Polisa

Marcin Jakimowicz

Przyszedł z antywirusem. Mógł wyrzucić złośliwe oprogramowanie. Nie wpuściliśmy go. Dlatego weszły demony.

Polisa

Siepacze Heroda wtargnęli do betlejemskich domów i wyszarpali z nich niemowlęta. Kara Boża? Odwet? Nie! Przecież jeszcze przed chwilką Józef z Maryją pukali do tych samych bram. Nieśli bezcenny skarb – samego Jezusa. Źródło łaski, ochronę, maksymalne bezpieczeństwo, polisę ubezpieczeniową. Drzwi pozostawały zamknięte.

Gdy wtargnął do nich demon (siepacze okrutnego króla mogą być figurą tego upadłego anioła. Niektórzy wywodzą etymologię imienia Herod od słowa herad czyli… trząść się ze strachu) mieszkania nie były zabezpieczone łaską. I stały się miejsce harcowania niosących śmierć demonów. Nie miały „odgórnego” firewallu. Tym razem powracające jak bumerang pytanie zblazowanych internautów „I gdzie był Bóg?” jest absolutnie bezpodstawne. Był. Jak zawsze zawczasu.

Stał, pukał. W proroctwie Apokalipsy „Oto stoję u drzwi i kołaczę” rozkłada mnie na łopatki wyznanie Jezusa: „Jeśli kto posłyszy mój głosi i otworzy”. Brzmi to tak, jakby Bóg z góry zakładał, że większość go nie usłyszy. A jeśli ktoś – jakimś cudem – usłyszy, zasiądzie do kolacji z Najwyższym.

„Jeruzalem, Jeruzalem! Ty zabijasz proroków i kamienujesz tych, którzy do ciebie są posłani. Ile razy chciałem zgromadzić twoje dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie chcieliście”. 

To o mnie.

Czy kiedyś usłyszę: „Ile razy chciałem cię ochronić, uzdrowić, zgromadzić twe dzieci, jak ptak swoje pisklęta pod skrzydła, a nie pozwoliłeś mi podejść i pozostawiałeś za drzwiami?”.