Polskie drogi

Szymon Babuchowski

|

GN 43/2013

publikacja 24.10.2013 00:15

Przedstawiamy ranking największych absurdów rodzimej komunikacji.

Polskie  drogi

Mówi się, że Polacy lubią narzekać. Na wszystko: pogodę, choroby, uciążliwych sąsiadów. Jednym z podstawowych tematów do narzekania jest też szeroko pojęta komunikacja – od miejskich środków transportu, przez kolej, po autostrady, których nie ma. Czy jednak rzeczywiście mamy tu powody do bycia niezadowolonymi? Postanowiliśmy, z przymrużeniem oka, usystematyzować to, co wydaje się w tej sferze najbardziej absurdalne. I tak oto powstał nasz subiektywny ranking.

10. Północny wschód
Znakomicie skomunikowany rejon Polski. Każdy, kto próbował kiedykolwiek przejechać spod granicy litewskiej na Wybrzeże, wie, o czym mówię. Lepiej nie planować w tym dniu żadnych dodatkowych atrakcji, bo atrakcję stanowi sama droga. Najciekawsze są postoje spowodowane ruchem wahadłowym. Ich częstotliwość sprawia, że podróż można połączyć z obfitym posiłkiem, grą w szachy i buszowaniem po internecie. O ile złapiemy zasięg.

9. Latanie przez Warszawę
A miało być tak pięknie. OLT Express uruchamiało kolejne krajowe połączenia lotnicze. Niektóre z nich ceną mogły konkurować z koleją. I co? Spółka ogłosiła upadłość i szukaj wiatru w polu. Znów trzeba wszędzie LOT-em przez Warszawę, wydając na bilet w jedną stronę minimum cztery stówy. Swoją drogą ciekawe, skąd wzięło się to przekonanie, że każdy, kto w naszym kraju lata samolotem, za każdym razem będzie chciał odwiedzić stolicę. Podejrzewam, że zrodziło się ono w pewnym mieście na literę W, gdzie mało komu przychodzi do głowy, że można w Polsce chcieć lecieć gdzie indziej. Ale zdaje się, że Ryanair wypełni tę lukę. Zapowiada już krajowe loty od 99 PLN. Szkoda tylko, że pierwsze połączenia będą z... Modlina. Módlmy się, by na tym się nie skończyło.

 8. Jajowate koła
300 milionów. Tyle zapłaciły Warszawskie Koleje Dojazdowe za 14 składów, z których większość trzeba było wkrótce wycofać z trasy. Przyczyna? Zbyt szybko zużywające się koła. Okazało się, że w trakcie zmniejszania prędkości, gdy klocki hamulcowe dotykają obręczy, koła odkształcają się i w efekcie osiągają kształt zbliżony do jajka. Nie do końca wiadomo, czy źle zaprogramowano sposób hamowania, czy też wadliwie wykonano same koła. Jak widać, z kołami też mogą być niezłe jaja.

7. W tunelu się nie mieści
Kilka lat temu Koleje Mazowieckie kupiły nowe, piętrowe wagony push-pull. Krótko potem usłyszeliśmy, że nie będą one mogły kursować pomiędzy stacjami Stadion, Powiśle, Śródmieście i Ochota. Tunel średnicowy po remoncie miał się okazać zbyt ciasny dla szerokich i wysokich wagonów. Bardzo podobny kłopot, tyle że z tramwajami, miał Wrocław. Pojazdy te nie mogły się zmieścić na odnowionej pętli przy ulicy Grabiszyńskiej. Żeby minąć trzy słupy trakcyjne, trzeba było demontować lusterka. A wystarczyłoby wcześniej spojrzeć na problem nieco szerzej.

6. Lotnisko w Gdyni
Każda metropolia, wiadomo, musi mieć swoje lotnisko. Gdynia aspiracje do bycia metropolią ma, więc i ona buduje nowoczesny terminal. Cóż z tego, że 29 kilometrów od niego znajduje się gdańskie lotnisko, noszące dumnie imię Lecha Wałęsy? I jakie ma znaczenie fakt, że port ów wykorzystuje zaledwie nieco ponad połowę swojej przepustowości? Widocznie Gdynia jest bogata, stać ją. A co, nie? Ale oto prezydent miasta wystraszył się Komisji Europejskiej i postanowił oddać Gdynię Gdańskowi. To znaczy nie całą, tylko lotnisko. A można było to rozwiązać inaczej. Dobudować porty w Tczewie, Sopocie i Rumi – Szybka Kolej Miejska stałaby się niepotrzebna.

5. Pendolino
Doskonała inwestycja. Superszybki pociąg osiągający prędkość 250 km/h. Tyle że nie na polskich torach. I wszystko wskazuje na to, że przez najbliższych kilka, a może kilkanaście lat nie będzie mógł swoich możliwości wykorzystać. A jednak w roku 1994 na Centralnej Magistrali Kolejowej Pendolino ustanowiło rekord prędkości na torach Europy Środkowo-Wschodniej. To już jest jakiś argument przemawiający za zakupem. Widocznie nie chodzi o to, by nas wozić, ale żeby bić rekordy.

4. Dreamliner
I znów jesteśmy pierwsi w Europie. To właśnie LOT zapoczątkował eksploatację tych maszyn na naszym kontynencie. Zakup okazał się trafiony, przede wszystkim dla polskich pilotów, którzy mogą wreszcie udowodnić, że polecą nawet na drzwiach od stodoły. Niestraszne im przecież nieszczelne kabiny, problemy z przewodem kontroli poziomu wody i odpadające (to akurat nie u nas) fragmenty kadłuba. Nareszcie mają wymarzony liniowiec dla miłośników sportów ekstremalnych.

3. Modlin
Jeden z najkrótszych dowcipów komunikacyjnych brzmi: „Dreamliner wystartował z Modlina”. Otwierane latem zeszłego roku z wielką pompą lotnisko zostało w grudniu ponownie zamknięte i stan ten trwał aż do czerwca. Powodem zamknięcia były złuszczenia pasa startowego i dziury zagrażające bezpieczeństwu lotów.
Ale nie bądźmy malkontentami. Może i Modlina zbyt dobrze nie wykończono, ale za to oddano go do użytku szybko. Początkowo nawet bez systemu ILS, bo przecież mgły, często występujące na tym terenie, to żaden problem. Na dojazd też nie ma co narzekać, bo wszyscy lubimy długo jechać pociągiem, a potem przesiadać się na autobus. Mały parking i terminal pozbawiony atrakcji zbliżają ludzi, a czekanie na zewnątrz w zimne dni na wejście do samolotu jeszcze bardziej sprzyja integracji.

2. Do Szczecina przez Berlin
Jeszcze do niedawna najszybsza trasa z południowej Polski do Szczecina wiodła przez... Berlin! To nie żart. Wszelkie Google i GPS-y dowodziły niezbicie, że choć nadrobimy w ten sposób prawie 100 kilometrów, to dzięki niemieckim autostradom na miejscu zjawimy się szybciej.
Ale uwaga! Dzięki nowo otwartym odcinkom drogi S3 sytuacja diametralnie się zmieniła! Jadąc przez własny kraj, oszczędzasz całe trzy minuty! Tak przynajmniej twierdzi Pan Google. Nie mamy powodu, by mu nie wierzyć.

1. Kraków–Katowice koleją
Połączenie kolejowe między stolicami Małopolski i Górnego Śląska pozostaje hitem nie pierwszego już sezonu. Według rozkładu, najszybszy z pociągów przemierza odległość zaledwie 77 kilometrów w 2 godziny i 22 minuty, ale większość dojazdów zajmuje ponad dwie i pół godziny. I nic tu nie pomoże nawet Pendolino, bo na tym odcinku trwa niekończący się remont. Dodajmy, że przed wojną pociąg pokonywał tę samą trasę w 73 minuty. PKP próbuje łatać tę sytuację, wypuszczając autobus cztery razy na dobę. Jednak prywatni przewoźnicy już dawno zwietrzyli biznes i co kwadrans śmigają autostradą A4 inne autobusy i busiki za jedyne 14 złotych. A kolej pozostaje dla miłośników hardcorowych wrażeń.

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.