Takie towarzystwo

Jacek Dziedzina

|

GN 44/2013

publikacja 30.10.2013 13:47

To nie „przewrotność protestantów”, tylko złe prowadzenie się księży powoduje bunt ludzi przeciwko Kościołowi rzymskiemu. Tak w czasach reformacji uważał współzałożyciel zakonu jezuitów, bł. Piotr Faber. To pewnie jeden z powodów, dla których papież Franciszek tak chętnie odwołuje się do tej mało znanej postaci.

Piotr Faber nie należał do salonowych bywalców,  którzy boją się urazić towarzystwo.  Przeciwnie, nie powstrzymał się nawet, by upomnieć biskupa, żeby „bardziej czuwał nad obyczajami swoich kapłanów”. Piotr Faber nie należał do salonowych bywalców, którzy boją się urazić towarzystwo. Przeciwnie, nie powstrzymał się nawet, by upomnieć biskupa, żeby „bardziej czuwał nad obyczajami swoich kapłanów”.
zasoby internetu

Niech Bóg mu to wybaczy – żartował jeden z jezuitów na wiadomość, że papież jezuita wybrał imię Franciszek. Towarzystwo Jezusowe może być jednak spokojne: wybór patrona „konkurencyjnego” zakonu wcale nie przysłonił kard. Bergogliowi jego jezuickich źródeł.

Święta naiwność

W udzielonym niedawno, szeroko komentowanym, wywiadzie (przedruk zamieściliśmy w jednym z ostatnich numerów GN), papież zapytany o swoich duchowych mistrzów, na dłuższą chwilę zatrzymał się przy postaci bł. Piotra Fabera, jednego z pierwszych uczniów św. Ignacego Loyoli (byli współlokatorami w czasie studiów na Sorbonie) i jednego z sześciu założycieli zakonu jezuitów (jako jedyny z uczestników nocy ślubów zakonnych na paryskim Montmartre miał już święcenia kapłańskie). Jakie cechy sprawiły, że właśnie ten błogosławiony, nawet nie przez wszystkich jezuitów dobrze znany, stał się ważny dla obecnego papieża? „Dialog ze wszystkimi, także z tymi najbardziej oddalonymi, z przeciwnikami; prosta pobożność, pewnego rodzaju naiwność, natychmiastowa dyspozycyjność, jego staranne wewnętrzne rozeznanie, fakt, że był człowiekiem, który potrafił podjąć wielkie i stanowcze decyzje, a zarazem przejawiał łagodność i życzliwość”, mówi Franciszek w wywiadzie.W czasach, gdy kontrreformacja nabierała kształtów i gdy sam był jednym z ekspertów Soboru Trydenckiego, zwołanego m.in. jako odpowiedź na reformację, Piotr Faber rozumiał, że największe spustoszenie wśród wiernych powodują nie protestanci, tylko źle prowadzący się duchowni. I trudno nie zauważyć, że determinacja obecnego papieża, który od początku pontyfikatu w zdecydowany sposób reaguje na oskarżenia duchownych o różnego rodzaju nadużycia, ma wiele wspólnego z rozumieniem Kościoła przez bł. Piotra Fabera.

Trzech kumpli

Żył krótko: zaledwie 40 lat. Urodził się 13 kwietnia 1506 r. w Villaret w Sabaudii, na terenie diecezji genewskiej. Zmarł 1 sierpnia 1546 r., z wycieńczenia w drodze do Rzymu, w czasie trwającego już Soboru Trydenckiego. Był jednym z pierwszych towarzyszy Ignacego z Loyoli, z którym dzielił pokój studencki w Paryżu. Trzecim współlokatorem był... Franciszek Ksawery, również współzałożyciel zakonu, wielki misjonarz i późniejszy święty Kościoła. Podobno już w wieku 12 lat złożył prywatnie ślub czystości, choć późniejsze lata młodzieńczych fascynacji spowodowały, że nieraz zastanawiał nad słusznością tak wcześnie podjętej decyzji. Jak pisze o. Marek Wójtowicz SJ w książce „Święci z charakterem”, Piotr „w stanie wewnętrznej walki, pełnej bólu i skrupułów, przybył do Paryża, by kontynuować naukę”. W marcu 1530 r. Piotr Faber i Franciszek Ksawery ukończyli pierwszy etap swoich studiów. Faber jeszcze w tym czasie mocno się wahał z wyborem drogi życiowej: poważnie myślał o małżeństwie, chciał zostać lekarzem, prawnikiem, ale też rozmyślał o teologii i życiu zakonnym. W tym czasie nałożyły się na siebie problemy materialne i alkoholowe. „Pewnego dnia, gdy studiowali razem tekst Arystotelesa, nabrawszy odwagi, Piotr otworzył swoją duszę przed Ignacym. Był to dla niego początek wielkiej przemiany. Faber, pełen wahań, nawiązał kontakt z człowiekiem, który otrzymał łaskę pomagania duszom. W ten oto sposób spotkały się napełniająca lękiem niepewność Fabera z uformowaną przez »Ćwiczenia duchowne« wolą Ignacego; przesadna wrażliwość Fabera z ewangeliczną pogodą ducha i wrodzonym dystansem Baskijczyka”, pisze o. Wójtowicz.

Mistyka, nie asceza

Sam Piotr Faber tak wspomina ten okres w swoim „Memoriale”: „Ignacy pozwolił mi przeniknąć moje sumienie, moje pokusy i skrupuły, które tak długo trzymały mnie w niewoli; bez ich zrozumienia i odkrycia drogi, żeby uzyskać odpoczynek ducha”. Ignacy pomagał Piotrowi także materialnie: „mieliśmy wspólny pokój, to samo pożywienie i wspólną kasę”. W takiej też wspólnocie rodziła się idea założenia zakonu. „Doszliśmy do tego – pisał Faber – by być jednomyślni w pragnieniach i w mocnych postanowieniach, tak właśnie przeżywać nasze życie, by stanowić jedno Towarzystwo”. I to Piotr Faber odprawiał Mszę św. w wigilię uroczystości Wniebowzięcia w 1534 r. na Montmartre w Paryżu, podczas której Ignacy z Loyoli z pierwszymi towarzyszami złożyli ślub czystości i ubóstwa. Sam Ignacy uważał, że słynne „Ćwiczenia duchowne” najlepiej prowadzi właśnie Piotr Faber. Zresztą papież Franciszek we wspomnianym wywiadzie powołuje się na Fabera rozumienie tzw. duchowości ignacjańskiej, które wcale nie było przeciwstawne „oryginałowi”. Franciszek mówi: „Ignacy jest mistykiem, a nie ascetą. Bardzo się denerwuję, kiedy słyszę, jak ktoś mówi, że »Ćwiczenia duchowe« są ignacjańskie, ponieważ odbywają się w milczeniu.

W rzeczywistości »Ćwiczenia« mogą być doskonale ignacjańskie także w życiu codziennym i bez milczenia. To podkreślanie ascetyzmu, milczenia i pokuty jest nurtem zdeformowanym, który rozprzestrzenił się w Towarzystwie, w sposób szczególny w środowisku hiszpańskim. Natomiast mnie bliski jest nurt mistyczny reprezentowany przez Louisa Lallemanta SJ i Jeana-Josepha Surina SJ. Także Faber był mistykiem”.

Spowiedź miasta

W niepublikowanej dotąd w Polsce książce „Passion y Gloria”, wielki znawca historii zakonu o. Ignacio Echaniz w paru anegdotach trafnie oddaje charakter i styl Piotra Fabera. „Ustępując pragnieniom kardynała Ennio Filonardi, legata w Parmie i Paiacenca, Paweł III zarządził, że będzie mu towarzyszył Faber i Laínez. Obaj rozpoczęli swój apostolat w Parmie od tego, że nie zamieszkali w pałacu kardynała, lecz w szpitalu dla zniedołężniałych kapłanów. Taki był styl życia apostolskiego, który wyznawał świeżo założony zakon”. Ojciec Echaniz szeroko rozpisuje się o owocach pobytu bł. Piotra Fabera w Parmie: „Ludzie przybywali do kościoła, gdzie głosił kazania, a stamtąd odprowadzali go do szpitala, żeby móc się wyspowiadać i poddać jego kierownictwu. A on dzień i noc był do ich dyspozycji. W ciągu jednego roku pobytu, w tym 3 miesięcy, kiedy był ciężko chory na skutek wyczerpania, miasto uległo przemianie. Udział w sakramentach świętych prawie zaniechanych do tego czasu odnowił się i to w takim stopniu, że wydawał się to być rok jubileuszowy, a każda niedziela wyglądała jak Wielkanoc”. Gdy zapadła decyzja, że Faber musi wracać do Rzymu, ani mieszkańcy, ani duchowni w Parmie nie chcieli się na to zgodzić. Oczywiście sam zainteresowany podporządkował się woli papieża. Podróż, jak wszyscy ówcześni jezuici, odbywał pieszo. Gdy jednego wieczoru zabłądził, poprosił o nocleg w napotkanym domu. „Wszyscy słuchali go z uwagą – pisze Echaniz – gdy nagle ktoś zaczął uderzać w drzwi. Ktoś z domowników stał i otworzył, wtedy do domu wtargnęło 16 napastników z bronią w ręku. Zażyczyli sobie, by ich obsłużono. Widząc, że Faber zachowywał głęboki spokój, zmierzyli go wzrokiem i zapytali zaczepnie, co tutaj robi. Ale wtedy to on się zerwał i w twarz wypomniał im złe postępowanie, a uczynił to z takim autorytetem i wymownie, że tamci oniemieli, a uzyskawszy szacunek zaczął przemawiać do ich serc”. Warto dodać, że ta historia skończyła się... spowiedzią całej szesnastki.

Upomnieć biskupa

Później przebywał również w Niemczech, następnie w Hiszpanii i Francji. W niemieckiej diecezji w Spirze duchowieństwo najpierw przyjęło go z wielką nieufnością. Faber zyskiwał jednak życzliwość przy niemal każdym osobistym spotkaniu. Co nie znaczy, że Faber należał do salonowych bywalców, którzy boją się urazić towarzystwo. Przeciwnie, nie powstrzymał się nawet, by upomnieć tamtejszego biskupa, żeby „bardziej czuwał nad obyczajami swoich kapłanów”, żyjących w konkubinatach. Sława Fabera dotarła do kardynała i arcybiskupa w Mainz, Alberta Brandeburskiego, który postanowił zrobić wszystko, by ściągnąć jezuitę do swojej diecezji. Powtórzył się scenariusz ze Spiry: najpierw niechęć wobec reformatora, na dodatek cudzoziemca, a następnie uznanie i szacunek po bliższym poznaniu. Jednym z nawróconych w Mainz był proboszcz jednej z parafii, żyjący z kobietą. Pod wpływem Fabera rozstał się z kochanką i stał się przykładnym proboszczem. W jednej z diecezji niemieckich Faber nie powstrzymał się nawet, by upomnieć tamtejszego biskupa, żeby „bardziej czuwał nad obyczajami swoich kapłanów”, żyjących w konkubinatach. Dopiero Pius IX ogłosił Piotra Fabera błogosławionym – 5 września 1882 r. Do dziś trwa jego proces kanonizacyjny. Być może przyspieszy go przywiązanie, jakie do osoby tego błogosławionego wykazuje obecny papież. •

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.