Koniec na dobry początek

Franciszek Kucharczak

|

GN 44/2013

publikacja 30.10.2013 13:50

Gdyby śmierć była końcem, lepiej byłoby o niej nie myśleć. Ale nie jest.

Koniec na dobry początek rysunek franciszek kucharczak /gn

W serialu „Janosik” sprzed lat była taka scena: wojsko austriackie przywiozło do wsi beczkę okowity, żeby ludzi spić i oskubać z pieniędzy. Interweniowali zbójnicy. Po wygranej potyczce wylali okowitę razem z utopionym w niej żołnierzem. Jeden ze zbójników, patrząc na to rozmarzonym wzrokiem, powiedział: „Piekno mioł śmierć…”.

No właśnie – co to jest piękna śmierć? We wspomnieniach nieżyjącego już polityka przeczytałem kiedyś o śmierci jego żony. Uważał on za swój wielki sukces doprowadzenie do sytuacji, że zmarła bez świadomości, że „to już”. Do samego końca myślała, że wyzdrowieje. Według niego to była dobra śmierć.

Sprawa ta przypomniała mi się przed paroma dniami, gdy rozmawiałem ze znajomą, której mąż zmarł kilka godzin wcześniej. To było dość młode małżeństwo. Żona walczyła o męża, dopóki mogła. Prosiła o modlitwę, co też z przyjaciółmi ze wspólnoty zrobiliśmy. Nie miałem pojęcia, co usłyszę, gdy do niej dzwoniłem. I choć z drżeniem zacząłem rozmowę, po jej zakończeniu złapałem się na tym, że bezwiednie się uśmiecham. Usłyszałem świadectwo osoby zbolałej, a jednak pogodnej i jakoś paradoksalnie szczęśliwej.

– Miał piękną śmierć. Umierał świadomie – powiedziała. W ostatnich chwilach przyciągnął żonę do siebie, powiedział, że taka jest wola Boga, a on się z nią godzi, pożegnał się. I spokojnie, pojednany z Bogiem i ludźmi, odszedł. Z tą śmiercią wiązało się też zbliżenie z dalszą rodziną, a jestem przekonany, że wiele łask tam się jeszcze objawi.

Nie byłoby tego bez przyjęcia prawdy. Co daje okłamywanie człowieka, tak jakby miał tu żyć wiecznie? Czemu człowiek ma odchodzić w niewiedzy, że właśnie nadszedł decydujący moment? Po co mu tych parę chwil względnego spokoju, że może jeszcze pożyje, gdy stoi wobec wieczności? Dla niejednego może to być ostatnia szansa.

Dlaczego przedśmiertna mobilizacja, choćby i pełna trwogi, miałaby być czymś złym? Łotr, który wisiał koło Jezusa, nie zdobyłby się pewnie na pokutny „rzut na taśmę”, gdyby nie dramatyzm okoliczności. Ten zbój dokładnie wiedział, że przed nim już tylko parę chwil cierpienia, a potem… no właśnie. Nie wyglądało to dobrze. Dlatego wyraził skruchę i wezwał Jezusa. I wtedy stało się coś niesłychanego. Jezus na miejscu ogłosił jego zbawienie. Typ spod ciemnej gwiazdy stał się bohaterem najszybszej kanonizacji w dziejach świata, jedynej dokonanej jeszcze za życia świętego.

Jak widać, to wcale nie jest najważniejsze, żeby umieranie było komfortowe. Nie rozumieją tego dzisiejsi moralni esteci, którzy „godnego odejścia” upatrują w eutanazji. Ważne, żeby było szybko, bezboleśnie i sprawnie, możliwie bez emocji. Kasa, zastrzyk i spadaj. Niech się człowiek nie męczy, a my przy nim. Wygodnie przed, wygodnie w trakcie. A po? Jakie po? To takie nierzeczywiste…

Narastające myślenie eutanazistowskie jest skutkiem rozpaczy. Postchrześcijanie nie chcą słyszeć o śmierci, bo nie mają nadziei na wieczność.

Kochani postchrześcijanie – jest nadzieja. Do ostatniej chwili. Zostawcie tę chwilę chociaż innym.

Znowu zawód

W związku z pogłoskami, że Kościół chce dopuścić do Komunii św. osoby trwające w cudzołóstwie, Watykan powtórzył, że to niemożliwe. Prefekt Kongregacji Nauki Wiary, abp Gerhard Müller, podkreślił, że nierozerwalność małżeństwa, a tym samym niemożność zawarcia powtórnego związku, wynika z nakazu Bożego. Jest to jednoznaczne przykazanie Jezusa, którego Kościół nie może zmieniać. Abp Müller nawiązał do praktyki Kościołów wschodnich, które w imię „pobłażliwości duszpasterskiej” dopuszczają rozwód i zawarcie drugiego i trzeciego małżeństwa. Niektórzy widzieli w tym nadzieję, że z czasem i Kościół katolicki pójdzie ich śladem. Abp Müller podkreślił, że taka praktyka „nie jest zgodna z wolą Boga, jasno wyrażoną słowami Jezusa o nierozerwalności małżeństwa, i stanowi to z pewnością problem ekumeniczny, którego nie należy lekceważyć”. W tekście zaznaczono, że osoby pozostające w związkach niesakramentalnych, jeśli chcą być w zgodzie z doktryną Kościoła, muszą żyć jak brat i siostra. To z pewnością cios dla tych, którzy dzięki nagięciu nauki Ewangelii liczyli na wzrost liczby wiernych kościele. Praktyka pokazuje jednak, że takie rzeczy zawsze wiążą się ze spadkiem ogólnej liczby obecnych w kościele, nawet gdy do wiernych zaliczy się niewiernych.

Lewe cukiernictwo

Prymas Belgii abp Léonard kolejny raz został zaatakowany przez lewicowe fanatyczki z Femenu. W czasie sesji naukowej półnagie panie, owinięte w tęczową flagę, obrzuciły duchownego tortem. Czym się abp. Leonard tak naraził lewakom? Pewnie tym, że na tle innych Belgów wyróżnia się wiernością nauce Kościoła. W Polsce na razie Femen tak działać nie może, bo nawet całego belgijskiego homolobby nie stać na tyle tortów.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.