W niedzielę nieczynne

publikacja 25.10.2013 16:09

Gdyby ktoś odgórnie zarządził, że niedziela jest dniem takim jak każdy inny i musimy potraktować ją jak normalny dzień pracy, to podniósłby się rwetes i bunt jaki trudno sobie wyobrazić. Taka nasza przewrotna istota.

W niedzielę nieczynne

Człowiek to istota wyjątkowo przewrotna. Całe życie poszukuje szczęścia, tylko że nie do końca umie je zdefiniować. Zazwyczaj szczęściem nazywamy stan, do którego dążymy. Rzadko ten, w którym się znajdujemy. Raz będzie to leniuchowanie i nicnierobienie, a innym razem radością będzie nawał pracy i obowiązków.

Do takich wniosków doszłam już dawno, ale do ponownego zweryfikowania tej myśli skłoniła mnie ciekawostka, z jaką się zetknęłam w jedną z niedziel.

Zapełniając sobie popołudnie przeglądaniem stron internetowych zajrzałam na jedną z moich ulubionych, prowadzoną przez dziennikarza, podróżnika i publicystę w jednym. Zaglądam tam często, bo lubię jego cięty język i przemyślenia, jakimi dzieli się ze swoimi czytelnikami, a dodatkowo podglądam, co nowego pojawia się w zakładce „sklep”, licząc się z myślą, że kiedyś coś tam kupię.

I tu spotkała mnie niespodzianka. Mówiąc obrazowo i czerpiąc z realnego świata – odbiłam się od drzwi. Ze zdziwieniem graniczącym z niedowierzaniem przeczytałam, że „W niedzielę nieczynne”. Nie że sklep chwilowo nieczynny, strona w przebudowie czy serwer przeładowany i przepraszamy, spróbuj za chwilkę, ale po prostu NIECZYNNE. I stosowne wyjaśnienie zaistniałej sytuacji: „zarządzenie Pana Boga nr 3 (Księga Wyjścia rozdział 20, wersy 8-11 oraz Księga Powtórzonego Prawa rozdział 5, wersy 12-15)”.

Najpierw uśmiałam się serdecznie, bo było to dla mnie tak zaskakujące i niespodziewane, że po prostu była to niekontrolowana reakcja na to, co zobaczyłam. A później przyszedł czas na refleksję.

Sięgając trochę do historii przypomniało mi się, jak przyglądałam się walce starszych pokoleń o prawo do wolnych sobót, do szacunku dla pracujących, do zapewnienia im możliwości odpoczynku po pięciu przepracowanych dniach. Wtedy było to właśnie dążeniem do szczęścia.

Udało się – przez krótki czas było ono w zasięgu ręki. Ale okazało się, że to jednak nie jest to, o czym marzymy. Zapragnęliśmy mieć dostęp do wszelkich dóbr, których brakowało przez lata i to chcieliśmy mieć go przez siedem dni w tygodniu. Ale żeby tak było, to ktoś musiał pracować. Stworzyliśmy więc sytuację, w której dbając o przywileje dla siebie odmówiliśmy prawa do nich innym. I tak to, co było wywalczone, dla wielu osób stało się fikcją. Mówię oczywiście o strefie handlu.

Niedzielne zakupy stały się swego rodzaju modą. Nie wynikają one przecież w znacznym stopniu z konieczności, a są raczej formą spędzania wolnego czasu. I bardzo trudno byłoby teraz wrócić do czasów, kiedy tylko kilka niedziel w roku było tak zwanymi niedzielami handlowymi.

Ale jak pokazuje przykład niektórych krajów europejskich, jest to możliwe. W Niemczech, Austrii czy Szwajcarii niedziela jest dniem bez handlu. Oczywiście i tam zdarzają się wyjątki i próby obejścia tego, ale generalnie zakaz taki występuje. I jakoś da się z tym żyć.

Inną sprawą są oczywiście zakupy dokonywane przez Internet. Tutaj nie obowiązują reguły wyznaczające dni handlowe, czy niehandlowe. W zasadzie sprzedaż i zakupy dokonują się przez 24 godziny na dobę w ciągu całego tygodnia.

Ale wracając do tematu ludzkiej przewrotności. Polacy w znakomitej większości deklarują się jako ludzie wierzący, czyli potencjalnie przyjmujący taką naukę i idący takimi drogami jakie wyznacza Kościół katolicki, który w tym przypadku wyraźnie opowiada się za uszanowaniem niedzieli jako dnia świętego. Nie przeszkadza to jednak wcale w szaleństwie zakupowym jakie staje się naszym udziałem niezależnie od tego, czy wynika ono z konieczności, czy po prostu z takiego pomysłu na spędzenie dnia wolnego. Nasze deklaracje nie mają pokrycia w realnym działaniu.

Gdyby natomiast ktoś odgórnie zarządził, że niedziela jest dniem takim jak każdy inny i musimy wszyscy bez wyjątku potraktować ją jak normalny dzień pracy, to podniósłby się rwetes i bunt jaki trudno sobie wyobrazić. Taka nasza przewrotna istota.

Dlatego po przemyśleniu tego wszystkiego doszłam do wniosku, że wielkie akcje zamykania bądź otwierania sklepów w dni wolne, zakazy i nakazy niewiele w konsekwencji zmienią. Znowu zatoczymy koło. Natomiast takie małe działania, jak prywatna krucjata mojego ulubionego pana dziennikarza, człowieka wyraźnie określającego się jako osoba wierząca i jak widać umiejąca konsekwentnie podążać drogą wyznawanych prawd mogą nam przypomnieć, że handel w niedzielę to nie jest konieczność. Wygoda być może tak, ale da się bez niego żyć.

Dorota Palacz