Szpital
 Jana Bożego

ks. Tomasz Jaklewicz


|

GN 48/2013

publikacja 28.11.2013 00:15

Zaczynał od umycia nóg chorego, a gdy zachodziła potrzeba, całego ciała. „To szpital dla wszystkich” – pisał.
„Są tu sparaliżowani, bez rąk, dotknięci egzemą, niemi, obłąkani, paralitycy, parszywi, starcy i dużo dzieci… I na wszystko
nie ma dochodów, ale Jezus Chrystus temu zaradza”. 


Obraz z ołtarza w kaplicy szpitala bonifratrów w Katowicach- -Bogucicach: Święty Jan Boży pochyla się nad chorym. Scena jest zaadaptowana do śląskiego kontekstu – poszkodowanym jest
ranny górnik. Czuwa nad nim Anioł Stróż (tytuł kaplicy i szpitala). Obraz z ołtarza w kaplicy szpitala bonifratrów w Katowicach- -Bogucicach: Święty Jan Boży pochyla się nad chorym. Scena jest zaadaptowana do śląskiego kontekstu – poszkodowanym jest
ranny górnik. Czuwa nad nim Anioł Stróż (tytuł kaplicy i szpitala).

Życiorys św. Jana Bożego to gotowy scenariusz na pasjonujący film. Pochodził z Portugalii, ale po wieloletniej tułaczce osiadł ostatecznie w hiszpańskiej Grenadzie. W tym mieście się nawrócił. Tam założył szpital, który stał się namiętną miłością jego życia, sposobem odpokutowania grzechów młodości. Angażował się tak mocno w to, co robił, że wielu uważało go za wariata. Mieszkańcy Grenady widzieli, jak codziennie przemierza ulice miasta, zbierając jałmużnę na działalność szpitala i pomaganie biedakom. Miał wiecznie długi, bo to, co dostał, zaraz rozdawał. Do młodych ludzi napotykanych na ulicy wołał: „Odwagi, moi bracia! Idźmy służyć ubogim Jezusa Chrystusa!”.

W szpitalu dbał nie tylko o ciała, ale i o dusze. „Przez ciała do dusz!” – często powtarzał. Nazywano go „Ojcem ubogich”, „cudem Grenady”, „chlubą swego czasu”. Był dla swoich czasów prorokiem Kościoła zatroskanego o ubogich. Jego dzieło jest kontynuowane do dziś. 


Ośmioletni uciekinier, żołnierz, księgarz 


Przyszedł na świat w portugalskiej wiosce Montemor-o-Novo koło Evory w 1495 roku. Opuścił dom rodzinny, mając zaledwie
8 lat. Dosłownie wyruszył w świat w okolicznościach, które trudno do końca zrozumieć. W jego domu rodzinnym zatrzymał się jakiś pielgrzym zmierzający do Hiszpanii. Prawdopodobnie pod wpływem jego barwnych opowieści chłopiec postanowił uciec z domu. Niektórzy biografowie sugerują porwanie. Nie wiadomo. W każdym razie Jan Ciudad nigdy więcej nie zobaczył już swoich rodziców. Wraz z tajemniczym podróżnym przekroczył granicę z Hiszpanią i dotarł do miejscowości Oropesa, położonej 400 km od domu rodzinnego. Wycieńczonym podróżą chłopcem zaopiekował się zarządca trzód miejscowego hrabiego. W przybranej rodzinie Jan spędził 20 lat. Tam się wychował, zdobył wykształcenie i podjął służbę u hrabiego Oropesy. Namawiano go, by wrócił w rodzinne strony, ale on zdecydował się wstąpić jako ochotnik do wojska. „Jan powziął tę decyzję owładnięty pragnieniem zobaczenia świata i użycia wolności” – notuje biograf. Wziął udział w walkach hiszpańsko-francuskich.

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.