Oby znowu nie rzucili granatem

Krzysztof Błażyca

publikacja 21.12.2013 17:33

O wojnie, powstającej pierwszej szkole muzycznej w kraju i świętach w Republice Środkowoafrykańskiej - mówią pracujący tam aktualnie misjonarze: br. Benedykt Pączka OFM Cap i pochodzący z RŚA, br. Valentin Moni.

Oby znowu nie rzucili granatem   Br. Benedykt Pączka OFM Cap: Miałem konkretny plan: wyjechać do Afryki, tam oddać życie za człowieka dla Jezusa Henryk Przondziono /GN To będą trudne święta, sytuacja w kraju jest napięta...

Br. Benedykt: Bardzo napięta. U nas w Ngaoundaye jest w miarę spokojnie, ale nawet i tu zdarzają się dramaty. W naszej parafii islamistyczna grupa Seleka dała jednemu chłopakowi granat. Przyszedł z nim na próbę chóru, po Mszy świętej i odbezpieczył go. Zostało rannych 50 osób, kobiety, dzieci. Ludzie mieli powbijane odłamki w całych ciałach. Niektórzy zmarli, a niektórzy bardzo długo walczyli o życie. Widziałem jedną matkę w ciąży z takim odłamkiem. Zmarła i ona i dziecko. Więc ludzie boją się chodzić do kościoła czy posyłać dzieci do szkoły. Ostatnio w naszym liceum w klasie były tylko trzy osoby. Normalnie  do szkoły przychodziło 600 osób. Seleka ma swój interes w tym, by niszczyć chrześcijan, być może chcą aby kolejne państwo było ich własnością. Później już kiedy będzie większość muzułmanów – inne religie nie mają racji istnienia.

Czujecie się bezpośrednio zagrożeni jako misjonarze?

Br. Benedykt: Takie zagrożenie oczywiście jest. Codziennie o siódmej rano i o 15:00 po południu komunikujemy się przez radio CB z innymi placówkami misyjnymi, naszymi współbraćmi, siostrami zakonnymi, księżmi diecezjalnymi. Wymieniamy informacje o bieżącej sytuacji. Działania Seleka dotykają bezpośrednio regionów gdzie mieszkają nasi bracia, np. naszej misji w Bouar, w Bocaranga, w Bangui. Nasi bracia organizują tam wspólne modlitwy i spotkania dla chrześcijan i muzułmanów. Aby ludzie nie dali się ponieść wzajemnej nienawiści. Bo choć Seleka kieruje swe działania przeciw chrześcijanom, to nie można mówić że w RŚA mamy do czynienia z konfliktem religijnym.   

Grudniowe masakry dokonane przez Seleka, w wyniku których zginęło prawie 1000 osób to podobno odwet za akcje zbrojną dokonaną przez bojówki chrześcijanskie. 

Br. Benedykt: Chodzi o  grupy Antibalaka. Tak do końca nie wiadomo kim oni są, od kogo biorą rozkazy, kogo atakują. Jedno jest pewne – są to środkowoafrykańczycy broniący swojego kraju. To grupy niekontrolowane, bardzo liczne, oddziały złożone z chrześcijan. Ale nie ma powszechnego społecznego  przyzwolenia na ich działania. To tylko wzmacnia konflikt, sprawiając wrażenie wojny religijnej.  

Br. Valentin: Relacje pomiędzy muzułmanami a chrześcijanami zawsze tu były dobre, ludzie żyli w zgodzie. Do dzisiaj nie rozumiem intencji Seleka, dlaczego oni to robią. Dlaczego poskładali swoje oddziały z najemników z Czadu i Sudanu. Ludzie w RŚA chcą pokoju, i potrzebują, aby opinia międzynarodowa pomogła na przywrócenie tego pokoju. Problemem jest to, że obecne zamieszanie przyszło do nas z zewnątrz. Również czadyjskie oddziały FOMAC, które mają ochraniać przed Seleka, nie dają poczucia bezpieczeństwa.  Ludzie się ich boją, bo sprawiają wrażenie, jakby stali po stronie Seleka. To czego potrzebujemy to nowych wyborów w kraju i to jak najszybciej, bo kraj cierpi.

A obecność wojsk francuskich nie daje poczucia bezpieczeństwa?

Br. Valentin: Tą pomoc ludzie przyjmują z radością, ponieważ nie ufają pochodzącym z Czadu i Sudanu  żołnierzom FOMACU. Kiedy Francuzi pojawili się na ulicach ludzie witali ich jak bohaterów, wybiegali z gałązkami na ulice, tańczyli, cieszyli się, wierząc, że pomogą oni w przywróceniu pokoju.

Oby znowu nie rzucili granatem   Powstająca szkoła muzyczna w Ngaoundaye Br. Benedykt Pączka Jak w tych warunkach wygląda codzienna praca misyjna? Tworzycie np.  szkołę muzyczną. 

Br. Benedykt:  Szkoła stricte z instrumentami to plany na przyszłość, jeśli okaże się możliwe to ok. 2015 r.. Na razie robimy nabór do pierwszego chóru w naszej szkole. Zgłosiło się 120 uczniów, z których możemy wyłonić 20 najbardziej utalentowanych. Pierwsze działania to zorganizowanie kadry, kilku osób które coś tam "kumają", następnie nauka muzyki, czytania nut, śpiewu, zasad harmonii. Myślę o organizowaniu dwóch cyklów muzycznych. Jeden z nich to cykl „afrykański” a drugi „europejski”. Chciałbym zapraszać muzyków z Afryki, Europy aby pomogli kształcić nam młode talenty.

Chciałoby się spytać, czy trzeba uczyć Afrykańczyków zasad muzyki, gdy oni mają ją w sobie? Napotkałem kiedyś na słowa: "muzyka tkwi w naszych piersiach, nasze nogi są wypełnione tańcem, a nasze ciała drżą rytmicznie".

Br. Benedykt:  No tak, można spytać: po co ja tu wprowadzam zasady muzyki? A trzeba to robić, bo oni tego nie znają. To jak nauka czytania. Tak samo jest z muzyką. Najpierw potrzebny jest kontakt z nutami, potem dasz saksofon, czy trąbkę. Muzyczne kształcenie to pomoc w zdobyciu zawodu, wykorzystanie ich wewnętrznego zamiłowania do muzyki. Aby mogli z czasem ruszyć się z kraju, opowiedzieć o RŚA poza jego granicami. Aby byli ambasadorami swojej kultury, swojego narodu. Bo jeśli nic nie będziemy robić, pozostanie im na zawsze tylko "uwięzienie" we wiosce. Również tutaj, kiedy ktoś jest wykształcony, może dalej nauczać innych w swoim mieście.    

W jakim wieku werbujecie potencjalne talenty?

Br. Benedykt:  Od 8 do 15 lat. Obecnie, zakładając chór będziemy ich uczyć podstawowych zasad muzyki i kompozycji. Najpierw wykład, potem ćwiczenia, koncerty publiczne. Informacje o naszej szkole rozmieściliśmy w kilku miejscach Ngaoundaye, pierwsze 5 tablic, które zrobiliśmy własnoręcznie. Powiesiliśmy je na drzewach, gdzie przechodzą osoby aby czytać – cóż tam zostało zakomunikowane?  Ludzie się zatrzymują, czytają. Tak dowiadują się o naszym centrum kulturalnym.

A jak wyglądają tu przygotowania do nadchodzących świąt?

Br. Benedykt: Jest raczej niepokój. Nie wiemy, czy ludzie przyjdą do kościoła. Boimy się, aby jakiś fanatyk nie pojawił się znowu z granatem w kościele i nie pozabijał ludzi. A przygotowania? Raczej nic specjalnego. Na wsi pędzą tradycyjną wódkę, potem śpiewają i tańczą, to czas kiedy są razem ze sobą. Dzieci owszem, przychodzą na misję z życzeniami. I czekają na prezenty. Szopek też tu ludzie nie robią, to nie ich tradycja. Misjonarze są tu dopiero od 50 lat. W samym RŚA chrześcijaństwo liczy zaledwie 100 lat.

Misyjna wigilia?

Br. Benedykt: To będzie moja pierwsza wigilia poza Polską. Nie wiem jak będzie wyglądać. Mam zamiar pojechać na wioskę aby odprawić pasterkę o godz: 19:30. Tutaj tak się odprawia. Zastanawiam się teraz jak tutaj zorganizować światło, bo ludzie na wioskach nie mają żadnej elektryczności. Na wsi nie ma wigilii w naszym rozumieniu, jakiegoś specjalnego poczęstunku.  Czy przez kogoś, czymś zostanę poczęstowany? Wątpię. Nie ma takiej tradycji. Misyjna wigilia to wigilia w drodze, razem z Jezusem i Jego Matką, którzy jadą w twojej kabinie samochodu.

Zatem nie zapomnijcie zaprosić Maryi wraz z małym Jezusem do Waszej Kabiny samochodu, najpierw może do Waszego domu. Bóg się rodzi – śpiewajmy gloria!