Na walizkach

prof. Jan Żaryn

|

Kardynał August Hlond

publikacja 15.09.2013 00:00

Ponad 2000 dni trwała tułaczka prymasa Hlonda w czasie II wojny światowej.

Kościół katolicki w Polsce i na uchodźstwie czekał na swojego prymasa. Kardynał Hlond wrócił do kraju w 1945 roku Kościół katolicki w Polsce i na uchodźstwie czekał na swojego prymasa. Kardynał Hlond wrócił do kraju w 1945 roku
reprodukcja henryk przondziono /gn

Znakiem szczególnym biografii kard. Augusta Hlonda z okresu II wojny światowej będzie jego stała konieczność przemieszczania się po Europie. Zarówno za sprawą wydarzeń wojennych z 1939 i 1940 roku, jak i z racji aresztowania przez Niemców, w końcu uwolnienia i powrotu – via Rzym – do Polski. W sumie jego wygnanie trwało 2136 dni.

Prymas nie uciekł

Wybuch II wojny światowej wstrząsnął także Kościołem katolickim w Polsce i jego najważniejszymi instytucjami. 6 września 1939 roku odbyła się w Warszawie ostatnia konferencja plenarna Episkopatu Polski, zwołana przez prymasa Polski kard. Augusta Hlonda. Arcybiskup gnieźnieńsko-poznański opuścił dwa dni wcześniej swoją siedzibę w Poznaniu, do której powrócił dopiero w lipcu 1945 roku. Na prośbę rządu RP kardynał miał natychmiast ewakuować się ze stolicy i wycofać na wschód, co – na marginesie – o mało nie zakończyło się śmiercią sternika Kościoła w Polsce. Ranny, szybko jednak dotarł do wyznaczonego miejsca. Ostatecznie 11 września w Krzemieńcu, m.in. wraz z nuncjuszem apostolskim w Polsce Filippo Cortesim i przedstawicielami władz, podjęto decyzję o wyjeździe kardynała z kraju, co nastąpiło tuż przed przekroczeniem granicy II RP przez Sowietów. Prymas miał skierować się ku Rumunii, by dotrzeć jak najszybciej do ojca świętego i poinformować go o sytuacji, w tym o kłamstwach niemieckich przerzucających odpowiedzialność za wybuch konfliktu na stronę polską. Wbrew późniejszym pomówieniom, zarówno goebelsowskim, jak i komunistycznym, nie uciekł zatem z kraju, a wyjechał – na wyraźną prośbę rządu. Stanowisko Stolicy Apostolskiej wydawało się kluczowe przy próbie cofnięcia skutków wydarzeń rozpoczętych najpierw 1, a następnie 17 września. Misja prymasa Polski zakończyła się względnym sukcesem. Już 19 września dotarł do Wiecznego Miasta, by niemal natychmiast zgłosić swoją gotowość do spotkania z papieżem. Tam też otrzymał wiadomość o najeździe sowieckim. Po raz pierwszy został przyjęty na audiencji 21 września, a po raz wtóry już 30 września. Skutki tych rozmów w cztery oczy i korespondencji ujawniły się bardzo szybko. Jeszcze 30 września, podczas swego przemówienia, Pius XII zwrócił się wprost do Polaków, a rangę papieskiej mowy podnosił fakt, że następnego dnia tekst został opublikowany w „L’Osservatore Romano”. Jednak najistotniejszym wypełnieniem państwowej misji prymasa Polski było przesłanie papieżowi specjalnego listu datowanego na 7 października 1939 roku, w którym kardynał przedstawił obszernie losy polskiego narodu. W tym czasie papież szlifował swą pierwszą encyklikę Summi pontificatus, z 20 października 1939 roku. Znalazły się w niej zdania niemal wprost zaczerpnięte z listu prymasa Polski. Pius XII pisał: „Krew tysięcy ludzi, nawet tych, którzy nie brali udziału w służbie wojskowej, a jednak zostali zabici, zanosi bolesną skargę, zwłaszcza w Polsce, narodzie tak Nam drogim, tej Polsce, która przez swą niezłomną wierność dla Kościoła i przez wielkie zasługi jakie zdobyła, broniąc chrześcijańskiej kultury i cywilizacji – o czym historia nigdy nie zapomni – ma prawo do ludzkiego i braterskiego współczucia całej ludzkości”. Papież pisał dalej, że Polska doczeka chwili zmartwychwstania z „owego jak gdyby potopu, który się na nią zwalił”.

Persona non grata

Aktywność kardynała w Polsce oraz na forum dyplomacji papieskiej nie uszła uwadze władz niemieckich. Już w październiku 1939 r. okazało się, że nie może on wrócić do okupowanego kraju. Ambasador III Rzeszy przy Stolicy Apostolskiej na rozkaz Hitlera przekazał sekretarzowi stanu, kard. Luigiemu Maglione, jednoznaczną ocenę prymasa. Zarzucano mu mieszanie się do polityki, potraktowano zatem politycznie: „Kardynał Hlond aż do ostatniego momentu swego pobytu w Polsce działał w duchu antyniemieckim i nadużył do tego swego urzędu kościelnego, prowadząc antyniemiecką politykę. Jego powrót do Polski jest nie wskazany ze względu na uspokojenie polskich obszarów” – czyli de facto przebiegającą właśnie pacyfikację ziem włączonych bezpośrednio do Rzeszy, w tym Poznania. W tych warunkach kard. Hlond musiał sobie znaleźć nowe zadania, co przyszło mu bez trudu z racji obecności na emigracji rzeszy żołnierzy i kapłanów. Zajął się zatem wraz z biskupem polowym Józefem Gawliną organizacją duszpasterstwa wojskowego w Polskich Siłach Zbrojnych odtwarzanych na Zachodzie, pozostając w korespondencji zarówno z władzami Polski we Francji, jak i z Ambasadą RP przy Stolicy Apostolskiej, z Kazimierzem Papee na czele, od której m.in. otrzymywał bieżące wiadomości z kraju. Podjął działalność charytatywną na rzecz uciekinierów, korespondował w tej i wielu innych kwestiach z abp. Cortesim, który działał w misji charytatywnej w Rumunii; był stale obecny dla Polonii w rzymskim kościele św. Stanisława, a także – za sprawą Radia Watykańskiego – przemawiał do rozproszonych po Europie Polaków; dodawał odwagi i informował o rzeczywistości okupacyjnej na ziemiach polskich.

Przemówienia prymasa, m.in. z 28 września i 4 listopada 1939 roku, tłumaczone na wiele języków, spowodowały protesty dyplomacji niemieckiej, a także próbę dyskredytacji kardynała ze strony prasy sojuszników Hitlera, czyli włoskiej. Pomawiając prymasa o ucieczkę z kraju, pisano w dzienniku „Ustrój Faszystowski” 1 lutego 1940 roku: „Lepiej by zrobił milcząc, zwłaszcza, że Kościół uczy, aby nie uciekać, a gdy tego wymaga konieczność, by być gotowym na powiększenie rzeszy swoich męczenników”. Nic zatem dziwnego, że gdy tylko Włochy zdecydowały się na przystąpienie do wojny po stronie Hitlera, prymas Polski został potraktowany jako persona non grata. Dzień przed deklaracją Mussoliniego o wypowiedzeniu wojny Francji i Wielkiej Brytanii, 8 czerwca kardynał udał się z Rzymu do Francji. Jeszcze dzień wcześniej zdążył pożegnać się z papieżem Piusem XII, który nadal miał być informowany przez kardynała o losie Polski i Polaków. Przez kolejne lata prymas przebywał w Lourdes, a zatem nadal (po szybkiej klęsce Francji) pod czujnym okiem bezpośrednio reżimu Petaina, a pośrednio III Rzeszy. Miał być niemym więźniem okupowanej przez Niemców Europy. Prowadził jednak ożywioną korespondencję, a co najmniej kilkakrotne opublikowanie jego listów (m.in. w prasie amerykańskiej) skutkowało kolejnymi restrykcjami. Otrzymywał tajne raporty z kraju, miał także łączność z Władysławem Raczkiewiczem, prezydentem RP na uchodźstwie, i ks. prałatem Zygmuntem Kaczyńskim, działaczem Stronnictwa Pracy, a w rządzie Stanisława Mikołajczyka jednym z ministrów. Starał się docierać z ważnymi informacjami do papieża Piusa XII. „W grudniu 1942 r. raportowałem Prałatowi Zygmuntowi Kaczyńskiemu o sytuacji w Kraju – pisał po latach najbardziej znany kurier z Polski, Jan Karski. – Przekazałem posłanie od środowiska katolickiego (P. Zofia Kossak-Szczucka, Front Odrodzenia Polski), aby Kardynał [August Hlond] wpłynął na Papieża, aby ten zajął publicznie postawę solidaryzującą się z cierpieniami Narodu polskiego”. Faktem jest, że papież i jego najbliżsi współpracownicy zdecydowali się ponownie zabrać głos w sprawie polskiej dopiero wiosną 1943 roku. Późno, w obawie przed konsekwencjami, czyli zemstą Niemców skierowaną nie przeciwko papieżowi, a przeciw bronionym przez niego przedstawicielom narodu polskiego.

Płodny pisarz

August Hlond otoczony zewsząd wrogami, bez wolnego dostępu do przestrzeni publicznej, „więzień” Lourdes, głównie pisał; tylko część jego notatek i przemyśleń ujrzała do dziś światło dzienne. Najważniejszym dziełem tego czasu była opublikowana anonimowo w początkach 1943 roku we Francji praca pt. „Defi” (Wyzwanie), wydana przez „Temoignage Chretien”, pismo redagowane przez o. Piotra Chaillet, mającego szerokie kontakty z francuskim podziemiem. Jak pisał znawca tego okresu życia prymasa Polski, Witold Zahorski, „język, jakiego na określenie polityki nazistowskiej używa Hlond, jest skrajnie oskarżycielski”. Pisał o egzekucjach, o planowej zagładzie Polaków, o obozach koncentracyjnych, o deportacjach i głodzie, w końcu o deprawowaniu przez Niemców młodzieży polskiej. Niezależnie prymas wraz z Marią Winowską, mieszkającą w Tuluzie, wydał sześć numerów podziemnego pisma „Służba”, którego celem było wsparcie polskich uchodźców modlitwą i błogosławieństwem oraz dodanie bojowego ducha. Konsekwencją tej pracy było aresztowanie przez gestapo Winowskiej. Wkrótce spotkać to mogło także kardynała, który próbując uniknąć aresztowania, przeniósł się z Lourdes do klasztoru w Hautecombe. Pisał wówczas zrozpaczony: „Musiałem zamilknąć, zniknąć, ustąpić ze swej roli”. Jednak już 4 lutego 1944 roku prymas został aresztowany przez gestapo i przewieziony do Paryża. Niemcy namawiali kardynała do współpracy, m.in. do wsparcia antybolszewickiej krucjaty prowadzonej – rzekomo w imię obrony cywilizacji chrześcijańskiej – przez hitlerowskie formacje policyjne i wojsko. „Nie znajdziecie pod tą sutanną drugiego Quislinga” – odrzekł. Wobec odmowy August Hlond został przewieziony do Niemiec i tam uwięziony w jednym z klasztorów, następnie wyzwolony w kwietniu 1945 r. przez Amerykanów.

Trudny powrót

Zaczął się ostatni, jakże ważny etap prymasostwa Augusta Hlonda. Przybył do Francji, gdzie spotkał się m.in. z Kajetanem Morawskim, ambasadorem rządu RP na uchodźstwie, wówczas jeszcze uznawanego przez zachodnie państwa. Miał spotkać się z prezydentem Raczkiewiczem, jednak podróż do Wielkiej Brytanii odłożył, by najpierw pośpieszyć do Rzymu. Kościół katolicki w Polsce i na uchodźstwie czekał bowiem na swego arcypasterza. Prymas przybył do Wiecznego Miasta w maju 1945 roku i w ciągu kolejnych miesięcy (do lipca 1945 r.) spotkał się nie tylko z papieżem, ale ze wszystkimi ważnymi osobistościami państwa watykańskiego. Udało mu się m.in. zorganizować opiekę duszpasterską nad całą rzeszą Polaków, wyzwolonych na terytorium Niemiec i Austrii, m.in. więźniów obozów koncentracyjnych, robotników przymusowych, itd., w sumie sięgającą co najmniej 1200 tys. osób. Decyzją papieską, z 5 czerwca 1945 roku, opiekunem duszpasterstwa emigracyjnego polskiego został biskup polowy Józef Gawlina, mający także pod swoją opieką duszpasterstwo wojskowe w PSZ na Zachodzie. Ta nominacja miała olbrzymie znaczenie dla dziejów polskiego wychodźstwa w latach 1945–1990, a decyzja Piusa XII wpisywała się w nieraz wyrażaną przez niego opinię o „wyjątkowym umiłowaniu narodu polskiego”. Kościół powszechny bowiem nie tworzy w zasadzie wydzielonych ze względu na pochodzenie narodowe struktur parafialnych (rektoraty) i ponadparafialnych (Polskie Misje Katolickie) na obszarze Kościołów partykularnych. Papież także wyjątkowo potraktował prymasa Polski. W lipcu 1945 roku kardynał wyruszył do kraju, w którym nowy rządca (komuniści) miał dopiero w pełni pokazać swoje antychrześcijańskie oblicze. Zdając sobie jednak sprawę z możliwości utraty łączności z Kościołem w Polsce, papież obdarzył kardynała specjalnymi pełnomocnictwami (facultates specialae), które pozwoliły pomóc jemu oraz kolejnym prymasom Polski nie tylko w odbudowie struktur Kościoła, w suwerennej obsadzie najważniejszych stanowisk kościelnych (biskupich) czy zaszczepieniu polskości na Ziemiach Zachodnich i Północnych, ale de facto w utrzymaniu wiary w narodzie.•

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.