Zaimpregnowani

Szymon Babuchowski

Choćby przyszło tysiąc profesorów, to ci, którzy już wiedzą, zostaną przy swoim zdaniu.

Zaimpregnowani

Prof. Chris Cieszewski z amerykańskiego Uniwersytetu w Georgii wykazał na podstawie analizy zdjęć satelitarnych, że brzoza, która miała urwać kawałek skrzydła prezydenckiego tupolewa, była złamana co najmniej pięć dni przed katastrofą. Nie mam narzędzi, by to zweryfikować, mam za to pewność, że choćby przyszło tysiąc takich profesorów i każdy przedstawiłby tysiąc dowodów, to i tak ci, którzy teorię o zamachu uważają za spiskową, zostaną przy swoim zdaniu.

Nie twierdzę, że w Smoleńsku na pewno był zamach, ale twierdzę, że każda taka hipoteza wymaga dokładnego zbadania. Tymczasem w dyskusji o katastrofie z 10 kwietnia mamy do czynienia z dziwnym zaimpregnowaniem na argumenty. Każdy, kto choćby nieśmiało dopuści możliwość zamachu, w najlepszym wypadku zostaje natychmiast oszołomem, w gorszym – paskudnym nekrofilem wykorzystującym tragedię do celów politycznych. Jak w takiej sytuacji prowadzić jakąkolwiek debatę?

Portal, któremu podobno „nie jest wszystko jedno” relację z dzisiejszej konferencji smoleńskiej zatytułował „»Eksperci« Macierewicza w swoim świecie”. Widać niektórzy dziennikarze mają narzędzia, pozwalające im ocenić całą konferencję jeszcze przed jej zakończeniem. Zazdroszczę im. Obawiam się jednak, że za bardzo przejęli się przypadkiem profesora Rońdy, który, o ile mi wiadomo, całą komisją nie jest. Nie zdziwiłbym się, gdyby został podstawiony przez jej politycznych przeciwników, na co wskazywać by mogła jego dawna współpraca z tygodnikiem „Nie”. Ale o tym sza, bo znów zaczynam wietrzyć spisek.

Spośród komentarzy do wystąpienia profesora Cieszewskiego najbardziej rozbawiła mnie jednak wypowiedź Edwarda Łojka z rządowego zespołu ekspertów: „To kolejna fantastyczna teoria niczym nieudokumentowana, tylko kiepskiej jakości zdjęciami satelitarnymi, a przecież można to zweryfikować w banalny sposób. Wystarczyło spytać właściciela działki, na której stoi brzoza, kiedy została ona złamana”. Nie wiem, skąd założenie, że zdjęcia są kiepskiej jakości, ale wiem, że rządowy ekspert tym swoim „wystarczyło” kompromituje się całkowicie. To tak, jakby detektyw prowadzący śledztwo w sprawie domniemanego zabójstwa dokonanego w jakimś mieszkaniu, stwierdził, że wystarczy spytać właściciela mieszkania, co tam właściwie zaszło. Powtarzam, nie twierdzę, że w Smoleńsku na pewno był zamach, ale właściciel działki jest ostatnią osobą, która mogłaby to wykluczyć. Tak na marginesie: to ten sam człowiek, który w filmie Anity Gargas „Anatomia upadku” zagajony przez dziennikarkę udawał najpierw kogoś innego. Trudno dociec: ze strachu czy z innego powodu, ale jego wiarygodność jako świadka pozostaje raczej nikła.

Problem jednak w tym, że to krótkie „wystarczy” dobrze charakteryzuje postawę polskiego rządu wobec katastrofy. Wystarczą zapewnienia Rosjan i uścisk Putina, wystarczą kopie czarnych skrzynek i prowizoryczna wiata nad wrakiem. Wystarczą, by wiedzieć, że to błąd pilotów, a dalej lepiej nie drążyć. Dlatego już wystarczy zajmowania się przez rząd Donalda Tuska tą sprawą. I jakąkolwiek inną.