Musica, (meta)physica, theologia

ks. Jerzy Szymik

publikacja 30.12.2013 14:02

"Piękno jest prawdą, a prawda – pięknem". Laudacja ku czci kompozytora wygłoszona przez ks. prof. Jerzego Szymika podczas uroczystości przyznania Wojciechowi Kilarowi doktoratu honoris causa na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, 18.06.2012 r.

Musica, (meta)physica, theologia Wojciech Kilar w trakcie uroczystości przyznania Kompozytorowi doktoratu honoris causa na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu Ślaskiego; 18.06.2012 Henryk Przondziono /GN

Coram angelis psallam Tibi, Domine Psalm 138,1[1]

Istnieje tylko rzeczywistość metafizyczna. Tylko tajemnica jest pewna… Na tym paradoksie opiera się sztuka, która nie może istnieć bez metafizycznych i religijnych podstaw Wojciech Kilar[2]

Przez wiele lat nie umiałem tego nazwać. Czego? Istoty przejmującego doświadczenia spotkania z najbardziej wewnętrznym nurtem muzyki Wojciecha Kilara, samego rdzenia tej sprawy. Czułem ją, do trzewi, do dna serca, ale pozostawałem niemy. Dopiero przeczytany niedawno fragment wspomnień Kardynała Josepha Ratzingera, dał mi język i pozwolił rzecz wyrazić. Fragment ten brzmi następująco:

„Mam wciąż w pamięci koncert, który po przedwczesnej śmierci Karla Richtera prowadził w Monachium Leonard Bernstein. Siedziałem obok ewangelickiego biskupa Johannesa Hanselmanna. Kiedy triumfalnie wybrzmiał ostatni dźwięk jednej z wielkich kantat Bacha, spontanicznie popatrzyliśmy na siebie i równie spontanicznie powiedzieliśmy: «Ten, kto to słyszał, wie, że wiara jest prawdziwa». Muzyka ta wyraża tak niesłychaną siłę obecnej w niej rzeczywistości, że człowiek wie – nie przez wnioskowanie, ale przez wstrząs – że coś takiego nie może pochodzić z pustki; mogło się to zrodzić jedynie z mocy prawdy, która uobecnia się w natchnieniu kompozytora”[3].

Oto istota sprawy, swoiście paradoksalna w uniwersyteckiej auli: człowiek może nabyć wiedzę nie przez logiczne i rozumne wnioskowanie, ale przez wstrząs wywołany muzyką. Człowiek nabywa wiedzę wiary, sięga prawdy - dzięki natchnieniu kompozytora… To jest możliwe, realne. A ponieważ aula ta jest aulą Wydziału Teologicznego, niech po słowach obecnego Papieża wybrzmią w niej słowa Jego wielkiego, Błogosławionego Poprzednika:

„[…] pragnę osobiście pogratulować wspaniałej Missa pro pace […] Majestatyczna prostota, piękno zakorzenione w chrześcijańskiej tradycji i brzmienie oddające wyrastającego zeń polskiego ducha, sprawiają, że utwór ten dostarcza nie tylko estetycznych wrażeń, ale może wyzwalać głęboko religijne przeżycia. […] Jest to bardzo piękna msza. Dziękuję za […] okazję do zadumy nad Bożym i ludzkim kształtem pokoju, który w harmonii muzyki znajduje tak wymowny, niejako pełny wyraz, a w rzeczywistości pozostaje wciąż jeszcze przedmiotem tęsknoty ludzi i narodów. Modlę się, aby harmonia ducha jak najprędzej przepełniła serca wszystkich”[4].

Oto reakcja Jana Pawła II na wstrząs-katharsis wywołany Missa pro pace, na moc prawdy, na muzykę Kilara: modlitwa o harmonię ducha. Nieprzypadkowo jedna z najważniejszych książek, jakie powstały o dziele Kompozytora nosi tytuł Żywioł i modlitwa[5] i mocno akcentuje drogę do duchowej harmonii w życiu i muzyce Kilara.

Merytorycznie i muzykologicznie ocenili doktorską wartość tego dzieła trzej wybitni recenzenci:

Prof. Marta Kierska-Witczak: „[…] jeden z największych autorytetów polskiej muzyki współczesnej. Kompozytor, który – poprzez oryginalność stosowanego języka muzycznego, poprzez indywidualizm i różnokierunkowość swojej twórczej drogi, a nade wszystko poprzez swoją życiową postawę, którą cechuje prawość, odwaga, szczerość wypowiedzi i niezwykła skromność, stanowić może wzorzec dla wielu młodych twórców”.

Prof. Józef Świder: tworzy „w nieortodoksyjny, «kilarowski» sposób, i tym jego muzyka różniła się od twórczości radykalnych w tym czasie awangardowo tworzących kolegów; nowatorstwo polegało na świeżym wykorzystaniu polskiego folkloru muzycznego, a nie stosowaniu modnej wtedy dodekafonii czy punktualizmu”.

Prof. Leon Markiewicz: „muzyka ta porywa energią prostych układów rytmicznych, urzeka wysublimowanym liryzmem, pobudza wzniosłe uczucia, skłania do żarliwej kontemplacji lub ekstazy religijnej, w różnorodnych funkcjach filmowych potęguje nastroje radości bądź grozy lub podnosi ckliwą melodię do wyżyn kantileny chopinowskiej – wreszcie niezmiennie doprowadza do entuzjastycznych owacji publiczności”.

Ale zarówno w recenzjach, jak i szerzej, w całej literaturze przedmiotu, przewija się informacja o tym jak mocny opór budzi jego muzyka, zwłaszcza w sferach awangardowej, (po)nowoczesnej krytyki. Jest to, generalnie, konsternacja prostotą Kilarowych kompozycji oraz ich nieukrywaną religijnością (obie te cechy są zawsze podejrzewane o kicz, grzech niewybaczalny dla pewnego typu „recenzji wysokiej”). To zastanawiające: nieodmiennie, w każdym czasie, powodują odrzucenie, te dwie - akceptacja ze strony maluczkich i łaska wiary. Jakbym czytał Ewangelię… Sam Kompozytor, ostrożnie, oszczędnie, ale też jasno na ten temat: „nie wiem, co jest ważniejsze: opinia środowiska czy solidarność z towarzyszami spotykanymi na ścieżce na Rysy”[6].

Moje zadanie, jak rozumiem, jest inne: nie tyle oceniać ściśle muzyczny i muzykologiczny walor kompozycji Kilara (nie mam po temu kompetencji; te mają cytowani P.T. Recenzenci, i dla muzykologicznej biegłości właśnie powołała ich Rada Wydziału Teologicznego), co spróbować ukazać istotę związku teologii i muzyki, nauki i sztuki, uniwersytetu i filharmonii. I tym sposobem uzasadnić sens i głębię tego honorowego doktoratu. Najkrócej, najprościej: pokazać światło, którym postać i dzieło katowiczanina Kilara rozjaśniają teologię uprawianą w tych katowickich, przecież, murach. Uroczystość dzisiejsza bowiem jest w gruncie rzeczy opowieścią o naszych – Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego – intuicjach, pragnieniach i marzeniach, które Kilar pozwala nam publicznie, przy aż tak otwartej kurtynie i tak znakomitej publiczności, nazwać. Taki nasz wielki pożytek z Laureata… Bo, jak śmiem twierdzić, ten doktorat honoris causa jest o wiele bardziej potrzebny nam, Wydziałowi Teologicznemu, szerzej: Uniwersytetowi, niż Czcigodnemu Laureatowi, wielokrotnie już honorowanemu na całym świecie. Co mówię szczerze, z pokorą i dumą, a też z pewnym zamysłem. Ten zaś dotyczy tego, że chcielibyśmy – jako akademiccy śląscy teologowie - nosić i propagować owo Kilarowe znamię, tę rozpoznawalną w świecie muzyki tonację, syntezę: intelektualną i artystyczną, duchową i egzystencjalną. To właśnie chcemy, wzorem Laureata, dawać naszemu Uniwersytetowi, siostrom naukom. Najkrócej: wiarę i piękno. Dokładniej: wzmacniać rozumność wiarą i pięknem.

Wydział Teologiczny naszego Uniwersytetu jest młody, kończy właśnie dwunasty rok istnienia. W Ewangelii to jest czas znalezienia Jezusa, zgubionego „pośrzodku doktorów” (jak tłumaczył Wujek), Jezusa, który, jak się okazało, miał im parę pytań do zadania. A także przysłuchiwał się im i udzielał zdumiewających odpowiedzi (por. Łk 2,41-50). Właśnie to teologia jest winna i nauce, i sztuce: szukanie Chrystusa, znajdowanie Go pośród uczonych i pomoc w znalezieniu Go zarówno przez rozum jak i piękno.

Poszerzyć rozum poza ciasne granice racjonalizmu, w stronę eksploracji Tajemnicy, Logosu. Oto naukowe zadanie teologii.

Zakwestionować ograniczenia greckiej estetyki, wskazując na piękno Chrystusa, który „nie miał wdzięku, ani blasku, ani wyglądu, by się nam podobał” (Iz 53,2), ale zarazem – torturowany, oszpecony i zabity – był „najpiękniejszym z synów ludzkich” (Ps 45). Decydująca dla prawdy piękna jest miłość – zrezygnować z piękna dla miłości jest istotą piękna i najwyższą jego postacią. Oto estetyczne zadanie teologii.

Ale teologia winna też słuchać. Sztuka ma jej do powiedzenia, jak i każdej innej uniwersyteckiej dyscyplinie: prawda, której szukasz i której służysz, potrzebuje piękna. Hegel mylił się w wielu kwestiach, ale tu bez wątpienia trafił w sedno: Wahrheit wäre nicht, wenn sie nicht schiene und erschiene – do istoty prawdy należy jej „wybłysk”, olśniewające piękno. Uniwersytet jak powietrza potrzebuje rozświetlającej mocy sztuki.

I obie te rzeczy mówi Kilar muzyką i życiem, nam, ludziom uniwersytetu: jako chrześcijanin (potrzebujecie Chrystusa) i jako artysta (potrzebujecie piękna). Dlatego jest ten głos dla nas, teologów, tak cenny, godny najwyższego akademickiego honoru.

Ten głos i jego Autor dodają nam odwagi w największych sporach współczesności. Odwagi dodaje nam jego nieugięta, paradygmatyczna wręcz droga. On, fetowany Autor sonorystycznych arcydzieł, takich jak Riff 62, Generique czy Diphthongos szedł za wewnętrznym impulsem prawdy, za wiernością temu, co najgłębsze i nie uległ – pomimo ostrych pohukiwań krytyki – ani fetyszowi nowoczesności, ani presji awangardy, ani przefilozofowaniu sztuki, szukając tego, co nowe w muzyce na miarę przełomu, który, jak widzimy po owocach, dokonywał się w jego sercu. Jak kiedyś święty Augustyn opisywał swoją drogę jako powrót z regio dissimilitudinis, „krainy gdzie wszystko jest na opak”, „inaczej”, z tych „dalekich stron”, do których wywędrował marnotrawny (Łk 15,11–32), a w których jego największym marzeniem była już tylko karma dla świń, z krainy kakofonii (Augustyn!) do krainy harmonii, gdzie czekał Ojciec[7] – tak podobnie muzyczna droga Kilara wiodła z nizinnych, depresyjnych krain dodekafonii w krainy wyżej położone, w krainy górskie, ad montes: tatrzańskie, jasnogórskie, i jeszcze wyżej… Do Coram angelis psallam Tibi, Domine. Była i jest to droga wierności prawdzie, jak sam powiedział: „przeciwko kłamstwu w muzyce, przeciwko oszukaniu ludzi”. Ta droga jest muzyką – musica humana[8].

A zarazem Kilar – to bardzo ważne – pod żadnym pozorem nie wyprowadza się z nowoczesności ani z ponowoczesności: jedno ze swoich ostatnich arcydzieł, Sinfonia de motu, wywodzi ze świata fizyki najnowszej generacji i Boskiej komedii Dantego, wykazując całkowitą niesprzeczność nauk ścisłych, sztuki i teologii[9]; niestrudzenie współpracuje też ze światową kinematografią najnowszą. Współpraca ta, owocująca wieloma genialnymi ścieżkami dźwiękowymi, jest „zamieszkiwania współczesności” niezaprzeczalnym dowodem. I znakiem, że taki rodzaj twórczej obecności w naszym świecie – wiernej prawdzie i otwartej na nowe – jest możliwy. I, twierdzę, paradygmatyczny dla naszej młodej, śląskiej teologii…

„Zbawiciel jest polifoniczny” (πολύφωνός). W tym zdaniu, zapisanym na przełomie pierwszego i drugiego wieku w Protreptikosie[10], Klemens z Aleksandrii połączył teologię z muzyką[11]. Istnieje bowiem najgłębsze z możliwych pokrewieństwo muzyki i teologii, piękna i prawdy – w Nim, Zbawicielu. Dlatego muzykowi, kompozytorowi o światowej sławie, Uniwersytet Śląski nadaje doktorat honoris causa z inspiracji swojego teologicznego fakultetu. Dla którego ten rodzaj syntezy jest zadaniem, racją istnienia. Bo, powtórzmy, istnieje punkt, gdzie wszystko spotyka się ze wszystkim: muzyka i teologia, filozofia i religia, fizyka i polityka, sztuka, nauka i życie. Istnieje Prajednia. Prawdziwie polifoniczny jest Zbawiciel.

 

Mistrzu, wiersz na koniec, Tobie tu dedykowany:

Zdarzało się, że byłem już tego blisko, kilka razy
najbliżej jak tylko może przydarzyć się ludziom;
choć zawsze pod osłoną.

Ale nie dało się bliżej.
Trzymało się na bezpieczną
odległość zdania, koniunktiwu, przecinka.

Nie byłem gotowy na miłość.

Czasem
pręga światła na trawie,
oczy gorejące w mroku,
konstelacja nut,
biała sierść mgły,
wilgoć, nad ranem, ciągnąca od strony otchłani –
– zdawały się szeptać:
sięgniesz, zdołasz.

Ale miało pozostać niedosiężne.
I słyszałem jedynie miękki szelest w ciemności.
I wiedziałem, że musi być niewyobrażalnie piękne.
I że jeszcze nie teraz[12].

Tyle wiersz.

Ale Twoje doświadczenie i muzyka zdają się iść dalej… Mówiłeś niedawno, słyszałem: być może muzyka jedyna ma zezwolenie na wejście dalej, głębiej, w niedosiężną dla innych prawdę świętych tekstów… Dalej: jak wtedy, kiedy patrzysz wiosną na kwitnące magnolie w ogrodzie, na tyłach domu przy ulicy Kościuszki; jak wtedy, kiedy widzimy na Twojej dłoni dwie obrączki, jedną na małym, drugą na serdecznym palcu; jak wtedy, kiedy słuchamy ekstatycznego finału Krzesanego, kiedy to niebo zdaje się otwierać na oścież… Wtedy domyślamy się, że zaglądałeś za zasłonę. Że już ktoś to dla nas zrobił: widział, a muzyki potrzebuje po to, żeby nam o tym opowiedzieć. I mówi nam: niewyobrażalnie piękne jest prawdziwe.

Bo piękno jest prawdą, a prawda – pięknem.

I stąd ta uroczystość. O tym ona jest.

ks. Jerzy Szymik
Katowice, 28 maja – 18 czerwca 2012 r
.


[1] „Wobec aniołów chcę Ci śpiewać, Panie”. Jest to ważna zasada rządząca muzyczną stroną modlitwy mnichów w regule św. Benedykta z Nursji, patrona Europy; w ocenie i aspiracji muzyki stosowane jest tu więc najwyższe kryterium: muzyki niebiańskiej, muzyki twórców harmonii kosmosu. Por. Benedykt XVI, O korzeniach kultury europejskiej, Paryż, 12 września 2008 r. [komps], s. 3.

[2] W. Kilar, Podrabianej religijności wystarczą artystyczne podróbki, w: Jan Paweł II do artystów. Artyści do Jana Pawła II, red. B. Drożdż-Żytyńska, M. Goławska, P. Kawałko, A. Oleszczuk, Lublin 2006, s. 253.

[3] J. Ratzinger, W drodze do Jezusa Chrystusa, tł. J. Merecki, Kraków 2004, s. 38–39.

[4] List Jana Pawła II do Wojciecha Kilara z dn. 18 grudnia 2001 r. [archiwum Kompozytora].

[5] L. Polony, Kilar. Żywioł i modlitwa, Kraków 2005.

[6] „Ruch Muzyczny” 1974 nr 23, s. 6 (cyt. za: Polony, Kilar. Żywioł i modlitwa, s. 8–9).

[7] Benedykt XVI, dz. cyt., s. 3.

[8] S. Kosz, Kilar – Musica humana, w: Ad montes. Balety tatrzańskie, red. T. Kijonka, Państwowa Opera Śląska w Bytomiu, Bytom 1994, s. 11–14.

[9] J. Warczewski, O genezieSymfonii o ruchu’ (Sinfonia de motu) Wojciecha Kilara, w: W. Kilar, Sinfonia de motu, red. S. Roguska, Filharmonia Narodowa, Wrocław 2007, s. 4–6.

[10] Klemens Aleksandryjski, Protreptikos I, 8, 3. SCh 2, s. 62.

[11] D. Guzek, Hansa Ursa von Balthasara teologia muzyki [praca magisterska napisana pod kier. J. Szymika, Katowice 2011, komps], s. 8.

[12] J. Szymik, Próbując nazwać. Słuchając „Kwartetu Pomorskiego”, w: Błękit. 50 wierszy z lat 2000–2002, Katowice 2003, s. 59.