Obama nie jedzie do Moskwy

Marek Jurek

|

GN 03/2014

Rosja skwapliwie wykorzystuje moralny 
rozkład Zachodu.



Obama nie jedzie do Moskwy

A ściśle biorąc – nie leci do Soczi na inaugurację zimowej olimpiady. Zostaje w domu, by zaprotestować przeciw drastycznemu łamaniu zasad sprawiedliwości w polityce rosyjskiej. Nie jadą również prezydenci Francji i Niemiec. W tej bezprecedensowej manifestacji słabnącej ostatnio jedności atlantyckiej nie chodzi jednak o solidarność ze środkowoeuropejskimi sprzymierzeńcami, na przykład z dotkniętą rosyjskimi sankcjami importowymi Litwą. Nie chodzi również o wolność polityczną w Rosji: o prawa opozycji, pluralizm mediów, możliwość krytyki rządu i prowadzenia normalnych kampanii wyborczych. Chodzi, owszem, o solidarność – ale z politycznym ruchem homoseksualnym, niezadowolonym z wprowadzonego przez rosyjskie władze zakazu homoseksualnej propagandy. Właśnie zapowiedź kar finansowych za organizowanie „gejowskich” manif, a nie polityka Rosji wobec sąsiadów i opozycji, tak oburza przywódców niegdyś chrześcijańskiego Zachodu. I tak dziś wygląda polityka praw człowieka...


Prekursorem protestów przeciw olimpiadzie w Soczi była Prawica Rzeczypospolitej. Choć oczywiście zupełnie z innych powodów. W połowie sierpnia 2008 roku, po najeździe Rosji na Gruzję, zaapelowaliśmy do Polskiego Komitetu Olimpijskiego, by złożył wniosek o przeniesienie w inne miejsce zimowych igrzysk w 2014 roku. Przekonywaliśmy, że Zachód nie powinien zgadzać się na udział w zawodach olimpijskich, odbywających się o pół godziny drogi autem od terytoriów gruzińskich, na których trwa okupacja rosyjska. Ponad 5 lat dzielących nas wtedy od olimpiady w 2014 r. stanowiło wystarczający czas, by taką zmianę przeprowadzić. Sankcje mają sens, jeżeli są dotkliwe i jeśli nie wyrządzają szkody tym, którzy je wprowadzają. Najlepiej zresztą jeśli w ogóle nie nazywają się sankcjami, ale są po prostu zwyczajną, oczywistą, uzasadnioną i zdecydowaną reakcją na wydarzenia. Sankcje powinny dotykać czegoś, na czym tym, którzy łamią zasady współżycia międzynarodowego, naprawdę zależy. Wtedy, po rosyjskim najeździe na Gruzję, najskuteczniejszymi sankcjami Zachodu byłoby zrealizowane w krótkim czasie włączenie Gruzji do NATO i Unii Europejskiej – a więc zrobienie czegoś, co właśnie Rosja temu małemu państwu chciała uniemożliwić. Sprawa olimpiady miała znaczenie symboliczne, ale w ramach „politycznej oprawy” reakcji Zachodu bardzo istotne. Bo o tym, jak Putinowi zależy na propagandowym wykorzystaniu igrzysk, można się w telewizji przekonać każdego dnia. Sama dyskusja na forum Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego byłaby więc dla Rosji Putina–Medwiediewa bardzo dotkliwa. Wtedy jednak idea ta w ogóle nie została podjęta.


Dziś okazuje się, że na to, na co nie zasługiwała ani Gruzja, ani pokój międzynarodowy, ani bezpieczeństwo sąsiadów Rosji – zasługuje polityczny ruch homoseksualny. To jego pozycja określa stopień przestrzegania zasad pokoju społecznego i poziom demokracji. W tym wypadku chodzi już jednak o inną demokrację; można powiedzieć – o demokrację postpolityczną, czy może raczej postdemokrację, w której swobody polityczne i wolność narodów coraz bardziej tracą na znaczeniu. Zasadniczym znamieniem starej demokracji był pluralizm polityczny. Wyznacznikiem postdemokracji staje się „pluralizm seksualny”. Ethos demokracji opierał się na przekonaniach i odwadze cywilnej. „Ethos” postdemokracji opiera się na znoszeniu norm i forsowaniu kolejnych barier moralnych. 


Prowadząc taką politykę, Zachód kompromituje sam siebie. Rosja oczywiście zaczyna już to skwapliwie wykorzystywać. Związek Sowiecki w czasach powojennego osłabienia patriotyzmu w zachodniej Europie chętnie posługiwał się „postępowymi”, lewicowymi intelektualistami katolickimi, gotowymi do „walki o pokój” po stronie ZSSR przeciw własnym rządom. Dziś postkomunistyczna Rosja zmienia front i zaczyna szukać poparcia konserwatywnej opinii na Zachodzie, zniesmaczonej moralną dekadencją, zanikiem solidarności chrześcijańskiej, rozpadem republikańskiej demokracji. I zaczyna, niestety, znajdować odzew. Takie zaś akty, jak homoseksualny bojkot prezydenta Obamy, bardzo Rosji tę politykę ułatwiają. 
Przed Polską stoi dziś potrójne zadanie. Po pierwsze trzeba demaskować tę rosyjską grę jak w czasach księcia Adama i polityki polskiego konserwatyzmu w XIX wieku. Tak jak wtedy polska konserwatywna emigracja informowała Rzym i opinię chrześcijańską w Europie o prawdziwym stosunku Rosji do religii i katolicyzmu, tak dziś trzeba pokazywać prawdę o Rosji rządzonej przez funkcjonariuszy KGB i działaczy Komsomołu. Po wtóre – trzeba bronić praw narodów i solidarności w Europie Środkowej, gdzie Zachód powinien wspierać (a nie demobilizować) dekomunizację i desowietyzację. Po trzecie – by było to możliwe – należy prowadzić systematyczne działania na rzecz potępienia zła komunizmu oraz (!) współczesnej sowieckiej nostalgii. By to wszystko osiągnąć, trzeba odbudować opinię chrześcijańską na Zachodzie i narodom Zachodu przywrócić poczucie tożsamości, godności i roli w świecie. Tym bardziej więc należy przeciwstawiać się takim absurdom, jak zaprzęganie państw Zachodu do międzynarodowej promocji politycznego ruchu homoseksualnego. Cywilizacja, która już nie potrzebuje ani rodzin, ani etyki życia rodzinnego – jutro sama nikomu nie będzie potrzebna.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.