Historia magistra vitae?

Barbara Fedyszak-Radziejowska

|

GN 06/2014

Proces wychodzenia z komunizmu oraz spod dominacji Moskwy jest nieprawdopodobnie trudny.

Historia magistra vitae?

Czy nasze własne doświadczenia pomagają nam lepiej zrozumieć wydarzenia na Ukrainie? Na ile zimowy i mroźny Majdan faktycznie przypomina Sierpień w Gdańskiej Stoczni, a tysiące strajkujących w 1980 roku Polaków kojarzy się z tysiącami Ukraińców w Kijowie oraz tymi, którzy „zdobywają” budynki administracji rządowej i samorządowej w innych miastach? Czy plotki o stanie wyjątkowym, który prezydent Ukrainy W. Janukowycz zamierza wprowadzić, przypominają Polskę sprzed stanu wojennego? Jedni widzą podobieństwa, inni różnice, ale skalę ukraińskich problemów widać lepiej z perspektywy wszystkich, zarówno ich, jak i naszych doświadczeń. Ukraińska SRR była sowiecką republiką o szczególnym statusie – członka założyciela ONZ i podmiotu prawa międzynarodowego do 1991 roku, gdy stała się niepodległym państwem.

PRL była państwem pozornie samodzielnym, też podmiotem prawa międzynarodowego, tyle że wielu jej obywateli, nie tylko z powodu obecności wojsk sowieckich pod Legnicą, uważało swój kraj za całkowicie zależny od Związku Sowieckiego. Koniec komunizmu i koniec PRL ogłaszaliśmy kilka razy; J. Szczepkowska w październiku 1989, mówiąc, że komunizm w Polsce skończył się 4 czerwca 1989 roku. Potem w październiku 1991 roku po „w pełni” demokratycznych wyborach do sejmu oraz 17 IX 1993 roku, gdy rosyjskie wojska opuściły Polskę po długich i trudnych negocjacjach. Na Ukrainie nadal stacjonuje Rosyjska Flota Czarnomorska, której dowódca oświadczył (w 2013 roku), że pozostanie tam co najmniej do roku 2042.

Tak to jest w naszym regionie, gdzie uzyskanie suwerenności i niezależności od Rosji jest procesem, a nie faktem, czego kolejnym przykładem była wieloletnia, zakończona w 1999 roku batalia o wejście suwerennej Polski do NATO. Jeśli dodamy do tych doświadczeń rezygnację USA z budowy tarczy antyrakietowej w Polsce oraz problem, jakim byłoby ulokowanie w Polsce normalnej bazy wojsk NATO, to odpowiedź na pytanie: dlaczego protesty na Ukrainie zaczęły się w momencie, gdy prezydent W. Janukowycz wycofał się z podpisania układu stowarzyszeniowego z Unią Europejską, staje się „arcyboleśnie prosta”. Ten układ z UE władze Ukrainy negocjowały 6 lat, udając, że robią to w dobrej wierze i na serio. I to też jest przyczyna buntu Ukraińców, zdumionych, że demokratycznie wybrane władze mogą aż tak oszukiwać obywateli i urządzać polityczne „maskirowki” w tak poważnej sprawie.

Już raz przeciwstawili się nieuczciwej władzy i stanowi wyjątkowemu, gdy po sfałszowanych na korzyść W. Janukowycza wyborach, niecałe 10 lat temu „wygrali” pomarańczową rewolucję. Dzisiaj po raz kolejny przekonali się, że „jak partia (lub władza) mówi, że da, to mówi”. Nasze doświadczenia w PRL i III RP bywały podobne. Gdy ukraińscy wojskowi proszą prezydenta W. Janukowycza o podjęcie „niezwłocznych działań na rzecz stabilizacji sytuacji w kraju”, przypomina się Wojskowa Rada Ocalenia Narodowego oraz stan wojenny. Gdy nieznani sprawcy porywają, katują, a czasami strzelają do broniących Majdanu Ukraińców, myślimy o wielu naszych rodakach mordowanych przez „nieznanych sprawców”, jak księża S. Suchowolec, S. Niedzielak i S. Zych w 1989 (!) roku.

Oglądając akcje jednostek specjalnych ukraińskiego Berkutu – widzimy barbarzyństwo SB i ZOMO. Nawet medialne „narracje” o wydarzeniach na Ukrainie i stanie wojennym w Polsce stają się łudząco podobne. Adam Michnik uznał obecny moment za sprzyjający Ukrainie, bo „W. Putin ma teraz na głowie Soczi i nie może zaryzykować jakiegoś krwawego rozwiązania, o którym nawet boję się pomyśleć” [w TVP Info 27.I 2014, za wyborcza.pl]. Jakże przypomina to jego własną narrację o zagrożeniu sowiecką interwencją, od której uratował nas jakoby gen. Jaruzelski. I faktycznie, Michnik zachęca Ukraińców, by modlili się o „cud, żeby Janukowycz miał mądrość i wyobraźnię W. Jaruzelskiego i poszedł na kompromis”. Modlitwa to wielki dar, podobnie jak obecność duszpasterzy na Majdanie.

Ale modlitwy o własnego „Jaruzelskiego” Ukraińcom nie polecam, podobnie jak tego, by Kliczko, Jaceniuk i Tymoszeno „za władzę” dali Janukowyczowi „święty spokój i emeryturę”. I nie dlatego, że Ukraińcy oskarżą ich o zdradę, resortowych rodziców oraz sojusz „różowych” z „czerwonymi”, co sugeruje Michnik. Po prostu już wiem, że taki „układ” cofnie Ukrainę do czasu „sprzed” demokracji, bo bezkarność rządzących, którzy w obronie monopolu władzy każą bić i mordować protestujących obywateli, niszczy, podobnie jak nieukarana korupcja, wymiar sprawiedliwości i praworządność w każdym państwie. Proces wychodzenia z komunizmu oraz spod dominacji Moskwy jest nieprawdopodobnie trudny. Demokrację, w której opozycja, media i opinia publiczna kontrolują rządzących, korzystając, gdy trzeba, z przedterminowych wyborów, buduje się długo, cierpliwie i wspólnie (!). Podobnie jak własne, suwerenne i sprawne państwa.

Polska jest w UE i NATO, ale demokracja III RP wciąż jest „w budowie” i to źle prowadzonej. Dlatego życzę Ukrainie, by nie powtarzała naszych błędów. A zarazem bardzo poważnie w imieniu milionów Polaków zapewniam, że do ludobójstwa na Wołyniu wspólnie powrócimy. Bo inaczej w demokratycznych i suwerennych państwach UE być nie może.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.