Samotność Ukrainy

Jacek Dziedzina

Świat nie stanął na krawędzi konfliktu, jak mówił wczoraj premier Tusk. Świat palcem nie kiwnie, by przeszkodzić Rosji w „zabezpieczaniu swoich interesów”. I Putin dobrze o tym wie.

Samotność Ukrainy

Wszyscy wyrażają swoje „najwyższe zaniepokojenie”, w Radzie Bezpieczeństwa ONZ ambasador USA ściera się z ambasadorem Rosji, zbiera się Rada Północnoatlantycka, ba, nawet prezydent Obama przez półtorej godziny dyskutuje z Putinem. Sytuacja jest dramatyczna, to prawda, i cały ten ruch dyplomatyczny jest tego potwierdzeniem. Jest też, niestety, tylko teatrem, w którym każdy odegra swoje role, ograniczone mocno scenariuszem, napisanym na Kremlu.

Skąd taki pesymizm? Raczej realizm. Jeśli ktoś jeszcze uważa, że Putin swoją interwencją na Krymie tylko testuje Zachód, do jakiej granicy pozwoli posunąć się Rosji, to się grubo myli. Rosja ten test już dawno przeprowadziła, zresztą nie jeden raz – zawsze z wynikiem pozytywnym. Ostatnio najbardziej spektakularnie testowała „zaniepokojony świat”, wysyłając czołgi do Gruzji i przesuwając swoją granicę w głąb tego państwa. Jedyną konsekwencją (ajajaj, jakże bolesną dla Moskwy), było czasowe zawieszenie spotkań NATO-Rosja.

Właściwie można powiedzieć, że testem – czy już raczej próbą generalną – była również niedawna interwencja rosyjskich najemników na kijowskim Majdanie. Rosyjskich najemników – bo jak inaczej nazwać marionetkową, żałosną postać Janukowycza i jego postsowiecką tłuszczę. Janukowycz zresztą swoją konferencją prasową w rosyjskim Rostowie tylko potwierdził, jakiemu panu służy.

Po drugie, to nie jest tak, że świat nie wie, kim jest Putin. Być może kawiorowi intelektualiści z Zachodu i różni pożyteczni idioci à la Depardieu widzieli w nim rasowego demokratę i mesjasza ludzkości (notabene, mogliby zapisać się do sekty wyznawców Putina, która działa na terenie Rosji – serio, serio – gdzie kapłanką jest poczciwa babuszka, która w kaplicy gromadzi ikony Władimira Władimirowicza). Jednak światowi przywódcy, nawet jeśli głośno tego nie mówili, wiedzieli, że Putinowi z oczu świecą tylko trzy litery: KGB (jak to ładnie ujął senator John McCain). Mimo to Rosja cieszy się do dziś swoją pozycją w grupie G8, dostała organizację zimowych igrzysk olimpijskich i wszystko wskazuje na to, że z wielu innych przywilejów na światowej arenie nie będzie musiała rezygnować.

To gorzka prawda, ale wydaje się, że nikt nie będzie umierał za Krym, ani za całą Ukrainę. Zachód, który tak łatwo podejmuje interwencje oparte na sfałszowanych dowodach – patrz Irak – przy okazji doprowadzając do totalnej destrukcji społeczno-politycznej – patrz Irak, gdzie po inwazji USA zginęło w wyniku zamachów o wiele więcej ludzi niż w całym okresie rządów Hussajna – jest zupełnie bezradny, gdy chodzi o obronę narodu walczącego z resztkami sowieckiej dominacji – bo tak należy traktować to, co zrobili Ukraińcy w Kijowie i wielu innych miastach, obalając nie tylko Janukowycza, ale również m.in. pomniki zbrodniarza Lenina.

Obym się mylił, ale Ukraina może zostać sama w starciu z godnym naśladowcą Włodzimierza Ilijicza.