Krwawy ślad

Andrzej Grajewski

|

GN 44/2013

publikacja 30.10.2013 13:47

Komunizm zabił w XX wieku więcej chrześcijan, aniżeli zginęło ich w poprzednich stuleciach.

Rumuński kapłan Vladimir Ghika zamęczony  w komunistycznym więzieniu w 1954 r. Rumuński kapłan Vladimir Ghika zamęczony w komunistycznym więzieniu w 1954 r.
www.crestinortodox.ro

Od ponad miesiąca na łamach „Gościa” opisujemy kolejne uroczystości beatyfikacji męczenników komunizmu, odbywające się w różnych częściach Europy. Na ołtarze zostało wyniesionych 522 męczenników z czasów wojny domowej w Hiszpanii, rumuński kapłan pochodzący z arystokratycznej rodziny ks. Vladimir Ghika, chorwacki ksiądz Miroslav Bulić, włoski kleryk Rolando Rivi, węgierski brat zakonny István Sándor. W Rosji trwają przygotowania do uroczystości żałobnych na poligonie Butowo pod Moskwą, gdzie NKWD w latach 30. rozstrzelało z powodu wiary ponad 20 tys. ludzi, w tym setki kapłanów i wiernych, najczęściej prawosławnych. Niedawno z wielkim powodzeniem był u nas wyświetlany film „Cristiada”, opowiadający mało znaną w Polsce historię prześladowań katolików w Meksyku. Na całym świecie mamy więc do czynienia z ruchem na rzecz upamiętnienia chrześcijan, którzy padli ofiarą komunizmu bądź pokrewnych lewicowych ideologii.

Ofiary nazizmu uczczono zaraz po zakończeniu wojny. Stały się oficjalnymi bohaterami, których ślad pozostał zarówno w pamięci oficjalnej, jak i Kościoła, oraz w kulturze masowej. Ofiary komunizmu i lewicy przez lata były zapomniane.Pierwszy upomniał się o nich Jan Paweł II, który ofiarę męczenników XX wieku pragąał wpisać w doświadczenie współczesnego Kościoła. Mówił o tym wyraźnie w czerwcu 1999 r., podczas uroczystej beatyfikacji 108 polskich męczenników, duchownych i świeckich: „Nasz wiek XX, nasze stulecie, ma swoje szczególne martyrologium w wielu krajach, w wielu rejonach ziemi, jeszcze nie w pełni spisane. Trzeba je zbadać, trzeba je stwierdzić, trzeba je spisać, tak jak spisały martyrologia pierwsze wieki Kościoła i to jest do dzisiaj naszą siłą – tamto świadectwo męczenników z pierwszych stuleci”. To na jego apel po upadku komunizmu episkopaty wielu europejskich krajów przystąpiły do upamiętnienia krwawego, chrześcijańskiego śladu, odciśniętego na poprzednim stuleciu. Warto przypomnieć kilka faktów o tych wydarzeniach.

Hekatomba

Przerażający jest wymiar zagłady chrześcijan, choć pełnej skali tego dramatu ciągle nie znamy. Na wielu obszarach Azji jego pełna dokumentacja nadal bowiem nie jest możliwa. Jednak nawet znane liczby są straszne. W Meksyku w latach 20. i 30. XX wieku zginęło co najmniej 100 tys. katolików. Część z nich była ofiarami wojny domowej, ale jej religijny aspekt był oczywisty od czasu, kiedy w 1926 r., po wprowadzeniu specjalnego antykościelnego ustawodawstwa, bunt przybrał charakter ludowego powstania w obronie wiary. Przeciwnicy nazywali powstańców cristeros, chrystusowcami, gdyż szli do boju z okrzykiem: „Niech żyje Chrystus Król!”. Tępiono ich bez litości, podobnie jak duchowieństwo. Przed powstaniem w Meksyku posługiwało blisko 4500 duchownych, po jego zakończeniu zostało ich już tylko 334. Jeszcze bardziej dziki wymiar przyjęły prześladowania chrześcijan podczas wojny domowej w Hiszpanii. Według hiszpańskich historyków, w latach 1936–1939 zamordowano 13 biskupów, 4184 księży diecezjalnych, 2365 zakonników i 283 zakonnice, dziesiątki tysięcy ludzi świeckich. Milicje ludowe, socjalistyczne, trockistowskie, anarchistyczne, komunistyczne, mordowały duchownych bez jakiegokolwiek sądu, po prostu wyciągano ich z kościołów i rozstrzeliwano pod płotem. Zakonnice, ale także kobiety noszące krzyże, były przed śmiercią masowo gwałcone. W wielu diecezjach zrujnowano nieomal wszystkie świątynie, spalono wszystkie biblioteki diecezjalne oraz zakonne, niszczono rzeźby oraz wizerunki świętych, a także bezcenne zbiory sztuki sakralnej. Wojna domowa w Hiszpanii była niezwykle okrutna po obu stronach, ale to na duchowieństwo katolickie spadły najbardziej brutalne represje.

Antychrześcijański rys od początku miała także rewolucja bolszewicka w Rosji. Szybko przybrała charakter wojny z religią, a powstały później Związek Sowiecki był pierwszym państwem, które prawnie usankcjonowało swój antyreligijny status. W latach 20. XX w. sytuacja nieco się ustabilizowała, ale w 1932 r. Stalin ogłosił początek tzw. bezbożnej pięciolatki, która miała zakończyć się całkowitą likwidacją wszelkiej religii. Świat wie, że w latach 30. w Związku Sowieckim był okres Wielkiego Terroru, ale nie ma już pojęcia, że największą część jego ofiar stanowili chrześcijanie, zwłaszcza prawosławni. W okresie od 1918 do 1939 r., według niepełnych danych, stracono 130 biskupów, 12 tys. kapłanów oraz dziesiątki tysięcy świeckich. Wielka była także ofiara Kościoła katolickiego w Rosji. Represjonowano 465 kapłanów, z których 213 skazano na karę śmierci. Udokumentowano wykonanie wyroków na 44 spośród nich. Los pozostałych jest do dzisiaj nieznany. Praktycznie każdy duchowny pracujący w Związku Sowieckim był więziony, deportowany, skazany na lata pobytu w obozach pracy, gdzie znęcano się nad nimi w sposób wyjątkowo okrutny.

Najmniej wiemy o prześladowaniach Kościoła w zdominowanych przez komunistów krajach azjatyckich, choć w Wietnamie, Korei oraz Chinach walka z chrześcijaństwem stanowiła trwały element polityki władz. Przed zwycięstwem komunistów w 1949 r. Kościół katolicki w Chinach przeżywał burzliwy rozwój.

W 1946 r. Pius XII ustanowił dla Chin pełną hierarchię kościelną, liczącą 79 biskupów posługujących w 104 chińskich diecezjach, gdzie pracowało kilka tysięcy duchownych, zarówno misjonarzy, jak i księży miejscowego pochodzenia. Istniały wówczas w Chinach 4 katolickie uniwersytety, 3768 katolickich szkół podstawowych, zgromadzenia zakonne prowadziły ponad 200 szpitali. Wszystko to zniszczono w ciągu kilku lat. W 1956 r. na wolności pozostało tylko 2 biskupów i 14 kapłanów, którzy zerwali z papieżem i utworzyli później tzw. Kościół patriotyczny. Inni latami przebywali w więzieniach lub obozach pracy. Znana jest historia biskupa Ignacego Pin-Mei Kunga z trzech diecezji: Soochow, Szanghaj i Nanking, aresztowanego we wrześniu 1955 r. wraz z 200 księżmi oraz działaczami katolickimi. Na stadionie w Szanghaju zorganizowano ich proces pokazowy, w którym mieli się wyrzec związków z papieżem i poprzeć władze. Gdy związanego biskupa podprowadzono do mikrofonu, aby wypowiedział wymaganą przez władzę formułę, nieoczekiwanie zawołał: „Niech żyje Chrystus Król. Niech żyje papież!”, a tłum zgromadzony na stadionie odpowiedział mu tym samym okrzykiem. Biskup Kung spędził w więzieniu 32 lata. W 1991 r. Jan Paweł II powołał 90-letniego, niezłomnego kapłana w skład kolegium kardynalskiego. Losy wielu innych aresztowanych, którzy zniknęli bez śladu, nie są znane do dziś.

Istota systemu

Część historyków wyjaśniających te wydarzenia stara się zagładę chrześcijan wpisać w szerszy kontekst uwarunkowań społeczno-politycznych. Z pewnością był on istotny zarówno w Meksyku, jak i w Hiszpanii czy w ogarniętej wojną domową Rosji bądź w Chinach. Ale nie zmienia to faktu, że terror antychrześcijański najczęściej nie był ubocznym skutkiem społecznych konfliktów, ale celem zasadniczym komunistycznych przywódców. Chodziło im nie tylko o zmianę systemu politycznego, ale także o budowę nowego człowieka – bez Boga, co jasno wykładał w swych pismach Lenin. To przekonanie podzielali wszyscy teoretycy i praktycy realnego komunizmu.

Warto dodać, że rzeź chrześcijan miała charakter powszechny i była nie tylko elementem zorganizowanych przez państwo działań. Czasem przybierała formę ludowej furii. Jej wybuch był przygotowywany przez oświeceniowe, antyklerykalne elity od dawna. Przez media oraz agitację ugruntowywano w masach przekonanie, że Kościół jest ich największym wrogiem i ciemiężycielem, a zerwanie z chrześcijaństwem przedstawiano jako prawdziwe wyzwolenie ciał i umysłów „z mroków średniowiecza”. Dlatego władze republikańskiej Hiszpanii czy Meksyku, nawet mając świadomość tego, że eksterminacja chrześcijan ułatwia prawicy mobilizację własnych sił, nie zrobiły nic, aby rzeziom zapobiec. Wręcz przeciwnie, zachęcano do nich, gdyż, jak uważał republikański premier Hiszpanii, mason i antyklerykał Manuel Azaña: „Nienawiść znajduje satysfakcję w eksterminacji”. Wtórował mu meksykański prezydent Plutarco Elías Calles, zdeklarowany ateista i wysoki rangą mason, który z dumą o sobie mówił, że jest „osobistym wrogiem Boga”. Nie ukrywał także, że jego celem jest zniszczenie Kościoła. Ten pogląd podzielała część korpusu oficerskiego. Generałowie prowadzący oddziały do walki z cristeros pod hasłami: „Niech żyje nasz Ojciec Szatan” bądź „Niech żyje Wielki Diabeł” nie należeli do rzadkości. Istotną rolę w podtrzymywaniu antykościelnej polityki władz Meksyku odegrał Lew Trocki, jeden z przywódców rewolucji bolszewickiej w Rosji w 1917 r. Po konflikcie ze Stalinem w 1929 r. został deportowany na Zachód, a w końcu osiadł w Meksyku i utwierdzał tamtejszą elitę w przekonaniu, że permanentna rewolucja wymaga także ostatecznej rozprawy z religią.

Niewątpliwie w XX wieku rozegrała się wielka bitwa o duszę ludzkości pomiędzy dwoma totalitarnymi, bezbożnymi reżimami – nazizmem i komunizmem – a chrześcijaństwem. Na skutek tego, jak pisał Jan Paweł II w liście apostolskim „Tertio millennio adveniente”: „u kresu drugiego tysiąclecia Kościół znów stał się Kościołem męczenników (…) I to świadectwo nie może zostać zapomniane”.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.