Przygotujmy się na najgorsze

GN 11/2014

publikacja 13.03.2014 00:15

– Konflikt militarny z Rosją jest realny. Dlatego musimy przygotować sprawny system obronny – mówi Romuald Szeremietiew w rozmowie ze Stefanem Sękowskim

Romuald Szeremietiew Romuald Szeremietiew
– polski polityk, publicysta i naukowiec. Działał m.in. w ROPCiO i KPN, był posłem (AWS), w 1992 roku pełnił obowiązki ministra obrony narodowej, w latach 1997–2001 był wiceministrem MON. Dr hab. nauk wojskowych, profesor Akademii Obrony Narodowej
jakub szymczuk /gn

Stefan Sękowski: Polska jest zagrożona konfliktem zbrojnym?

Romuald Szeremietiew: Każda próba zmiany ładu międzynarodowego jest zagrożeniem naszego bytu narodowego. Pierwszy sygnał pojawił się, gdy Rosja wywołała konflikt w Gruzji. Wtedy okazało się, że Europa nie jest tak bezpieczna, jak się wszystkim wydawało, a Rosja nie jest tym obliczalnym partnerem Polski i Zachodu, za jakiego uchodziła. Ja byłem zawsze podejrzliwy wobec tego, co Kreml może wymyślić. Jednak panowało powszechne przekonanie (wyrażone w strategiach państwa polskiego), że w najbliższej przyszłości nie grozi nam żadna wojna. Sądząc po wystąpieniach w Biurze Bezpieczeństwa Narodowego, ten typ myślenia funkcjonował jeszcze w styczniu 2014 roku.

Europa i Polska pozostały głuche na „gruziński sygnał”.

Jedynym, który go odebrał, był dowódca sił NATO w Europie, amerykański generał John Craddock. Powiedział wtedy, że NATO zaniedbało plany ewentualnościowe. Dlatego opracowano plany działań obronnych na wypadek zagrożenia agresją dla Polski i krajów nadbałtyckich. Ale potem nastąpiły kolejne sygnały, jak np. rosyjskie ćwiczenia „Zapad” niedaleko naszych granic. Minister obrony Bogdan Klich zastanawiał się, dlaczego Rosjanie ćwiczą zrzucenie bomby atomowej na Warszawę. Dziś już wiemy, że były ku temu powody. Rosjanie realnie szykują się do wojny.

Kiedy może ona nastąpić?

Takiej daty nie ma, ale strategie przyjęte w Moskwie dowodzą, że Rosja chce sięgnąć po środki militarne. Zakłada to doktryna „obronna” Federacji Rosyjskiej. Pamiętajmy, że Kreml zapowiada budowę wspólnoty euroazjatyckiej od Władywostoku do Lizbony, oczywiście pod przewodnictwem Rosji. Moskwa liczy na to, że pomocnikiem w budowie tej wspólnoty, która miałaby być przeciwwagą dla USA, będą Niemcy. Bardzo poważnym argumentem na rzecz takiej współpracy byłoby przyłączenie Ukrainy do Rosji. Rosja buduje też siły interwencyjne i zaznacza, że może ich używać w państwach ościennych, których polityka zagraża interesom Rosji – i interwencja na Ukrainie jest tego przykładem. Pojawia się analogia między Putinem a Hitlerem. Pierwotnie Hitler planował rozpętać wojnę dopiero w roku 1944 lub 1945, wcześniej budując pozycję wyjściową do wojny przez przyłączanie kolejnych terytoriów drogą szantażu i nacisku (Austria, Czechy). Myślał, że jeśli mocno naciśnie na Polskę, zaproponuje nam zdobycze terytorialne na Wschodzie, to Polska się do niego przyłączy. Ale Polska mu się postawiła i wojna wybuchła w 1939 r., za wcześnie. Teraz jest pytanie, czy Putin jest politykiem w rodzaju Hitlera, czy raczej stara się umacniać swoją pozycję w kraju i nie zaryzykuje awantury w wielkim stylu.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.