Po co nam to referendum?

Piotr Legutko

|

GN 45/2013

publikacja 07.11.2013 00:15

Jeśli edukacja naszych dzieci jest zbyt mało istotna, by zaprzątać nią głowy wszystkich obywateli… no to jaka sprawa jest tego godna?

Po co nam to referendum? Tomasz Elbanowski 24 października uzasadniał w Sejmie obywatelski wniosek o referendum Tomasz Gzell /PAP

Dyskusja wokół inicjatywy zorganizowania referendum w sprawach edukacyjnych podzieliła nie tylko polityków. W mediach, w sieci przeważają głosy sceptyczne. Nawet przeciwnicy obowiązku szkolnego dla sześciolatków i sympatycy akcji obywatelskich boją się, że to o jeden most za daleko. Że sprawa zostanie wykorzystana politycznie, że referendum dotyczy kwestii zbyt szczegółowych, a pytania są nieprecyzyjne. Tę niepewność wykorzystywali w trakcie sejmowej debaty minister edukacji i politycy PO. Usłyszeliśmy, że rodzice zbierający podpisy sieją zamęt i niepewność. A w dodatku chcą chronić dzieci przed szkołą. Ale zarówno głos mediów, jak i polityków to demagogia, bo blisko milion obywateli, składając swój podpis pod wnioskiem, uznało, że bardzo im na szkole zależy, a dzieci trzeba chronić przed złą reformą.

Miało być inaczej

Jak by to dziwnie nie zabrzmiało, rodzice, którzy skrzyknęli się pod hasłem: „Ratuj maluchy (i starsze dzieci też)”, cały czas mieli nadzieję, że referendum nie będzie potrzebne.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.