Janczar

Andrzej Grajewski

|

GN 44/2013

publikacja 30.10.2013 13:48

Rzekoma „prawda Turowskiego”, skwapliwie nagłaśniania przez dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, w istocie jest kłamstwem i manipulacją, a często najzwyczajniej pochwałą łajdactwa.

Tomasz Turowski  z Bronisławem Komorowskim i Wojciechem Jaruzelskim podczas uroczystości w Moskwie w maju 2010 r. Tomasz Turowski z Bronisławem Komorowskim i Wojciechem Jaruzelskim podczas uroczystości w Moskwie w maju 2010 r.
Robert Kowalewski /Agencja Gazeta

O dyplomacie Tomaszu Turowskim zrobiło się głośno, kiedy IPN wytoczył mu proces, oskarżając o kłamstwo lustracyjne, którego dopuścił się w oficjalnym dokumencie składanym w związku ze swoją pracą w MSZ. Turowski pracował wówczas jako ambasador tytularny w Moskwie. Ostatecznie odwołał się od wyroku skazującego go jako kłamcę lustracyjnego do Sądu Najwyższego. Wyrok tej ostatniej instancji był dla niego korzystny. Sąd Najwyższy uznał, że Turowski wprawdzie kłamał, ale w stanie wyższej konieczności. W tym czasie media ujawniły już szereg informacji na temat biografii człowieka, który posłużył peerelowskim służbom specjalnym do przeniknięcia w środowisko jezuitów, a później szpiegowania Jana Pawła II oraz jego otoczenia. Tomasz Turowski głęboko zakonspirowany oficer wywiadu PRL (tzw. nielegał), przez 10 lat jako kleryk w zakonie jezuitów pracował w Rzymie i Watykanie, a później w Paryżu. Pracując m.in. w Radiu Watykańskim, zbudował sieć rozległych kontaktów w Kurii Rzymskiej oraz w najbliższym otoczeniu ojca świętego. W tamtym czasie był jednym z najlepiej uplasowanych funkcjonariuszy komunistycznych organów bezpieczeństwa na kierunku watykańskim. We Francji brał udział w zwalczaniu emigracji politycznej. W 1985 r. wrócił do kraju, gdzie nadal pracował w wywiadzie. W 1990 r. przeszedł pomyślnie weryfikację i dalej w randze pułkownika pracował w służbach oraz w dyplomacji, m.in. jako ambasador RP na Kubie. Od lutego 2010 r. zajmował się przygotowaniem wizyty premiera Tuska i prezydenta Kaczyńskiego w Katyniu. Był w Smoleńsku podczas katastrofy 10 kwietnia 2010 r. Według świadków, jako jeden z pierwszych dotarł do szczątków rozbitego samolotu. Zakazał robienia dokumentacji miejsca katastrofy. To on był także źródłem informacji, jakoby 3 osoby przeżyły. Później wyjaśniał, że przekazywał tylko informację usłyszaną od Rosjan, że u trzech osób stwierdzono drgawki agonalne, co zostało źle zrozumiane przez polskiego dziennikarza. Biografia Turowskiego jest ważna dla zrozumienia schyłkowego okresu PRL oraz czasu transformacji. Warta jest więc poważniejszych studiów. Zamiast nich otrzymaliśmy wydaną w oficynie „Agora” książkę pt. „Kret w Watykanie. Prawda Turowskiego”. Jest to wywiad rzeka z płk. Turowskim, spisany przez Agnieszkę Kublik oraz Wojciecha Czuchnowskiego.

Anioł stróż?

Relacja Turowskiego na temat jego działań w Rzymie jest ciągiem kłamstw i półprawd. Najbardziej kuriozalna jest teza, że celem jego wyjątkowej misji była troska o bezpieczeństwo Jana Pawła II. Tymczasem fakty są takie, że kierunek watykański od 1945 r. interesował wywiad PRL jako część walki z groźnym przeciwnikiem politycznym. Wybór kard. Karola Wojtyły na papieża sprawił, że kierunek watykański stał się priorytetem dla wszystkich komunistycznych służb specjalnych. Jak wynika z tysięcy zachowanych dokumentów, ich cel był jeden – rozpoznać, inwigilować oraz niszczyć wszelkie poczynania papieża Polaka. Służby z krajów komunistycznych ściśle ze sobą współpracowały przy zwalczaniu Jana Pawła II. Dowodem tego może być raport, jaki powstał miesiąc po wyborze Karola Wojtyły, przesłany z Moskwy szefom służb specjalnych w Europie Wschodniej. Znam jego niemiecką wersję.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.