Elbanowski: MEN żyje w świecie fikcji

PAP

publikacja 24.10.2013 11:32

W Polsce szkoły podstawowe nie są przygotowane na przyjęcie sześciolatków; potwierdzają to rodzice, a MEN żyje w świecie fikcji - powiedział Tomasz Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, uzasadniając w Sejmie wniosek o referendum w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków.

Elbanowski: MEN żyje w świecie fikcji Tomasz Elbanowski na mównicy sejmowej. W głębi, z lewej - minister edukacji Krystyna Szumilas PAP/Tomasz Gzell

Pod obywatelskim wnioskiem o przeprowadzenie ogólnopolskiego referendum edukacyjnego m.in. w sprawie obowiązku szkolnego dla sześciolatków zebrano blisko 950 tys. podpisów.

"Przychodzi dziś do państwa milion obywateli. Milion obywateli przynosi wniosek o referendum edukacyjne" - podkreślił Elbanowski ze Stowarzyszenia Rzecznik Praw Rodziców, które zainicjowało akcję referendalną. Zwrócił uwagę, że w Sejmie w czasie, gdy jest rozpatrywany wniosek o referendum, brakuje wielu posłów, marszałek Sejmu Ewy Kopacz, a także premiera Donalda Tuska. "Nieobecność premiera jest nieusprawiedliwiona" - podkreślił.

Elbanowski przypomniał, że w referendum Polacy mieliby odpowiedzieć na pięć pytań, z których jedno z najważniejszych brzmi: Czy jesteś za zniesieniem obowiązku szkolnego sześciolatków? Według Elbanowskiego szkoły w Polsce nie są przygotowane na obniżenie wieku szkolnego. "Sytuacja w polskiej edukacji jest bardzo zła, a najgorsze jest to, że minister edukacji narodowej żyje, niestety, w świecie fikcji i nie wie, jak wygląda sytuacja w zwykłej szkole rejonowej. Zwykłej szkole, która boryka się z mnóstwem problemów, przede wszystkim finansowych, w której brakuje szatni, stołówki, świetlicy, wszystkich rzeczy, które wydawałyby się standardem w XXI wieku. Ta reforma od początku jest robiona bez głowy" - ocenił.

Podał przykład m.in. zbudowanych w ramach programu "Radosna szkoła" placów zabaw przy szkołach, na których - jego zdaniem - dzieci nie mogą się bawić. "Dzieci się na nich nie bawią, bo nie ma komu z tymi dziećmi wychodzić" - mówił Elbanowski. Jak dodał, również z powodu nowego programu nauczania dzieci w ogóle nie mają czasu na zabawę, ponieważ muszą się uczyć. "Malutkie dzieci są obciążone pracą, jakby pracowały na dwa etaty" - podkreślił.

W jego ocenie, od początku reforma obniżającą wiek szkolny jest budowana na kłamstwie. Jako przykład kłamstwa podawanego m.in. przez resort edukacji przytoczył argument, że w większości krajów europejskich dzieci poniżej siódmego roku życia są objęte obowiązkiem szkolnym. "Mniejszość krajów Europy wprowadziła sztywny obowiązek edukacji dla dzieci sześcioletnich lub młodszych. To manipulacja, jedna z wielu, którą słyszymy od pięciu lat" - powiedział.

Elbanowski podkreślił też zaangażowanie rodziców w zebranie podpisów pod wnioskiem o referendum. "Rodzice wykonali ogromną pracę, żeby ten milion głosów zebrać. To byli ojcowie, którzy zwalniali się z pracy, brali urlopy, poświęcali całe weekendy na to, żeby przekonywać" - mówił. Jak dodał, Stowarzyszenie Rzecznik Praw Rodziców z niezadowoleniem przyjęło informację, że wniosek o referendum nie będzie głosowany podczas obecnego posiedzenia Sejmu.

Elbanowski skrytykował towarzyszący reformie nowy program nauczania, którego wprowadzenie do polskich szkół wywołało - jak mówił - ogromne kontrowersje. "Podstawa programowa jest fatalna. To opinia nie tylko nas, rodziców, ale przede wszystkim ekspertów, którzy znają tę podstawę programową, a także poprzednią, do której chcielibyśmy wrócić, co jest postulatem z naszego wniosku o referendum" - mówił. Jak ocenił, nowy program nauczania powoduje, że dzieci w pierwszej klasie muszą się uczyć rzeczy, które przerastają ich możliwości.

Wśród najpoważniejszych problemów polskiego systemu edukacji Elbanowski wymienił także gimnazja, które - jego zdaniem - powinny zostać zlikwidowane. "Gimnazja są już ugruntowane w systemie edukacji i będzie to trudne do zmiany, ale może warto podjąć ten wysiłek. W powszechnym odbiorze gimnazja są miejscem, gdzie dzieci nie uczą się niczego dobrego, tylko są deprawowane" - przekonywał. Zastrzegł przy tym, że ewentualna likwidacja gimnazjów nie może być zmianą gwałtowną.

Przypomniał też, że obecne spory dotyczące polskiej edukacji dotyczą jakości edukacji w szkołach ponadgimnazjalnych. "Licea przestają być ogólnokształcące. Najgłośniejszy problem dotyczył ograniczenia kursu historii i dlatego ten problem też został ujęty w naszym wniosku o referendum. Ale dotyczy to również innych przedmiotów. Nasze dzieci będą analfabetami, bo nie mają już możliwości mieć normalnego kursu fizyki, geografii, biologii" - mówił Elbanowski.

Odpowiadając, minister edukacji Krystyna Szumilas stwierdziła, że referendum oznacza "wprowadzenie niepokoju do systemu edukacji, niepewność nauczycieli, uczniów co do ich przyszłości".

Przypomniała, że reforma edukacji była jedną z pierwszych reform wprowadzonych po zmianie systemu w naszym kraju. Wtedy m.in. system edukacji został zdecentralizowany i odpowiedzialność za organizację szkół spadła na samorządy, to one tworzą je i prowadzą dla dzieci mieszkający na swoim terenie. Następna reforma wprowadziła 6-letnie szkoły podstawowe, 3-letnie gimnazja i 3-letnie szkoły ponadpodstawowe. Jak podkreśliła minister, celem jej było podniesienie szans edukacyjnych dzieci, zwłaszcza ze środowisk wiejskich i z małych miejscowości.

"Warto uświadomić sobie co osiągnięto od tego czasu" - zaznaczyła Szumilas. Przypomniała, że gdy w 2000 r. Polska po raz pierwszy uczestniczyła w badaniu krajów OECD dotyczącym umiejętności 15-latków (PISA), wyniki polskich uczniów były poniżej średniej, w kolejnych edycjach wyniki polskich uczniów były już powyżej średniej.

Przekonywała, że Polska jest postrzegana jako „kraj sukcesu edukacyjnego". "Zdejmijcie okulary polityczne" - zaapelowała do posłów opozycji.

Nasza sonda: W jakim wieku dzieci powinny zaczynać naukę w szkole?/sonda/pokaz/1751633.W-jakim-wieku-dzieci-powinny-zaczynac-nauke-w-szkole

Minister edukacji przypomniała, że jedno z pytań, jakie mają być zadane w referendum dotyczy edukacji przedszkolnej dzieci pięcioletnich. Przytoczyła dane dotyczące dzieci sześcioletnich w 2007 r. i w 2012 r. Jak mówiła, w 2007 r. wśród dzieci 6-letnich prawie połowa nie chodziła wcześniej do przedszkola, tymczasem w 2012 r. 46 proc. sześciolatków chodziło do przedszkoli od trzeciego roku życia. "Największy skok cywilizacyjny nastąpił na wsi i małych miejscowościach, bo tam wcześniej przedszkoli nie było" - powiedziała.

Według Szumilas ewentualne zniesienie obowiązku przedszkolnego dla dzieci 5-letnich oznacza, że część z nich nie będzie do przedszkoli chodzić. "Czy to referendum pomoże nam w upowszechnieniu edukacji przedszkolnej, czy nam przeszkodzi?" - pytała. Przypomniała, że zdaniem ekspertów im dziecko wcześniej rozpocznie edukacje, tym ma większą szansę na sukces. "Dlaczego nasze dzieci nie mogą z tego przywileju skorzystać?" - pytała. "Dajmy im szansę na rozwój, nie ratujmy dzieci przed edukacją" - zaapelowała minister edukacji.

W debacie nad wnioskiem o referendum ws. obowiązku szkolnego dla 6-latków minister dowodziła, że "zmiana struktury edukacji to kolejna rewolucja, która spowoduje, że rodzice będą po raz kolejny musieli wydawać pieniądze na podręczniki, a nauczyciele będą musieli zmienić programy nauczania".

"Myślę, że skoro Sejm podjął decyzję, że 1 września 2014 roku pierwsze sześciolatki obowiązkowo pójdą do szkoły, warto się skupić na tym, jak te szkoły jeszcze lepiej przygotować, zwiększyć kontrole, pomagać samorządom terytorialnym, rozmawiać z rodzicami, natomiast nie warto wprowadzać rewolucji do systemu edukacji, bo to na pewno nie będzie sprzyjać lepszym wynikom kształcenia" - powiedziała Szumilas.

Podkreśliła, że bez względu na to, czy do szkoły idą sześciolatki czy siedmiolatki, "nauczanie w klasach początkowych powinno się zmienić i to zostało zapisane w podstawie programowej", którą "dostosowano metodami kształcenia do potrzeb małego dziecka w szkole".

"Ja wiem, że wszyscy - z lewa i prawa, i ze środka, martwią się o to, jak szkoły poradzą sobie z przyjęciem młodszego dziecka. Wiem również, że dzisiaj w 90 proc. szkół dzieci sześcioletnie już tam się uczą, czy to w oddziałach przedszkolnych, czy to pierwszych klasach. Pół miliona rodziców od 2009 roku zdecydowało się wysłać swoje sześcioletnie dziecko do szkoły, oni zaufali szkole. Prawie 90 proc. rodziców mówi o tym, że szkoła dobrze opiekuje się ich dzieckiem, są zadowoleni z opieki nad ich dzieckiem prowadzonym w szkole" - argumentowała Szumilas.

Zapewniła, że rozumie lęk dotyczący poziomu przygotowania szkół do przyjęcia sześciolatków, dlatego jak podkreśliła, MEN uruchomił infolinię dla rodziców. "Zbieramy każdy sygnał dotyczący nieprzygotowania szkół. Natychmiast szkoły te są kontrolowane przez kuratora i nadzór pedagogiczny" - powiedziała Szumilas.

W debacie nad wnioskiem o referendum ws. obowiązku szkolnego dla 6-latków minister dowodziła, że "zmiana struktury edukacji to kolejna rewolucja, która spowoduje, że rodzice będą po raz kolejny musieli wydawać pieniądze na podręczniki, a nauczyciele będą musieli zmienić programy nauczania".

"Myślę, że skoro Sejm podjął decyzję, że 1 września 2014 roku pierwsze sześciolatki obowiązkowo pójdą do szkoły, warto się skupić na tym, jak te szkoły jeszcze lepiej przygotować, zwiększyć kontrole, pomagać samorządom terytorialnym, rozmawiać z rodzicami, natomiast nie warto wprowadzać rewolucji do systemu edukacji, bo to na pewno nie będzie sprzyjać lepszym wynikom kształcenia" - powiedziała Szumilas.

Podkreśliła, że bez względu na to, czy do szkoły idą sześciolatki czy siedmiolatki, "nauczanie w klasach początkowych powinno się zmienić i to zostało zapisane w podstawie programowej", którą "dostosowano metodami kształcenia do potrzeb małego dziecka w szkole".

"Ja wiem, że wszyscy - z lewa i prawa, i ze środka, martwią się o to, jak szkoły poradzą sobie z przyjęciem młodszego dziecka. Wiem również, że dzisiaj w 90 proc. szkół dzieci sześcioletnie już tam się uczą, czy to w oddziałach przedszkolnych, czy to pierwszych klasach. Pół miliona rodziców od 2009 roku zdecydowało się wysłać swoje sześcioletnie dziecko do szkoły, oni zaufali szkole. Prawie 90 proc. rodziców mówi o tym, że szkoła dobrze opiekuje się ich dzieckiem, są zadowoleni z opieki nad ich dzieckiem prowadzonym w szkole" - argumentowała Szumilas.

Zapewniła, że rozumie lęk dotyczący poziomu przygotowania szkół do przyjęcia sześciolatków, dlatego jak podkreśliła, MEN uruchomił infolinię dla rodziców. "Zbieramy każdy sygnał dotyczący nieprzygotowania szkół. Natychmiast szkoły te są kontrolowane przez kuratora i nadzór pedagogiczny" - powiedziała Szumilas.

Nasza sonda: W jakim wieku dzieci powinny zaczynać naukę w szkole?