Pierwsze owoce wiosny

Maciej Legutko

|

GN 08/2014

publikacja 20.02.2014 01:15

W Tunezji, gdzie narodziła się arabska wiosna, właśnie uchwalono jedną z najbardziej liberalnych konstytucji w świecie muzułmańskim. Czy będzie to pierwszy kraj w regionie, który skorzysta na rewolucji sprzed trzech lat?

27 stycznia 2014 r. nową tunezyjską konstytucję podpisali: prezydent Moncef Marzouki (w środku), ówczesny premier Ali Larayedh ( z prawej) i członek Zgromadzenia Konstytucyjnego Mustapha Ben Jaafar 27 stycznia 2014 r. nową tunezyjską konstytucję podpisali: prezydent Moncef Marzouki (w środku), ówczesny premier Ali Larayedh ( z prawej) i członek Zgromadzenia Konstytucyjnego Mustapha Ben Jaafar
MOHAMED MESSARA /epa/pap

Potężna fala społecznych protestów w świecie arabskim zaczęła się właśnie w niewielkiej Tunezji. A dokładnie w ubogim miasteczku Sidi Bouzid. Tam żył i pracował człowiek, który symbolicznie rozpoczął rewolucję – Mohamed Buazizi. Zwyczajny, ciężko pracujący młody mężczyzna. Prowadził warzywniak na bazarze. Cieszył się przy tym szacunkiem lokalnej społeczności, gdyż nieraz za darmo rozdawał swoje produkty najbiedniejszym rodzinom. Buaziziego dosięgły jednak w 2010 r. największe błędy tunezyjskich władz, popełniane zresztą przez wszystkie rządy w regionie. Z dala od obleganych przez europejskich turystów plaż szalały ogromne bezrobocie, bieda, a przede wszystkim korupcja i samowola lokalnych władz. Buazizi wielokrotnie w świetle prawa był ograbiany przez miejscową policję. W dniu, w którym pożyczył znaczną sumę pieniędzy na rozbudowę interesu, patrol pobił go i zarekwirował stragan – źródło utrzymania całej rodziny. Upokorzony sprzedawca próbował złożyć skargę w merostwie, lecz został zignorowany. W akcie desperacji podpalił się przed siedzibą władz. Poparzenia okazały się na tyle rozległe, że 4 stycznia 2011 r. Buazizi zmarł w szpitalu, wzniecając falę oburzenia, która zmiotła nie tylko prezydenta w Tunezji, ale i władze w większości państw regionu.

Puste plaże

Ówczesny prezydent Tunezji Zin Al-Abidin Ben Ali był typowym w tej części świata satrapą. Władzę objął po przewrocie w 1987 r., obalając poprzedniego prezydenta Habiba Bourghiba. Z jednej strony pielęgnował wizerunek chętnie odwiedzanej przez turystów Tunezji jako kraju dostatniego i liberalnego jak na islamskie standardy. Z drugiej strony pod miłą fasadą wypoczynkowego raju kryło się policyjne państwo do cna przeżarte korupcją i nepotyzmem. W przeciwieństwie do wielu państw Afryki biedni nie umierali tu z głodu, ale sytuacja sporej części społeczeństwa była nie do pozazdroszczenia. Z dala od nadmorskich miast żyło się bez szans na gospodarczy czy edukacyjny awans. Gdy po paru tygodniach gwałtownych protestów prezydent Ben Ali uciekł 14 stycznia 2011 r. za granicę, Tunezja doświadczyła typowego dla arabskiej wiosny okresu chaosu. Samosądy, szabrownictwo i gwałtowne demonstracje z ofiarami śmiertelnymi trwały kilka miesięcy. Państwowa kasa świeciła pustkami, bo z ośrodków wypoczynkowych pouciekali turyści. Międzynarodowe obawy wzbudzało odrodzenie zdelegalizowanych za czasów Ben Alego islamskich partii. Pod koniec października 2011 r. odbyły się wybory do Zgromadzenia Konstytucyjnego. Przebiegły w atmosferze zamieszek oraz skandalu związanego z odebraniem, a następnie przywróceniem części zdobytych mandatów jednemu z ugrupowań. W elekcji zwyciężyła niekryjąca religijnych inspiracji Partia Odrodzenia.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.