O niepodległości i niewolnikach

Andrzej Nowak

|

21.11.2013 00:15 GN 47/2013

Czy widzimy jeszcze w Polsce nasz dom? Ten, który warto nadal budować razem?

O niepodległości i niewolnikach

W pół drogi między świętem 11 listopada, przypominającym narodziny II Rzeczypospolitej, a rocznicą nocy listopadowej roku 1830 warto zastanowić się może nad sensem tego zjawiska, które łączy obydwie rocznice i spaja nas we wspólnotę. Pojawia się wtedy pytanie o sens niepodległości. Nie jest ona „pomysłem” z epoki zaborów i powstań, ale jest w naszą historię wpisana od początku. Odkąd jest w niej państwo, odtąd trwają praca na rzecz niepodległości i walka o nią. Walczył o nią Mieszko I, a uzyskał ją już jego syn, Bolesław zwany Chrobrym. Potwierdził to na zjeździe gnieźnieńskim w roku 1000. Wtedy cesarz ówczesnej Europy, Otton III, przekazał Bolesławowi symbole niepodległości i wraz z papieżem Sylwestrem II uznał także prawo Polski do posiadania własnej, niezależnej organizacji kościelnej. Dzięki temu Bolesław i jego następcy mogli się koronować na króla. Polska została królestwem po Francji, Niemczech, po Italii, niemal równo z Węgrami, a przed Anglią i Czechami.

Z następcą Ottona, cesarzem Henrykiem II, Bolesław Chrobry stoczył 15-letnią wojnę, by tę świeżutką polską niepodległość obronić. I obronił. Ale nie na zawsze. Bo nie jest łatwo utrzymać niepodległość w tym szczególnym miejscu Europy: między Cesarstwem Niemieckim i Wielką Rusią – dwiema największymi wspólnotami polityczno-etnicznymi na naszym kontynencie. Dlatego potem, przez następny tysiąc lat, problem obrony niepodległości nie zniknie z horyzontu kolejnych pokoleń Polaków. Te pokolenia będą rosły wraz z owym problemem. Początkowo dotyczył on tylko władcy, jego drużyny i grupy księży podtrzymujących ideę chrześcijańskiego królestwa. Potem, w walce z kolejnymi najazdami, zaczną występować już bardziej świadomie także „rustici mordaces”, zajadli chłopi, jak zanotuje to Gall Anonim, opisujący, jak szarpali oni wojska cesarza Henryka V, wkraczające do Polski Bolesława Krzywoustego. To jest właśnie kluczowa sprawa: czy niepodległe państwo jest traktowane przez swoich mieszkańców jak dom, jak przypadkowe miejsce urodzenia, a może jak więzienie?

Czy czujemy się w nim choć w jakimś stopniu współgospodarzami tego dziedzictwa, które stanowi Polskę, czy też czujemy się tutaj obco i nie wiąże nas z tym miejscem żadne poczucie odpowiedzialności? Jaka jest relacja między niepodległością a niewolą? Przypomnijmy, że przed okrzepnięciem państwa i przyjęciem chrześcijaństwa obszar między Odrą a Bugiem był terenem wielkiego eksportu niewolników do najbogatszych państw arabskiego Południa. Mało kto uświadamia sobie, że wtedy właśnie powstał Kair, który założyli słowiańscy niewolnicy. Były ich setki tysięcy. Niektórzy zrobili karierę na dworach swoich panów, weszli w skład wojskowych czy administracyjnych elit, znaleźli uznanie i pozycję w haremach kalifów…

Ogromna większość pozostawała jednak na najniższej pozycji społecznej – niewolników, w dodatku obcych, z dalekich krain, z którymi (ze swoimi bliskimi) kontakt stracili na zawsze. Wyobraźmy sobie teraz, że to nasi przodkowie – i że trafiają nie na „zmywak” w londyńskim barze czy na budowę w New Jersey, ale na arabskie galery na Morzu Śródziemnym albo Czerwonym… Spróbujmy odnaleźć się teraz w roli ich potomków, gdzieś w Kairze, Sudanie albo w Bagdadzie. Przecież miliony takich potomków słowiańskich niewolników żyją tam do dziś. Różnie się mają. Jedni wspaniale, inni mniej. Twórcy państwa swoją energią, swoimi decyzjami (w pierwszym rzędzie decyzją o przyjęciu chrztu, nadającego godność każdemu człowiekowi) sprawili, że setki tysięcy ludzi, Słowian przede wszystkim, pozostało między Odrą i Bugiem. Polska od początku XI wieku już nie była ośrodkiem eksportu niewolników do krajów egzotycznych albo sąsiednich, ale zaczęła trwać i rozwijać się jako pewnego rodzaju wspólnota. Stopniowo odrębna wspólnota historycznego losu, ale też wzbogacająca się kulturowo w kolejnych pokoleniach, związana przez chrześcijaństwo w łacińskim obrządku z Europą. Z niej się wywodzimy, albo z ludzi, którzy do niej dołączyli w kolejnych wiekach, przywabieni jej dziwną, na rozmaite sposoby rozumianą atrakcyjnością. Państwo może funkcjonować, może „akumulować kapitał” swoich władców, swoich elit – przez maksymalizację wyzysku poddanej ludności, może nawet eksportować tę ludność, by coś zyskać, albo żeby pozbyć się ciężaru...

Tak było w X wieku, choć chyba nie tylko wtedy. Państwo jednak może również służyć tym, którzy w nim mieszkają, wszystkim – jeśli zorganizuje skuteczną dla nich ochronę przed najazdem czy wyzyskiem, kiedy broni się przed drenażem ludzi, kiedy zapewnia im bezpieczeństwo przed chaosem przemocy. Istotnym sprawdzianem wartości państwa jest to, co z osiągniętymi możliwościami robi dalej: czy nadal eksportuje niewolników, czy też zaczyna się rodzić w ramach tego państwa pewna więź, nie łańcuch i nie powróz, ale więź poczucia wspólnego interesu, może nawet wspólnego losu, który próbuje się wspólnie dalej poprawiać. Tak – to jest najważniejsze, odnaleźć się w swoim państwie, jak w domu, o który razem próbujemy dbać, w którym jesteśmy w jakimś przynajmniej stopniu współgospodarzami, a nie niewolnikami – na eksport… I teraz, z tysiącletniej perspektywy, znów się zastanawiamy: czy chcemy poprawiać nasz wspólny los tutaj, w kraju naszych przodków, gdzie słyszymy jeszcze wokół siebie ojczysty język, otoczeni przez bliski nam pejzaż? Czy nasze państwo nas do tego zachęca, czy zniechęca raczej? Czy zdaje nam się, że lepiej będzie – gdzie indziej? I czy będzie lepiej? Czy zgodzimy się na eksport naszej przyszłości – do ciepłych, może lepiej urządzonych krajów? Czy widzimy jeszcze w Polsce nasz dom? Ten, który warto nadal budować razem?

Dziękujemy, że z nami jesteś

To dla nas sygnał, że cenisz rzetelne dziennikarstwo jakościowe. Czytaj, oglądaj i słuchaj nas bez ograniczeń.

W subskrypcji otrzymujesz

  • Nieograniczony dostęp do:
    • wszystkich wydań on-line tygodnika „Gość Niedzielny”
    • wszystkich wydań on-line on-line magazynu „Gość Extra”
    • wszystkich wydań on-line magazynu „Historia Kościoła”
    • wszystkich wydań on-line miesięcznika „Mały Gość Niedzielny”
    • wszystkich płatnych treści publikowanych w portalu gosc.pl.
  • brak reklam na stronach;
  • Niespodzianki od redakcji.
Masz subskrypcję?
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.