach wielu europejskich domów. „Do dziesiątej godziny rano, tj. do zapadnięcia wyroku, padał chwilami grad – pisała o Wielkim Piątku. – Podczas prowadzenia Jezusa niebo było pogodne i słońce świeciło; teraz około godziny dwunastej ukazała się na niebie przed słońcem czerwonawa, posępna smuga. I oto stał drżący Syn Człowieczy pokryty krwią, guzami, sińcami, ranami zaschłymi i otwartymi. Miał na Sobie tylko krótki szkaplerz okrywający skąpo piersi i plecy, tudzież przepaskę wkoło lędźwi. Przyprowadzony do krzyża, usiadł Jezus na nim; oprawcy pchnęli Go gwałtownie w tył, by się położył, porwali Jego prawą rękę, przymierzyli dłonią do dziury, wywierconej w prawym ramieniu krzyża i przykrępowali rękę sznurami. Wtedy jeden ukląkł na świętej piersi Jezusa, przytrzymując kurczącą się rękę, drugi zaś przyłożył do dłoni długi, gruby gwóźdź, ostro spiłowany na końcu, i zaczął gwałtownie bić z góry w główkę gwoździa żelaznym młotkiem. Słodki, czysty, urywany jęk wydarł się z piersi Pana. Krew trysła dokoła, obryzgując ręce katów. Ścięgna dłoni pozrywały się, a trójgraniasty gwóźdź wciągnął je za sobą w wąską, wywierconą dziurę. Liczyłam uderzenia młota, ale w tym strasznym rozstrojeniu zapomniałam, ile ich było. Najświętsza Panna jęczała cicho, a Magdalena odchodziła prawie od zmysłów z boleści”.
Jakże bardzo opis ten koresponduje z druzgocącym i szczerym do bólu proroctwem Izajasza: „Po udręce i sądzie został usunięty; a kto się przejmuje Jego losem?”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.