Widok człowieka, który jeszcze przed chwilą żył, a teraz leży obok ciebie, bo dostał w głowę z karabinu snajperskiego, uzbrojonego w pociski przeciwpancerne, jest przerażający – pisze fotoreporter „Gościa Niedzielnego”, który znajdował się w samym środku tragicznych wydarzeń na Majdanie.
Szedł w stronę barykady z krzyżem trzymanym w obu rękach. Było w tym księdzu coś niesamowitego, jakby wiara w siłę modlitwy sprawiła, że był kuloodporny
jakub szymczuk /gn
Zastanawiałem się, czy po tym wszystkim, co widziałem, będę mógł kiedykolwiek spać...
Budzik co godzinę
Po raz drugi przyleciałem do Kijowa w środę, po trzydniowej zaledwie przerwie. Do późnych godzin wieczornych trwało umacnianie barykad. Majdan płonął. Wyglądał jak forteca przed ostateczną klęską, mówiło się, że ta noc będzie „ostateczna”. Wjedzie sprzęt ciężki, rozgniecie zapory i zakończy wielotygodniowy opór. Było jak w piekle, ognista łuna na niebie, smog od palonych opon, które były zasłoną dymną przed pociskami snajperów. Czułem dym gryzący gardło, buty przemakały czarną mazią, mój aparat ledwo dawał radę w takich warunkach. Milicja i Berkut stały kilkadziesiąt metrów od sceny Majdanu. Blisko jak nigdy dotąd. Oddzielały ich płonące opony, resztki barykad, ciągle umacnianych przez ludzi, grupy Samoobrony Majdanu, kopce kostki brukowej i skrzynki z koktajlami Mołotowa. Byliśmy przekonani, że to ostatnia noc. Nie spałem. Prawie co godzinę dzwonił budzik i wtedy robiłem rundkę wzdłuż barykad. Nie mogłem niczego przegapić.
Nie zaatakują w dzień
Czwartek, siódma rano. Mieliśmy wyjść na śniadanie. Powiedziałem do kolegi, że chyba pójdę bez kamizelki kuloodpornej, nikt nie zdecyduje się na atak w biały dzień. Takie panowało przekonanie. Tuż przed opuszczeniem hotelu coś mnie tknęło, żeby jednak ubrać się bezpiecznie. Kamizelka z płytami stalowymi, hełm, gogle z atestem na broń gładkolufową, ochraniacze balistyczne na uda, ochraniacze na piszczele i ciężkie buty. Tuż po wyjściu w stronę Majdanu usłyszałem wrzawę i wybuchy, okolice sceny opustoszały. Nagle w przerwie między barykadami pojawiła się grupa Samoobrony, wściekli z całej siły okładali błagającego o litość milicjanta. Kije, rurki, sztachety. Potem rozebrali go z munduru i zaprowadzili za scenę. Wysypały się sotnie, biegły w stronę barykady na Hruszewskiego. Założyłem szerokokątny obiektyw i ruszyłem w pościg. Milicjanci wycofywali się. Sotnie napierały. Wyciągały kolejnych mundurowych. Lincz. Biegam pomiędzy nimi. Fotografuję. Sytuacja zmienia się z sekundy na sekundę. Milicja strzela gumowymi kulami. Majdan odpowiada skokowymi atakami i koktajlami Mołotowa.
Dostępna jest część treści. Chcesz więcej?
Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.