Między sądem a ministerstwem

Mariusz Majewski

|

GN 09/2014

publikacja 27.02.2014 00:15

Serial zatytułowany „Mariusz T. na wolności” jeszcze do nas wróci. Wdrażanie nowej ustawy o groźnych przestępcach na jego przykładzie to bolesna lekcja tego, jak prawne zaniechania mogą mścić się po latach.

Rzecznik Sądu Apelacyjnego sędzia Roman Skrzypek poinformował, że Mariusz T. pozostanie na wolności do czasu rozstrzygnięcia sądowego w sprawie ewentualnej izolacji w ośrodku w Gostyninie Rzecznik Sądu Apelacyjnego sędzia Roman Skrzypek poinformował, że Mariusz T. pozostanie na wolności do czasu rozstrzygnięcia sądowego w sprawie ewentualnej izolacji w ośrodku w Gostyninie
Darek Delmanowicz /pap

Przed nami drugie posiedzenie Sądu Okręgowego w Rzeszowie, który zgodnie z ustawą o postępowaniu wobec osób z zaburzeniami psychicznymi stwarzających zagrożenie życia, zdrowia lub wolności seksualnej innych osób ma orzec, czy trafi on do specjalnego ośrodka terapeutycznego w Gostyninie na Mazowszu. Przez ten czas, od jego wypuszczenia do drugiego posiedzenia sądu, jest on jedną z najlepiej strzeżonych osób w kraju. Mariusz T. to pierwsza osoba, którą objęła nowa ustawa. Analiza jego sprawy pozwoli wyciągnąć wnioski i ocenić, czy specustawa już na samym początku spełnia swoje zadanie.

Spór o personalia

Pierwszą z wątpliwości, która pojawiła się w świetle nowej ustawy, jest pytanie, czy można publikować pełne personalia człowieka, który co prawda skończył odsiadywać karę i jest już na wolności, ale jeszcze ważą się jego dalsze losy. – W żadnym wypadku. Jest Mariusz T. – ucina nasze pytanie jego pełnomocnik z urzędu, rzeszowski adwokat Marcin Lewandowski. I dodaje, że w świetle prawa jest on już osobą prywatną. – Nie ma żadnego uzasadnienia dla ujawnienia jego personaliów w sytuacji, kiedy nie zachodzą warunki z art. 13 prawa prasowego, a on przecież nie prowadzi działalności publicznej – tłumaczy dr Hanna Gajewska-Kraczkowska z Instytutu Prawa Karnego UW. Dodaje jednak, że w tym konkretnym przypadku istnieje rozdźwięk między prawem a zdrowym rozsądkiem. – Uważam, że trzeba pisać Mariusz T., by być w zgodzie z literą prawa, ale napisanie Trynkiewicz nie może powodować dla dziennikarzy żadnego skutku prawnego, bo mleko już się wylało – oceniła H. Gajewska-Kraczkowska. Były sędzia Trybunału Konstytucyjnego Wiesław Johann również widzi te prawne wątpliwości, ale jednoznacznie stwierdza, że podawanie pełnego nazwiska nie narusza tu zupełnie prawa prasowego. Co więcej, uważa, że ujawnienie tego nazwiska leżało w interesie społecznym.

Spór o ustawę

Nie milkną też dyskusje o samej ustawie.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.