Wieprzowa katastrofa

Stefan Sękowski

|

GN 10/2014

publikacja 06.03.2014 00:15

Polskich rolników spotyka największa tragedia od lat. Wykrycie u nas afrykańskiego pomoru świń boleśnie dotyka setek tysięcy hodowców.

Na terenie zagrożonym występowaniem afrykańskiego pomoru świń wprowadzono bardzo uciążliwe dla hodowców środki zapobiegawcze, mające na celu zahamowanie rozprzestrzeniania się choroby Na terenie zagrożonym występowaniem afrykańskiego pomoru świń wprowadzono bardzo uciążliwe dla hodowców środki zapobiegawcze, mające na celu zahamowanie rozprzestrzeniania się choroby
Michał Kosc /AGENCJA WSCHóD/REPORTER/east news

Nasza sytuacja jest tragiczna. Szykujemy się do bankructwa – mówi „Gościowi Niedzielnemu” Andrzej Michalewicz. Mieszka w Orli na Podlasiu, posiada 340 loch, z których w ciągu roku rodzi się 8–9 tys. prosiąt. W hodowlę, którą założył 10 lat temu, zainwestował 4 mln zł, nadal spłaca kredyty. Od kiedy nieopodal granicy z Białorusią znaleziono martwe dziki chore na afrykański pomór świń (ASF), jego gospodarstwo znalazło się w strefie buforowej, na terenie której bez zgody weterynarza nie wolno transportować zwierząt, a nawet ich ubijać. – Kilka dni jeszcze wytrzymam, ale co będzie potem? Zwierzęta karmimy, przecież nie będziemy ich głodzić. One cały czas rosną, zaraz przestaną się mieścić w budynkach. Ubojnie nie chcą ich skupywać, bo zgodnie z zaleceniami głównego lekarza weterynarii musiałyby gotować mięso. Co mamy zrobić? – pyta. Boi się, że będzie musiał zwolnić cztery osoby, które zatrudnia. – Żal mi ludzi. To bardzo dobra ekipa – mówi.

Tragedia rolników

Sytuacja jest bardzo poważna. Wraz z wykryciem ASF na polskie rolnictwo spadła największa katastrofa od lat. Choroba zupełnie niegroźna dla ludzi jest śmiertelnie niebezpieczna dla świń domowych (dziki przechodzą ją lżej). Przenoszą ją nie tylko chore zwierzęta, ale także np. ludzie na butach, na odzieży bądź w jedzeniu. Zazwyczaj trwa od kilku do kilkunastu dni. Charakteryzuje się m.in. wysoką gorączką, brakiem apetytu i biegunką – niemal w 100 proc. przypadków kończy się śmiercią. Na domiar złego jest bardzo zaraźliwa: jeśli wywołujący ją wirus trafi do gospodarstwa, bardzo szybko się rozprzestrzenia. W krótkim czasie potrafi zniszczyć całe stada. Dlatego niebawem po tym, jak 17 lutego wykryto pierwszy przypadek choroby nieopodal Grzybowszczyzny w woj. podlaskim, zastosowano surowe środki zapobiegawcze. Główny lekarz weterynarii wyznaczył obszar zagrożenia na terenie dużej części tego województwa, powiatu łosickiego na Mazowszu oraz trzech powiatów na terenie Lubelszczyzny. W tych regionach nie można prowadzić targów z udziałem świń, urządzać polowań, transportować zwierząt oraz mięsa z nich pozyskanego ani ubijać zwierząt bez zgody weterynarzy. Nie wolno było nawet wywozić zwierząt poza obszar – zakaz ten złagodził później w rozporządzeniu minister rolnictwa i rozwoju wsi Stanisław Kalemba. Bezpośrednim skutkiem był niemal natychmiastowy spadek cen wieprzowiny: w niektórych miejscach z 6 nawet do 3,5 zł za kilogram żywca wieprzowego. Efektem są także ogromne straty finansowe dla firm zajmujących się obróbką mięsa. Na przykład jeden z dużych zakładów mięsnych na terenie strefy buforowej wysłał na przymusowe urlopy 400 pracowników. Gdy z nich wrócą, prawdopodobnie zostaną zwolnieni. Wrogiem rolników jest także niewiedza konsumentów, którzy mogą odwrócić się od wieprzowiny. W rzeczywistości nie musimy się niczego obawiać. Mięso, nawet z chorej świni, jest całkowicie nieszkodliwe, a jego spożycie nie jest groźne dla człowieka.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.