Po co nam kościoły?

ks. Tomasz Jaklewicz

|

GN 43/2013

publikacja 24.10.2013 00:15

Liczący 170 lat kościół św. Piotra w Gesté w Zachodniej Francji zburzono (na zdjęciu).
 Decyzję podjęły władze gminy. W najbliższym czasie z powierzchni zniknie 250 kolejnych „niepotrzebnych” kościołów. W Polsce budujemy kościoły, ale ich los zależy od odpowiedzi na tytułowe pytanie. Barbarzyńcy są blisko
.

patrimoine.blog.pelerin.info patrimoine.blog.pelerin.info

Katolicki dziennik „La Croix”
wylicza kościoły, które ostatnio spotkał ten sam los: Saint-Blaise du Breuil
w Allier, Saint-Pie X w Hérault. Saint-Jacques w Abbeville. Sceny z wyburzania można zobaczyć na YouTube. Proszę wstukać nazwę kóregoś z kościołów z dopiskiem „Démolition". Najmocniejszy filmik: "Démolition de l’église Saint-Jacques d’Abbeville”. Od 2000 roku wyburzono już we Francji 
20 świątyń katolickich, kolejnym 250 grozi to w najbliższym czasie. Według raportu francuskiego senatu liczbę wszystkich przeznaczonych do rozbiórki szacuje się na 2800. 
Wszystko odbywa się zgodnie z prawem, ponieważ kościelne budowle powstałe przed 1905 r. są własnością państwa lub gminy. Rząd francuski wywłaszczył wtedy Kościół z całego majątku. Świątynie są więc w użytkowaniu parafii, ale do nich nie należą. Władze nie są specjalnie zainteresowane ich utrzymaniem, praktykuje niewielu katolików, liczba księży maleje. Zamiast wydawać pieniądze na renowację, lokalne władze wolą wyburzyć kościół i mieć spokój z wydawaniem pieniędzy na jego konserwację. Obciążenie budżetu generujące koszty znika raz na zawsze. Beatrice de Andia, założycielka Centrum Dokumentacji Dziedzictwa Religijnego, komentuje: „Po raz pierwszy niszczymy miejsca kultu bez widocznego powodu, aby zrobić miejsce na parkingi, restauracje, sklepy, place czy mieszkania. Przesłanie niszczycieli jest jasne: religijne, sakralno-kulturowe dziedzictwo, które nie przynosi zysku, musi odejść”. Takie postępowanie wywołuje protesty lokalnych społeczności. „Ludzie czują, że to substancjalna zmiana w ich środowisku, kulturze, i przez to ich życia” – pisze ktoś na blogu. 


Nowy Kulturkampf


Przywołuję te obrazy z Francji z bólem. Nie chcę tego komentować z jakimś poczuciem wyższości. W Polsce, Bogu dzięki, wciąż jeszcze budujemy kościoły, remontujemy, odnawiamy. Ale przecież ten sam rewolucyjny duch, działający w całej Europie, wzmaga się i w naszym kraju w ostatnich latach i miesiącach. Póki co w Kościół uderzają buldożery medialne. I robią to coraz brutalniej. Nie powinniśmy mieć złudzeń. Jesteśmy świadkami kolejnego kulturkampfu – walki z katolicyzmem, którego celem jest usunięcie Kościoła z powierzchni ziemi.

W fotografiach z Francji pokazujących zamienianie katolickich świątyń w gruzowisko widzę rodzaj prorockiej przestrogi, czym to wszystko może się skończyć. Nie chodzi o budowle, rzecz jasna, ale ostatecznie o Chrystusa. Po raz kolejny w dziejach słyszy On słowa, które padły kiedyś na dziedzińcu Piłata: „Precz, precz!”. Używając frazy bł. Jana Pawła II – nie może nas to nie boleć. Ratunek jest jeden – skuteczne obudzenie Kościoła w duszach Europejczyków. 
W ostatnią niedzielę października obchodzimy uroczystość rocznicy poświęcenia kościoła (jeśli data tego poświęcenia jest nieznana, jeśli jest znana, rocznicę należy obchodzić ipsa diae). Liturgia podpowiada rzecz ważną – parafia powinna pamiętać o urodzinach swojej świątyni, czyli o momencie, w którym została poświęcona Bogu. Kościół to bowiem coś więcej niż tylko budynek użytkowy służący gromadzeniu się wiernych. Świątynia z kamienia jest symbolem Kościoła zbudowanego z wierzących. Kościelna nawa jest wyobrażeniem żywego Kościoła. Mury świątyni mają gromadzić i jednoczyć wierzących. I odwrotnie: my, żywy Kościół, mamy dawać życie tym murom, żeby stawały się przemawiającym do nas domem Bożym. 
W tych dniach ukazała się po polsku kolejna księga „Opera omnia” Josepha Ratzingera. To druga część tomu ósmego poświęconego Kościołowi. Wiele tekstów to idealna lektura duchowa na rocznicę poświęcenia kościoła. W większości dotyczą one Kościoła pisanego przez wielkie K, ale nie brak też genialnych myśli o znaczeniu samej budowli kościelnej. Teksty zebrane razem powstawały na przestrzeni 50 lat, wykazują jednak zaskakującą spójność spojrzenia. 


Kościół z wyboru 


Dzielę się kilkoma spostrzeżeniami z tego potężnego zbioru. W tekście pt. „Jaki będzie Kościół w roku 2000?” z 1970 roku przyszyły papież pisze: „Nie mam wątpliwości, że dla Kościoła nadchodzą bardzo ciężkie czasy. Prawdziwy kryzys dla Kościoła jeszcze się właściwie nie zaczął. Trzeba się liczyć z poważnymi wstrząsami”. Ratzinger jako duszpasterz i teolog kreśli diagnozę sytuacji, w której znajduje się dziś Kościół w Europie. Umieszcza ją w szerokiej perspektywie historycznej. Zwraca uwagę, że „gdy Kościół powstawał, opierał się na wewnętrznej decyzji jednostki przyjmującej wiarę, na akcie nawrócenia”. Człowiek dorosły przyjmując chrzest i wchodząc do wspólnoty Kościoła, dokonywał świadomego wyboru. Oczywiście ten nawrócony chrześcijanin także w Kościele okazywał się nadal grzesznikiem, ale liczył na łaskę Chrystusowego przebaczenia. „Kościół był wspólnotą duchową przekonanych, ludzi, którzy podjęli konkretną decyzję, i to odróżniało ich od wszystkich pozostałych. Ta wspólnota decyzji i przekonań stanowiła podstawę autentycznie żywej wspólnoty wierzących”. Ta sytuacja w ciągu wieków uległa zmianie. W średniowieczu „Kościół utożsamił się ze światem”. Chodzi oczywiście o Europę. „Bycie chrześcijaninem nie było już własną decyzją każdego, lecz uwarunkowaniami sytuacji polityczno-kulturowej”. Przy czym Europejczycy traktowali to dawniej jako akt wybrania ze strony Boga. Dziś jesteśmy w innym momencie dziejów, z kompletnie inną świadomością. „Dla człowieka Zachodu Kościół najczęściej nie jest niczym więcej niż elementem przypadkowego układu kulturowo-politycznego”. Dlatego „mamy do czynienia z pogaństwem w samym Kościele i z Kościołem, w którego sercu żyje pogaństwo”. Znaczna liczba ochrzczonych nie utożsamia się po prostu z Kościołem, lecz układa swoje własne, subiektywne credo, wybierając z wiary Kościoła to, co im pasuje. Ta sytuacja wymaga zmiany świadomości ludzi nadal wierzących oraz pewnych struktur Kościoła. Sedno tego, co proponuje Benedykt XVI, streszczają zdania: „Na dłuższą metę Kościół będzie musiał rezygnować z pozornego pokrywania się obszaru Kościoła z obszarem świata i stawać się tym, czym jest: wspólnotą wierzących. Misyjna siła Kościoła przez takie zewnętrzne straty będzie mogła faktycznie tylko wzrastać. Tylko wtedy, kiedy przestanie być zbyt łatwą oczywistością, kiedy zacznie na powrót się prezentować takim, jaki jest, będzie też mógł ze swym orędziem dotrzeć do nowych pogan, którzy mogli trwać w iluzji, że wcale poganami nie są”. 
Spoglądając w przyszłość kard. Ratzinger pisał, że ostatecznie ów kryzys Kościoła doprowadzi do tego, że „będzie on szczuplejszy i w niejednej rzeczy będzie musiał zacząć od nowa. Nie będzie mógł zapełnić wielu budowli, które powstały w okresie pomyślnej koniunktury. Wraz ze zmniejszeniem się liczby wiernych utraci wiele ze swych przywilejów w społeczeństwie. Jako wspólnota z własnego wyboru, do której należy się z przekonania, okaże się znacznie silniejszy niż dotychczas”. Wracając do wyburzanych kościołów we Francji, można powiedzieć, że te rozważania Benedykta pozwalają opanować smutek wywołany tymi obrazami. Pytanie, w którym mieści się szansa na przyszłość, brzmi: co zapełni tę pustkę po Kościele? „Gdy Bóg zniknie z ludzkiego horyzontu, ludzie zdadzą sobie sprawę ze swej głębokiej, straszliwej nędzy. A wtedy tę małą wspólnotę wierzących odkryją jako coś całkowicie nowego. Jako nadzieję właśnie dla nich, jako odpowiedź, której w skrytości ducha zawsze szukali”. Dodałbym, byle tylko ta mała wspólnota zachowała to, co jest istotą Kościoła – żywą wiarę w Zmartwychwstałego. 


Buldożery barbarzyńców czekają 


To, co pisał przed laty kard. Ratzinger, nie oznacza oczywiście, że możemy ze spokojem patrzeć na buldożery rozjeżdżające na miazgę katolickie świątynie w Europie. W latach teologicznego zamętu tuż po ostatnim soborze pojawiły się opinie głoszące, że dzięki Chrystusowi, który był i Bogiem i człowiekiem, sacrum i profanum nie muszą już być oddzielane od siebie. Wyodrębnianie strefy sakralnej byłoby czymś anachronicznym, powrotem do religijności przedchrześcijańskiej. Niestety, posoborowa tendencja do desakralizacji liturgii, świątyń i Kościoła jako takiego, w imię zbliżania się do świata, przyczyniła się do postępu sekularyzacji. Nadgorliwi „reformatorzy” okazali się w jakimś sensie sprzymierzeńcami przeciwników Kościoła. Dlatego Benedykt XVI zawsze przestrzegał przed takim „postępowym” myśleniem. 
W eseju „Sens budowania kościołów” akcentuje, że miejsce zburzonej w 70 roku świątyni Izraela zajął Chrystus, ukrzyżowany i zmartwychwstały. Ale to nie znaczy, że dziś już nie potrzebujemy świątyń. Zadaniem każdej kościelnej budowli jest wskazywanie na Jezusa, na prawdziwe centrum chrześcijaństwa. Świątynia katolicka jest przede wszystkim przestrzenią dla sprawowania Eucharystii, głoszenia słowa i udzielania sakramentów. „Ale kościół musi także być miejscem, które poza wspólną liturgią zaprasza do pozostania w nim, do modlitwy i milczenia przed Panem, którego eucharystyczna bliskość trwa także po wspólnej celebracji”. „Kto modli się w kościele, ten zawsze modli się z Kościołem – nie sam. Modlące się kościoły są nowym darem, który Kościół, jego wiara pozostawiły ludzkości”. Aby tak nadal było, kościoły muszą pozostać otwarte w ciągu dnia. „Kościół, który służy tylko »pełnieniu funkcji«, który jest tylko »funkcyjny«, nie daje już właśnie tego, co stanowi jego specyfikę, polegającą na byciu miejscem, w którym po wyjściu ze świata zdominowanego osiąganiem celów znajdujemy się w przestrzeni wolności Bożej”.
Kościoły przez całe wieki były także miejscem spotkania człowieka z pięknem sztuki. Niektórzy artyści postulowali w XIX wieku wystawianie swoich obrazów nie w muzeach, ale na dworcach, żeby ludzie mieli do nich dostęp. Ratzinger komentuje to tak: „Zachód nie potrzebował takiej proletariackiej rewolucji, ponieważ w kościele miał od dawna, dostępny dla o wiele piękniejszej sztuki, wspólny dom piękna, w którym sztuka nie była przywilejem nielicznych i nie była wyrazem przeszłości, lecz żywą teraźniejszością, wspólnym centrum życia, które wszystkich podtrzymuje i rzuca światło na ich dzień powszedni”. 
Rocznica poświęcenia kościoła skłania do dziękczynienia i zarazem przemyślenia naszej odpowiedzialności za świątynię. W eklezjologicznych pismach Benedykta często pojawia się słowo „ojczyzna”. W Kościele mamy odkrywać duchową ojczyznę, troszczyć się o to, by się nią stawał. W kazaniu wygłoszonym z okazji poświęcenia kościoła z 1977 roku kard. Ratzinger zwrócił uwagę, że liturgiczne obrzędy poświęcenia widzą w kościelnej budowli zastępcze ukazanie się samego żywego Kościoła. „Budynek kościelny reprezentuje żywy Kościół. Kiedy cały dzień jesteśmy zajęci naszym zawodem i pracą, budowla ta stoi i pełni jakby wartę, jest trwałą obecnością i skupieniem naszej wiary i modlitwy. Ta budowla zastępuje nas, zapewnia nam obecność Pana i możliwość gromadzenia się w wierze Jego Kościoła. Oczywiście ta budowla także, na odwrót, żyje dzięki nam, ponieważ kiedy jej nie uduchowimy, nie wniesiemy w nią naszej wiary, nadziei i miłości, pozostaje kamieniem i drewnem i nie staje się obecnością Kościoła Bożego w naszym świecie”. Zadanie stawania się żywym Kościołem w naszych kościołach z kamienia jest pilne. Buldożery barbarzyńców czekają. Ręka im nie zadrży. 

Joseph Ratzinger, 
Kościół – znak wśród narodów. 
Pisma eklezjologiczne i ekumeniczne. 
Tom VIII/2 Opera omnia, 
Wydawnictwo KUL, Lublin 2013

Dostępna jest część treści. Chcesz więcej? Zaloguj się i rozpocznij subskrypcję.
Kup wydanie papierowe lub najnowsze e-wydanie.